Zdarzyło mi się przeczytać o tej książce, że jest idealna na #zostańwdomu i od razu zaczęłam poddawać w wątpliwość sens lektury. Kolejny ersatz, by zbudować sobie sztuczną narrację na przetrwanie. Znów idealna propozycja, jak wypełnić czas, bo przecież nie znosimy próżni. Jedna z licznych prób zaszufladkowania książki nim przeczytamy choć jedno zdanie. Cóż, mogę sobie tu spokojnie siać wiatr, bo książka sama broni się znakomicie.
„Wierzyliśmy jak nikt” to dobra powieść, w której można się zatopić całkowicie – tak, że przestaje się ją traktować jak opatrunkowy plaster na teraz, z każdym rozdziałem coraz bardziej angażując się w dwa porządki czasowe: Chicago lat 80. i Paryż w 2015 roku. W Chicago przemierzamy dzielnicę Boystown, gdzie coraz więcej osób zapada na AIDS, nie wynaleziono leku, a sama choroba jest stygmatem. Traktowanie AIDS jak „gejowskie piętno” ułatwia rządowi uporczywe ignorowanie problemu, co przynosi tragiczne skutki dla „straconego pokolenia” dziesiątków tysięcy młodych ludzi. Ich reprezentantem jest Yale Tishman: wrażliwy, myślący, poszukujący swojego miejsca pracownik chicagowskiej galerii sztuki. Przenosząc się zaś do Paryża z 2015 roku bliżej poznajemy poszukującą swojej córki Fionę, pokrewną duszę Yale’a – która trafia do miasta w czasie serii zamachów terrorystycznych, co dodatkowo utrudnia jej nawiązanie relacji z zaginioną Claire.
Na przestrzeni lat śledzimy pokomplikowane losy osób, które były sobie bliskie lub chciały być dla siebie bliskie – ze wszystkimi tego konsekwencjami. Widzimy fatalne następstwa epidemii AIDS, patrzymy na ludzi opuszczonych i umierających samotnie, rozumiemy, że czas nie zagoił ran, doprowadził nas jedynie do miejsca, w którym możemy jeszcze raz próbować je leczyć. Porusza mnie śledzenie ludzi w czasie – tych, którym go zabrakło, „którzy patrzyli już w oczy śmierci” i tych, którzy mieli okazję się zestarzeć, z całą mapą wewnętrznych i zewnętrznych doświadczeń. W tym sensie bliski mi jest moment, kiedy Fiona w Centrum Pompidou rozmyśla w kontekście relacji z córką, „że ta wystawa, kto wie, pokaże jej to wszystko, odsłoni przed nią ten palimpsest, jakim jest serce jej matki, w którym stare warstwy można pokrywać nowymi, ale nie wymazać”.
Na koniec jeszcze jedna myśl – nie traktuję tej książki, jako powieści o chorobie i śmierci. To bezpretensjonalna powieść o przywiązaniu, pamięci, „miłości beznadziejnej, przegranej, samolubnej i śmiesznej”. Nie przypadkowo Fiona trafia do rozedrganego Paryża i nie bez przyczyny dociera do miejsc, w których przed laty jej ciotka Nora wiodła fascynujące życie wśród bohemy artystycznej. Paryż to „miasto, które mówi o miłości, które uznaje jej bezustanne ingerencje, jej brak porządku”, a odkrywając ślady tych nieuporządkowań, można przypadkiem natknąć się na coś, co jest nam bliskie. Nie zdradzam, czy Fiona i Yale znaleźli własne miejsca, namiastkę domu – zdecydowanie zachęcam, żeby przekonać się na własną rękę.
Autor recenzji: Teresa Bosak
Tytuł: Wierzyliśmy jak nikt
Autor: Rebecca Makkai
Tłumaczenie: Sebastian Musielak
Wydawnictwo: Wydawnictwo Poznańskie
Data premiery: 15 kwietnia 2020
Dziękuję Wydawnictwu Poznańskiemu za egzemplarz „Wierzyliśmy jak nikt”.