Z Jakubem Pokorskim trochę jak z Johnem Frusciante – na swoich solowych albumach całkowicie odbiega on od brzmienia kapeli, z którą święcił swoje największe, oczywiście pod względem komercyjnym, triumfy. Ex-gitarzysta Lao Che wydał właśnie swój czwarty długogrający materiał, co oznacza kolejną porcję trudnej, aczkolwiek bardzo smakowitej muzyki.
Tworząc nowy materiał, Krojc inspirował się twórczością Themersonów – prekursorów polskiej awangardy w dziedzinie filmu, fotografii i literatury. Nie skupiajmy się jednak na koncepcie płyty, a na samej muzyce – tutaj bowiem dzieje się bardzo dużo. „Fotogram” to przede wszystkim instrumenty elektroniczne. Gitara, a jakże, pojawia się na płycie, ale rzadko są to pozostawione „czyste” ślady instrumentu. Pokorski kombinuje, ale nie zdarza mu się przekombinować – nic nie jest tu robione na siłę, a poszczególne elementy tracklisty nie są przeładowane. Ale skupmy się na samych numerach.
Kompozycje można podzielić w zasadzie na trzy szufladki – te, którym bliżej do ambientu, stanowiące raczej interludia do kolejnych fragmentów („Uedża” z wspaniałymi gitarami, czy wprowadzające sporą dawkę dramaturgii „Cockney-Ignis Fatuus”), rzeczy skomponowane jako pełne utwory, z wyraźnie zaznaczonym beatem perkusyjnym i melodią (numer tytułowy, mocarny „Pnenakistoskop” i długi, transowy „Avaton” z syntezatorem, którego nie powstydziliby się The Prodigy) oraz tytuły, które łączą obie te drogi („Laterna Magica” i moje ulubione „The Urge To Create”, w których jednostajne bicie bębnów podkreśla wspaniałe tła). Mimo iż materiał nie jest jednostajny, dostajemy pełnowymiarowy longplay, który przyjemnie słucha się od początku do końca. Czy to zasługa intuicji samego Krojca, odpowiedniej kolejności utworów, czy użycia sampli w formie przejść – to nie istotne. Ważne, że „Fotogram” to album, którego brzmienie przyciąga i nie pozwala o sobie zapomnieć.
W dobie płyt składających się z poszczególnych singli, takie krążki jak „Fotogram” to prawdziwa świętość. Nie jest to muzyka do puszczenia w tle podczas porannej prasówki przy kawie, albo pogawędki z przyjaciółmi. To muzyka, której należy poświęcić trochę czasu, wysłuchać, przemyśleć i przeżyć. I gwarantuję Wam, że nawet jeśli elektronika nie jest Waszym ulubionym nurtem muzycznym, po dogłębnym wysłuchaniu, docenicie każdy dźwięk, którym Krojc uraczył nas na tym materiale. Zdecydowanie polecam!