Zwykłe polskie osiedle. Zwykłe polskie mieszkanie. Zwykłe polskie małżeństwo.
Marianna i Mirosław. Mańka i Mirek.
Nieusmażone jeszcze placki ziemniaczane świadkiem ich rozstania. Mirek odchodzi. Po trzydziestu latach udanego (?) małżeństwa.
Pospolity początek. Zapowiadało się na zwykłe romansidło. Do tego opasłe tomisko.
Lubię kiedy książka zaskakuje.
Lilka, Małgorzaty Kalicińskiej to powieść – niezwykła.
Niebanalna.
Głęboka.
Wzruszająca.
Dlaczego Lilka? A nie Mańka? Przecież to Mańka została porzucona niczym kot w pustym mieszkaniu. Przecież to oczyma Mańki oglądamy świat. Grzebiemy w przeszłości – pełnej beztroski, radości i uśpionych demonów. Odczuwamy ból rozstania, samotności, rozkosz dzikiego seksu, romantycznych spotkań. Odczuwamy bezradność wobec śmiertelnej choroby Lilki. Kim jest Lilka i jak splotły się drogi dwóch Pań? Wiele czasu Kalicińska poświęca śmierci. Jak dalej żyć kiedy najbliżsi odchodzą w zaświaty? Mama. Tata. Wuj. Nie może też zabraknąć dywagacji o rozstaniach. Czy życie kończy się po rozstaniu? A może właśnie się zaczyna? Czy lepiej żyć w przyzwoitości i kłamstwie, czy z godnością pozwolić mu odejść?
Wakacyjna lektura obowiązkowa.
zuzek.