W prologu „Narkopolis” autor zachęca nas do rozkoszowania się przyjemnością, która za chwilę nas spotka. Każe usiąść wygodnie, otworzyć okno, oddalić swoje myśli, niespiesznie się zaciągnąć… i już po chwili nie wiemy czy przyjemność, którą mamy chłonąć to lektura czy narkotyk.
Książka Jeeta Thayila jest bowiem jak dym wydmuchiwany z fajki, snuje się powoli, rozprzestrzenia, a zaraz rozprasza, by po chwili zastąpił go kolejny podmuch. Najlepszym przykładem tego jest pierwsze, pełne dygresji zdanie, które ciągnie się przez… kilka stron. Kolejne wypełniają rozmowy narratora z mieszkańcami indyjskiego miasta. Historie opisane w „Narkopolis” są perwersyjne, drapieżne i pochłaniające.
Bohaterem „Narkopolis” jest Bombaj – tu zupełnie inny niż ten znany z katalogów biur podróży. Poznajemy mroczną stronę miasta skąpanego w oparach opium, błąkamy się po slumsach, zaglądamy na ulice pełne prostytutek i pilnujących ich alfonsów, siedzimy w palarniach z mistrzyniami przygotowywania fajek. Opis narkotycznych uniesień staje się tym bardziej wiarygodny, gdy wiemy, że sam autor książki sam był uzależniony od heroiny przez 20 lat.
Książka tłumaczy niezrozumiały dla naszej kultury indyjski świat, pojawia się wiele hinduskich pojęć, których powoli się uczymy. Wierzenia, zwyczaje, tradycje – wszystko to poznajemy wraz z kolejną wypaloną fajką. „Narkopolis” jest doskonałą okazją do wniknięcia w zupełnie inną rzeczywistość i złapania chwili oddechu od otaczającego nas pędzącego świata. Choć może niekoniecznie z opium, kawa i papieros myślę, że wystarczy.
Dagmara Marcinek
„Narkopolis” Jeet Thayil
Wydawnictwo WAB, Grupa Wydawnicza Foksal