Body/Ciało… czy istnieje coś więcej?
Film Małgorzaty Szumowskiej to studium ludzkiej cielesności i duchowości. Wraz z bohaterami odkrywamy zakamarki ludzkiej natury ukazane w bezpośredni sposób. Bez wstydu i skrępowania, ale z jednoczesnym wyrzutem i bólem konieczności posiadania wad, destrukcyjnych zachowań i irracjonalnych myśli. W filmie pokazana jest praca z ciałem, na wielu wymiarach, która ma przeprowadzić bohaterów przez katharsis.
Oprócz walorów estetycznych „Body” to także kwintesencja wielu aktualnych problemów społecznych, skłaniających do zastanowienia się, czy istnieje jeszcze normalność? I jeśli tak, to jak należy ją interpretować?
Fabuła filmu płacze, jednak, kiedy wychodzi słońce, to… no właśnie, co się stanie, kiedy przez stare okna, w jednym z poszarzałych bloków przedrze się słońce o świcie? Przekonajcie się o tym sami. Przygotujcie się na nutę niepewności, trwogi i gęsią skórkę, kiedy wejdziecie z Januszem Gajosem ubranym w żółtą pelerynę do lasu skąpanego w deszczu.
Opuszczając salę kinową zerknęłam na postawiony afisz- zapytałam się w duchu, no właśnie czy istnieje coś więcej? Chyba nie musi istnieć, bo przecież cytując słowa tlącej w filmie piosenki… „You’ll never walk alone”. Pierwszy obraz, jaki pojawił mi się przed oczami pojawieniu się napisów końcowych to „Krzyk” Edwarda Muncha. Po obejrzeniu filmu zrozumiecie dlaczego.
Seans dzięki uprzejmości Kina ARS.
Recenzowała Karolina Gacal