Jordi Savall jest stałym gościem Misteriów Paschaliów. „Stałym” trzeba rozumieć dosłownie: to jedyny artysta, który wraz ze swoimi zespołami rok w rok występuje podczas festiwalu. Rzadkość, z której Kraków chętnie korzysta. Co roku też wraca do kościoła św. Katarzyny na Kazimierzu (choć zdarzyło mu się grywać i w innych miejscach) – czemu trudno się dziwić, biorąc pod uwagę prezentowaną przez niego muzykę. Tym razem, po latach projektów synkretycznych, które w imię jakiejś pozamuzycznej koncepcji łączyły różne tradycje świata śródziemnomorskiego i Lewantu, mogliśmy wysłuchać „klasycznej” pozycji z jego dorobku: zbioru pieśni z El Llibre Vermell – średniowiecznego kodeksu z klasztoru Montserrat, pielgrzymkowego centrum Katalonii. Trudno o kogoś bardziej odpowiedniego do wykonywania tej muzyki.
Klasyka klasyką, ale orientalizmy nie opuszczają już Savalla i jego zespołów. Pewnie, że łatwo wskazać preteksty dla stosowania arabskiego instrumentarium i wschodnich melodii, jakie znalazły się w swego rodzaju instrumentalnych intermezzach, łączących kolejne pieśni (pretekstem tym będzie arabskie panowanie w Hiszpanii we wczesnym średniowieczu), ale już choćby kaukaski duduk albo turecki qanun wytłumaczyć trudniej – podobnie zresztą jak np. późniejszy puzon. Nie ma jednak co się czepiać, bo Savall nie tworzy rekonstrukcji, a raczej współczesną, bardzo swoistą interpretację, w historyzującej aurze. Sięgając po średniowieczne pieśni spisane na użytek pielgrzymów, zamienia je w utwory o zupełnie innym ciężarze, niż sugerowałoby ich pierwotne przeznaczenie. Można je przypomnieć: (…) pielgrzymi, kiedy [nocą] czuwają w kościele Najświętszej Marii Panny z Montserrat, chcą czasami śpiewać i tańczyć, podobnie jak w dzień na dziedzińcu, gdzie nie wolno śpiewać żadnych innych pieśni niż uczciwe i pobożne. Czyli muzyka prosta, może stonowana, ale często taneczna, użytkowa. Jak się ma rzecz u Savalla? Kolejne pieśni łączone są wykoncypowanymi „intermezzami”, same natomiast nigdy nie są śpiewane „po prostu”, jak można by sobie wyobrazić, gdy pomyśli się o grupie, jaka dość przypadkowo zebrała się na kościelnym dziedzińcu (w ten sposób brzmi ledwie kilka fragmentów, np. początek Los set gotxs – Siedem radości). Są natomiast starannie zaaranżowane, rozpisane na głosy, z odpowiednio dobranym akompaniamentem. To średniowiecze skomponowane na nowo i grane przez profesjonalistów, obraz czegoś, co raczej nie mogło istnieć, ale przecież wygląda pięknie. I właśnie za to Savalla się kocha, nieprawdaż?
A przychodzi to tym łatwiej, że zespół w każdym momencie potwierdza swoją klasę. Naturalnie, że brak Montserrat Figuerras jest nie do zastąpienia – z tym można się tylko z bólem pogodzić. Z drugiej strony – obecność Marii Christiny Kiehr może tylko cieszyć (świetnie brzmiały zresztą i pozostałe głosy). Nie zabrakło stałych członków grupy, jak Andrew Lawrence-King; najważniejsze jednak, że muzycy potrafią czerpać ze swego wielkiego już doświadczenia: znają się doskonale, potrafią wspólnie zatopić się w muzyce. Savall zawsze gromadził wokół siebie najlepszych. W efekcie śpiewnikowy zbiór tanecznych pieśni nie tyle został przypomniany publiczności, co wyczarowany przed nią, niczym muzyczne misterium. I to jest właśnie magia Savalla.
Już dziś, w Centrum Kongresowym ICE Kraków zabrzmi Pasja Johanna Sebastiana Bacha: Johannes-Passion BWV 245, a wykonają ją Akademie für Alte Musik Berlin i Chór Kameralny RIAS pod batutą jednego z najbardziej uznanych i podziwianych dyrygentów muzyki barokowej i klasycystycznej – René Jacobsa.
Więcej informacji o tegorocznej edycji Festiwalu na: www.misteriapaschalia.com
Fot. Michał Ramus, www.michalramus.com