O Mai Lidii Kossakowskiej słyszałam wiele, głównie za sprawą serii „Anielskie zastępy”. Miałam nawet okazję zapoznać się z mikropowieścią „Upiór południa. Czas mgieł”, ciągle jednak w głowie szumiał mi zamiar o przeczytaniu anielskich opowieści, które nieustannie gdzieś się przewijały. Udało mi się to przy okazji premiery najnowszego tomu tejże serii „Bramy Światłości”. W związku z z tym moja recenzja tworzona będzie z perspektywy nowicjusza uniwersum Anielskiego.
Pan opuścił Królestwo a Biały Tron świeci pustkami, opuszczone czy nie musi jednak trwać, do czego przyczyniają się zarówno mieszkańcy kręgów niebiańskich, jak i piekielnych. Kruchy spokój z trudem udaje się utrzymać, aż do pojawienia się Seredy, Świetlistej podróżniczki i kartografki oraz dawnej uczennicy Rajzela, która przynosi wieść o tym, że w Strefach Poza Czasem wyczuła moc Jasności. Mimo początkowego niedowierzania obecnego regenta, anioły postanawiają to sprawdzić. Wyrusza ekspedycja na czele której staje Daimon Frey i Sereda. Oboje wiedzą, że podróż ta będzie tyleż interesująca co i niebezpieczna, ponieważ Strefy Poza Czasem słyną z nieprzewidywalności.
Zarysowana w ten sposób fabuła może brzmieć znajomo, w końcu ile to już razy obserwowaliśmy zebranie się drużyny, która wyrusza w celu odnalezienia drogocennego skarbu, a po drodze napotyka na spore trudności? Brzmi to niczym idealny schemat powieści przygodowej. I tak w zasadzie jest. Z racji moich pierwszych kroków w tym uniwersum potrzebowałam nieco czasu na to by się wprawić i wejść w ten świat. Pierwsze strony były oczywiście najtrudniejsze, bo i postaci wspominają dawne wydarzenia o których ja pojęcia nie miałam, jednak im dalej tym mocniej wgryzamy się w przygodę, a to co dawne nie jest tak istotne, bo dzieje się nowe. Powieść napisana jest lekkim językiem. Kossakowską cechuje tworzenie barwnych opisów oraz charakterystyczny opis postaci (szczególnie dotyczący mimiki), choć wiele tych opisów dotyczy również stanów wewnętrznych bohaterów. Środków stylistycznych uświadczymy tu pod dostatkiem. Na uznanie zasługują zwłaszcza te o biblijnym zabarwieniu.
Wspomniana podróż stanowiąca oś fabularną powieści, jak możemy się domyślać nie będzie należała do najspokojniejszych i czeka nas sporo przygód. Możemy liczyć na niespodziewane zwroty akcji, intrygi i widowiskowe walki. Anielscy bohaterowie i towarzyszące im w podróży postaci są interesujące. Większość z nich odznacza się charakterystycznymi cechami, które odrzucą nas lub za które je polubimy. Głównym bohaterem jest między innymi Tańczący na Zgliszczach, który mimo zaciętego charakteru budzi naszą sympatię. Nie sposób nie polubić też Lucyfera czy Boskiej Bestii – Piołuna, niezwykłego rumaka Daimona, który nie tylko często ratuje mu skórę, ale i rozładowuje atmosferę swymi komentarzami. Ambiwalentne uczucia budziła we mnie za to Serdea, która być może przekona mnie do siebie w kolejnym tomie. Stanowi to jednak zaletę, skoro bohaterowie budzą różne emocje oznacza to, że blisko im do tych prawdziwych.
Moje drugie spotkanie z Mają Lidią Kossakowską uznaję za więcej niż udane. Z racji intrygującego zakończenia pierwszego tomu czekam już na jego następce. Wykreowany przez nią świat jest ciekawy, sprytnie wykorzystuje ona mitologie wielu kultur. Krainy są opisane dość dokładnie i zaskakują. Akcja jest zrównoważona, dzieje się tutaj wiele, ale nie przytłacza nas to, bohaterowie nie są papierowi, za to są zróżnicowani. Jeśli dodamy do tego solidny warsztat otrzymujemy lekturę, po którą warto sięgnąć będąc fanem fantastyki. Jeśli jeszcze nie mieliście okazji zapoznać się z tą serią, to nic nie stoi na przeszkodzie by zacząć od „Bram Światłości”. Ja już lecę po jej pierwsze odsłony.
Autor recenzji: Monika Matura
Tytuł: „Bramy Światłości” tom 1
Autor: Maja Lidia Kossakowska
Wydawca: Fabryka Słów
Data wydania: 11 stycznia 2017 roku