Kilka miesięcy temu w mediach pojawiły się pierwsze plakaty zapowiadające najnowszę produkcję wyreżyserowaną przez Larsa Von Trieta, „Nimfomankę”. Wśród krytyków filmowych, a także i wielbicieli kina, wzbudzały one nie lada kontrowersje, bowiem przedstawiały główne postaci obu części filmu w niezwykle erotycznie odważnych pozach. Pomysł na taką promocję doczekał się wielu reinterpretacji, zaś sam film pojawił się po raz pierwszy na ekranach polskich kin w styczniu tego roku, jego druga część zaś w lutym.
Fabuła filmu rozpoczyna się w dniu, w którym Seligman (Skarsgård), samotny kawaler odnajduje przypadkowo na ulicy Joe (Gainsbourg) leżącą na ziemi; posiniaczoną, krwawiącą i pół- przytomną. Kobieta prosi go, by nie wzywał karetki i policji, lecz zgadza się przyjść do jego mieszkania, aby napić się herbaty i oczyścić tam rany.
Coś w jego zachowaniu, pełnym łagodności i budzącym zaufanie sprawia, iż Joe opowiada mu historię swojego życia, która staje się przyczynkiem do obu części epickiego filmu balansującego na granicy gatunku porno. Jej opowieść przepełniona jest poczuciem przepełnionych fanatycznie wyuzdanym seksem i alienacją, trwającą cztery godziny. Mieszają się tam skrajne nastroje: nuda , brutalność i miłość, jak i kompletna apatia. Seligman prowadzi dialog z Joe w stylu mocno uniwersyteckim, a jego oderwanie od rzeczywistości znajduje się na pograniczu autyzmu (porównanie jej doświadczeń seksualnych do przedmiotów, czy też zjawisk, np. do polifonii Jana Sebastiana Bacha).
Jego komentarze są niezwykle rozległe pod względem formy: poetyckie, spostrzegawcze i natchnione. W jednym momence cechuje go wspaniała inteligencja emocjonalna, by po chwili przejął on rolę miasteczkowego błazna niewprawionego w temacie . Kiedy Joe odkrywa przed nim sekret jej „pierwszego razu”, kiedy to kochała się trzy razy klasycznie, a analnie pięć , Seligman odpowiada: ” Trzy plus pięć! To są liczby w ciągu Fibonacciego ! ” Joe wydaje się tym być jednocześnie rozbawiowa, podrażniona i dziwnie wyzwolona ze względu na tą dziecięcą dygresję jak i specyficzną osobowość nowo poznango kompana. Powoli, lecz z dużą intensywnością , Seligman i Joe stają się przyjaciółmi. Jest coś wspaniale rażącego w sposobie w jakim Von Trier ostatecznie odmawia łagodnego, sentymentalnego zakończenia, potwierdzając nim ostatecznie niszczycielską moc seksu.
Wydaje się, iż jest to pierwsza produkcja Larsa Von Triera, która pobawiona jest wymyślnej, prowokacyjnej intrygi , która na stałe wpisała się w fabuły nawet jego najbardziej podziwianych filmów. Jest to bowiem obraz, w którym nie brakuje scen bogatych w uczucia, pasję i wrażliwość (moment, w którym Joe wspomina słowa ojca o duszy podążają w stronę sękatego drzewa), którym to posunięciem reżyser wydaje się przywoływać jego wcześniejsze dzieło zatytułowane „Przełamując fale”. Sama historia Joe, jej upadek i odrodzenie, oraz docieranie do tego kim jest, pomimo iż cechuje się interesującymi zwrotami akcji, jest przedstawiana w sposób konsekwentny i spójny, bez zbędnych elementów komplikujących płynność jej przebiegu.
Nie oznacza to jednak, iż reżyser zrezygnował ze wszystkich swoich „sztuczek”, gdyż często w obu częściach „Nimfomanki” żartobliwie nawiązuje do swoich wcześniejszych filmów, również „Antychrysta”. Całkiem nagle Seligman dobitnie zaczyna w pewnej scenie wyjaśniać cnotę bycia ” anty – syjonistą ,nietożsamą z „antysemityzmem” „. Sam film zaś jest zlokalizowany w dziwacznym, lekko niedorzecznym, wręcz wymyślonym mieście znajdującym się gdzieś w północnej Europie, które wygląda jak skrzyżowanie Finlandii i Wielkiej Brytanii (również wskazuje język, którym bohaterowie się posługują) . Akcja upstrzona jest absurdem i nieraz poszturhiwani jesteśmy przez drobne intrygi.
To, co jednak wydaje się być kluczowe, i na co wskazuje sam tytuł, to uzależnienie głównej bohaterki od seksu. Przez cały czas trwania filmu zapoznajemy się bowiem z historią rozwoju jej życia seksulnego, które w jej przypadku rozpoczęło się w wieku lat 12, poprzedzone być może atakiem epilepsji, będące objawieniem połączonym z jej pierwszym w życiu orgazmem. Pomimo bliskiej relacji z ojcem, jej pasji i kompulsywnego seksu z setkami przypadkowych partnerów nie można wytłumaczyć w kategoriach freudowskich, co mocno może być powiązane z tym, iż żyjemy w czasach w kórych kobiety nareszcie zaczęły zyskiwać świadomość swoich potrzeb, więc i psychoanalityczne podejście Freuda wydaje się być nieaktualne, wręcz wymyślone. W scenie, w której żona jednego z kochanków (w jej roli Uma Thurman) przeżywa załamanie w związku z rozpadem ich związku, poraża nas jej obojętność i brak poczucia odpowiedzialności. Joe przechodzi bowiem przez życie jak huragan, aż do momentu, gdy jedyni ludzie, których kiedykolwiek kochała, poniżą ją, zranią i zastosują przemoc . Co jednak ważne, kocha swoją obsesję, pociąga ją degradacja, nie ma zamiaru nikogo przekonywać, iż tak nie jest. Wybór, który z czasem się klaruje, to świadome odrzucenie otępienia i hipokryzji większości społeczeństwa
Najisotniejsze wydaje się w tym wszystkim pytanie, które Salingman zadaje Joe. Czy gdyby była ona mężczyzną, spotkałaby się z takim poniżeniem, przemocą i chaosem? Na nie każdy z nas musi sam znaleść odpowiedź, po koniecznym obejrzeniu najnowszego działa Larsa Von Triera.
Aneta Błachewicz
Filmy obejrzane dzięki uprzejmości krakowskiego kina ARS (http://ars.pl/)