Piach, brud, pustynne zamiecie, gitarowe riffy, wyjące silniki starych samochodów, pełne adrenaliny pościgi – „Mad Max: Na drodze gniewu” porywa nas od pierwszej sceny. I nie zwalnia tempa do samego końca.
Film George’a Millera to dwie godziny czystej przyjemności obcowania z kinem. Wielki ekran został stworzony właśnie dla takich filmów. Idealne połączenie dźwięku z obrazem i efektami specjalnymi sprawiają, że cała fabuła schodzi na dalszy plan, liczą się tylko urzekające, ale i pełne napięcia sceny samochodowych pościgów. To piękny hołd dla X Muzy – nie tylko poprzez oddanie głosu obrazowi, ale także poprzez powrót do kina lat 80. Z sentymentem oglądamy przecież filmy okrzyknięte mianem kultowych. Jednym z nich była seria „Mad Maxów” z Melem Gibsonem i Tiną Turner. Chociaż podobno nie potrzebujemy innych bohaterów, nowy „Mad Max” odwołując się do blockbusterów sprzed 30 lat, ma szansę pokonać sukces poprzedników. Reżyser wpisał się w nurt „retromanii” wyrażającej naszą tęsknotę za „starym, dobrym kinem” . I zrobił film stary i dobry. A nawet lepszy.
Wszystko jest tu „oldschoolowe” – klasyczny podział postaci na te dobre, złe i nawrócone, podrasowane modele forda i cadillaca czy grający na masce samochodu gitarzysta, wyglądający jak wyrwany z festiwalu rockowego. „Oldschoolowa” jest również realizacja filmu, misternie zaplanowane ujęcia, do których wykorzystano ponad 300 kaskaderów, rezygnując z „dopieszczania” scen efektami komputerowymi. Te zostały wykorzystane w zaledwie 20% filmu.
Fabuła wydaje się być tylko pretekstem dla samochodowych szarży. Z pozoru prosta, utkana jest z wielu ścieżek, które prowadzą do różnych możliwości interpretacyjnych: od państwa totalitarnego, przez religijny fundamentalizm, po ideologię feministyczne. Reżyser tworzy rozrywkowe kino akcji dając widzom zarówno krew i brud, jak i satysfakcję z dostrzeżenia puszczonych do nich przez Millera oczek. To wielka uczta, którą koniecznie trzeba skonsumować w kinie. I to najlepiej w trójwymiarze.
Dagmara Marcinek
Seans obejrzany w Cinema City Bonarka.