Okres II wojny światowej jest niewysychającym źródłem tematów dla scenariuszy kolejnych filmów. Powstały setki filmów dotyczących tego tragicznego okresu w historii. Wystarczy wspomnieć choćby „O jeden most za daleko” Richarda Attenborough, „Działa Nawarony” J. Lee Thompsona, „Pianistę” Romana Polańskiego czy też polskiej produkcji „Kanał” Andrzeja Wajdy i słynny film familijny „Czterej pancerni i pies”. O amerykańskich żołnierzach walczących przeciwko Rzeszy traktuje słynny „Szeregowiec Ryan” . Od niedawna do grona tych filmów dołączyła „Furia” w reżyserii Davida Ayera.
„Furia” to nazwa czołgu M4 Sherman wchodzącego w skład 2. dywizji pancernej US Army generała George’a Pattona. Dowodzi nim doświadczony weteran wojenny Don Collier w tej roli Brad Pitt noszący znaczący pseudonim „Wardaddy”. Don jest zaprawionym w boju, owianym legendą dowódcą, który potrafi wyprowadzić swoich ludzi z niejednej opresji. Łączy w sobie cechy autorytarnego ojca wychowującego swoje dzieci twardą ręką i wrażliwego filozofa cytującego wersety z Pisma Świętego. Pozostali członkowie załogi furii również noszą cechy charakterystyczne, rys psychologiczny postaci jest bardzo prosty. Razem tworzą zgraną ekipę żołnierzy, których wojna pozbawiła nadziei na lepsze jutro i odarła z wrażliwości. Trudne i złożone relacje między bohaterami filmu budują dramatyzm całego filmu. Do czołgistów dołącza żółtodziób. Młody, niedoświadczony w walce chłopak o imieniu Norman, dzięki któremu reżyser kontrastuje niewinność i dobro z całym odium wojny. Norman przechodzi nieodwracalną przemianę z naiwnego i wrażliwego chłopca w „maszynę do zabijania”. Po jednej z akcji pseudonim „Maszyna” przylgnie do Normana, jak ulał. Chłopak przechodzi inicjację w męskość, wojnę i twardą, męską przyjaźń.
Sytuacja aliantów jest nieciekawa. Mają o wiele gorsze uzbrojenie niż hitlerowskie Niemcy, którzy wcale nie zamierzają się poddać bez walki. Akcja rozgrywa się gdzieś w Rzeszy w kwietniu 1943 roku. Furia i jej załoga zostają wysłani na niebezpieczną misję, mają zatrzymać wojska hitlerowskie, które depczą po piętach oddziałom wiozącym amunicję i żywność dla aliantów. Dochodzi do starcia pomiędzy czołgami aliantów i niemieckim czołgiem typu Tygrys (Panzerkampfwagen VI Tiger), którego budowa i wyposażenie znacznie przewyższały czołgi typu Sherman. Widok pola walki, na którym ścierają się czołgi to niezapomniane wrażenie.
Ogromnym plusem filmu jest wartka akcja (Ayer jest w tym zakresie specjalistą) oraz pieczołowicie odzwierciedlone realia panujące zarówno w centrum dowodzenia, w zdobywanych niemieckich miastach, jak i na polu bitwy. Autentyczność obrazu wynika między innymi z tego, że do produkcji wykorzystano prawdziwe maszyny będące obecnie eksponatami muzealnymi z okresu II wojny światowej. Po zwycięskiej walce „Furii” z „Tygrysem” niejeden widz zapragnął zapewne, by stać się członkiem załogi czołgu dowodzonego przez Dona.
Oprócz spektakularnych scen walki, warto zwrócić uwagę na zdjęcia. Są takie kadry z filmu, które zwróciły moją szczególną uwagę np. jeździec na białym koniu przejeżdżający przez pole bitwy albo widok ścierających się w powietrzu myśliwców.
David Ayer wie, jak rozegrać akcję, wie jak dawkować emocje i utrzymać widza w napięciu. Mimo, że fabuła nie jest skomplikowana, do samego końca nie wiadomo, co się stanie.
Jedyne „ale” mam do sceny finałowej, w której reżyser niestety dał się ponieść hollywoodzkiej przesadzie.
Na mnie film zrobił duże wrażenie. Jeżeli chcecie przeżyć to samo, co ja, zapraszam do Kina Kijów Centrum.
Recenzowała Magdalena ES
Kino: Kino Kijów Centrum
Film: Furia
Reżyseria: David Ayer