Brytyjski duet nie zaskoczył. Po mainstreamowym sukcesie singli: „You Know You Like It”, „Attracting Files” oraz owocnej kolaboracji z Disclosure (White noise), spodziewać by się można płyty zadziwiającej i nietuzinkowej, w której każdy następny utwór byłby tzw. show-stopper. Tymczasem dostaliśmy płytę dobrą, ba można by powiedzieć świetną, ale jednostają i pozbawioną kawałków, które mogłyby dorównać singlom. Ale zacznijmy od początku.
Alunageorge to londyński duet w skład którego wchodzą piękna i charyzmatyczna Aluna Francis, wokalistka, autorka tekstów. Obdarzona niecodzienną barwą głosu (istne połączenie anielskiego spokoju+ Alwin i wiewiórki) czaruję każdą z najbardziej rozszatkowanych, czy plumkającym melodii, przywodząc na myśl gwiazdy r&b lat 90. Za produkcję odpowiedzialny jest George Reid, człowiek orkiestra, któremu żaden instrument nie jest obcy, czy straszny. Artyści poznali się, jak na te brutalne czasy przystało, przez internet, kiedy George zaproponował zrobienie remixu jednego z utworów dla macierzystej formacji Aluny. Często zdarzą się, że osoby z dwóch różnych muzycznych światów, wychowani na czym innym w różnym, diametralnie innym otoczeniu nie znajdują wspólnego języka. Na całe szczęście nie było tak z Aluną i Georgem. Muzycy połączyli swoję indywidualne style i preferencję, i jak się niebawem okazało ( podwójny singiel We are chosen/Analyser-2011) trafili do serc wielu fanów „spokojnej” elektroniki. Z każdym nowo wydanym singlem liczba fanów rosła i rosła.
Duet świetnie odnajduję się w klimacie amerykańskiego popu, r&b, Aluna głosem dorównać może nie jednej soulowej divie, a George już teraz porównywany jest do Jamesa Blake’a, czy Johna Talabot’a. Debiutancka płyta nie rozczarowuję, ale również nie zaskakuję. „Body music” zawiera czternaście utworów ( w tym jeden bonus w wersji Deluxe), cztery z nich to znane już wcześniej show-stoppery, które z niemożliwą łatwością wpadają w ucho, oparte na łatwej, różnorodnej melodii, od bzyczeń, przez gwizdy, świsty, po imitację brzmienia fletu. Reszta kawałków powoli i przyjemnie przepływa, czasem porywając do tańca, czasem uspokajając. Tempa na „Body music” są zróżnicowane, choć nie jest ciężko rozpoznać, że mają jednego życiodawcę. Teksty głównie obracają się wokół skomplikowanych relacji damsko-męskich, czasem z lekkim zabarwieniem erotycznym. Aluna nie mataforyzuję, nie nadmuchuję tekstów barwnymi środkami stylistycznymi, za to nieraz tworzy ciekawe zestawienia: Let away fairy tales and, little white lies Everything you exhale Is attracting flies
Całość albumu kończy cover znanego i szanowanego „This is how we do it” Montella Jordana. Bez rewolucji, chociaż trzeba przyznać, że słysząc „anielski” głos wokalistki (mając w pamięci stylowych czarnoskórych panów, szykujących się do imprezy), na twarzy pojawia się uśmiech. Alunageorge to jeden z niewielu zespołów mających mocno określony pomysł na siebie, to artyści utalentowani i dojrzali. Zdążyli już zaznaczyć swoją pozycję na rynku muzycznym, ich piosenki wykorzystywane są na modowych wybiegach, a także w popularnych serialach(„Skins”). Zostali zauważeni przez poważnych muzycznych krytyków i recenzentów, o czym może świadczyć nominowanie do nagrody brytyjskich krytyków Brit Awards.
Pozwolę sobie na powtórzenie, album „Body music” nie zaskakuję, nie świadczy to jednak o jego słabości, czy jakichkolwiek brakach. Spójność całości sprawia, że słuchając tego pięćdziesięcio minutowego albumu możemy pogrążyć się w przyjemnym zamyśleniu, najlepiej leżąc w cieniu drzew nad Wisłą w upalny dzień. Utwory stworzone przez Alune i Georga również świetnie sprawdzają się podczas nauki, wieczornego joggingu, czy piątkowej domówki,
naprawdę, polecam!