Wydawnictwło Słowne prezentuje książkę Grzegorza Kaply „Mekong przed końcem świata” z serii: Czuły punkt.
Na Półwysep Indochiński można, oczywiście, przyjechać z biurem podróży w charakterze turysty. Grzegorz Kapla nie jest turystą. Według jego definicji „turysta wie, dokąd zmierza, ma plan podróży, rezerwację hotelu, harmonogram wycieczek fakultatywnych, przewodnika i program animacji przy hotelowym basenie”.
On się po prostu nad Mekongiem włóczy, bo jest włóczęgą i siadając przy stoliku z podróżnikami z Brazylii rozmawia o Bogu. Kiedy nie ma z kim rozmawiać, wyciąga notes i pisze. Opisuje punkty, w których jada, bo nie sposób nazwać je restauracjami: „kucharz sprzedaje swoją zupę, ryż z mięsem albo curry z palnika gazowego na kółkach i podaje ci do maciupkiego stolika, jaki w naszym świecie stałby w przedszkolu. Ledwo można się wcisnąć w maleńkie krzesełko”.
Unika też utartych szlaków: „Ktoś mnie nagabuje, żebym kupił bilet i popłynął zobaczyć zachód słońca. Macham ręką i zbiegam kamiennymi schodkami w dół, do promu. To zwykły prom. Po drugiej stronie w wiosce Akreiy Ksatr nie ma niczego ciekawego, ale kiedy płynie się przez Mekong pierwszy raz w życiu, nieważne jest dokąd”.
Do ważnych miejsc jednak zdarza mu się dotrzeć, choć nie zawsze główną drogą. Odwiedza zatem i pływające targowiska, i Wat Arun, główną świątynię Tajów, i Angkor Wat, i Srebrną Pagodę. Wędrówka, a raczej włóczęga lokalnymi środkami transportu zapewnia Autorowi spotykanie ludzi niezwykłych, chętnie dzielących się swoimi historiami. Można się dzięki nim dowiedzieć, dlaczego należy strzec się słońca i jak sprawić, by jadalnym pokarmem był trujący owoc, bo mogą nastać czasy, w których nie ma się dla dziecka nawet garści ryżu.
Ta podróż i przypadkowe spotkania wyznaczają na mapie delty Mekongu trasę niespotykaną, zapewne nie do powtórzenia, dodatkowo uzupełnioną zdjęciami Autora. Czarno-białymi, bo przy takich większą uwagę zwraca się na detale, a czasem to one sprawiają, że patrzymy uważniej. Bo na świat tak trzeba patrzeć. I nie znajdziemy tam portretów Grzegorza, choć jak sam mówi: „Gdybym wiedział, że za dwa miesiące zamkną to wszystko na cztery spusty, bo na cały świat rozleje się koronawirus, zrobiłbym tu selfie, żeby pamiętać, jaki był świat przed pandemią”.
Materiały prasowe: Burda Media