Czarownice, smoki i dzielni rycerze – jeśli Wam ich brakowało to „Siódmy Syn” zmierza z odsieczą.
Poznajcie mistrza Gregory’ego trudniącego się profesją stracharza, który zajmuje się zabijaniem wszelakiego pokroju potworów. Lata temu wojował on z potężną czarownicą Mateczką Malkin (Julianne Moore), którą uwięził. Zbliża się jednak pełnia czerwonego księżyca, a siły czarownicy rosną, ucieka ona ze swojego więzienia i pragnie zemsty na swoim dawnym oprawcy. Pierwsze spotkanie nie kończy się dla przedstawiciela dobra pozytywnie, czarownica zabija bowiem ucznia stracharza (Kit Harington). Poniesiona strata skłania mistrza do udania się na poszukiwania nowego ucznia, którym zostaje Tom Ward (Ben Barnes), tytułowy siódmy syn siódmego syna, któremu pisana jest wyjątkowa przyszłość za sprawą szczególnych zdolności, które posiada. A te zdecydowanie będą mu potrzebne zwłaszcza dlatego, że Mateczka Malkin pragnie władzy nad światem i w tym celu zbiera armię swoich sprzymierzeńców.
Oto zarys fabuły, do tego dorzucić możemy wątek miłosny, którego zakończenia spodziewamy się w zasadzie już od początku. Jeff Bridges w roli sarkastycznego Gregoryego, który nie rozstaje się z piersiówką i jak to bywa ze sceptycznymi bohaterami skrywa sekret niespełnionej miłości. Początkowo trudna znajomość młodego ucznia i starego mistrza ulega przeobrażeniu, co obserwujemy z uśmiechem. Plus dla Warda, że od czasu do czasu potrafi on postawić się swojemu mentorowi, nawet jeśli nie potrwa to długo. Czym byłaby opowieść bez wątku miłosnego o którym już wcześniej wspomniałam? Drugą połówkę bohatera stanowi dość niefortunnie czarownica będąca siostrzenicą Mateczki Malkin – Alice (Alicia Vikander), która jak to bywa z miłością, odegra kluczową rolę w czasie finału.
Warto wspomnieć, że film został oparty na książcę „Zemsta czarownicy” z cyklu „Kroniki Wardstone” autorstwa Josepha Delaneya. Nie czytałam książki, dlatego trudno mi się do niej odnieść, lecz wielu czytelników narzeka na małą ilość punktów wspólnych pomiędzy książką a wspomnianą ekranizacją. Filmowi zarzuca się także zbyt prostą fabułę oraz zbytnią naiwność niektórych scen, co prowadzi do wniosku, że film ten spodobać może się jedynie najmłodszym widzom, który przymkną na to oko. Jako widz, który przekroczył próg dorosłości kilka lat temu, zaświadczyć mogę, że film mi się podobał. Nie odczułam, jakoby aktorzy grali sztucznie czy ze świadomością, że film i tak będzie kiepski. Fabuła i owszem, nie należy może do najbardziej spektakularnych, ale z ręką na sercu powiedzmy sobie, jak wiele filmów może takowymi się poszczycić? Jedyne co mnie razi to może zbyt łatwa śmierć Mateczki Malkin, jako wszechpotężna czarownica powinna umierać chyba bardziej widowiskowo.
Pora na kluczowe pytanie, które nękać może Was po stosie negatywnych recenzji: Czy warto zobaczyć ten film? Tak, jeśli nie szukacie egzystencjalnego kina z głębokim przekazem i liczycie na miłe dla oka widowisko ze znanymi aktorami. Mając takie nastawienie, istnieje spore prawdopodobieństwo, że będziecie cieszyć się seansem, zamiast szukać w nim niedociągnięć.
Monika Matura
Dzięki uprzejmości Kijów. Centrum