Życie może być postrzegane w różny sposób. Na różny sposób można je także przeżywać i zupełnie różne mogą być jego sensy. Dlaczego by więc nie sprowadzić go do jedzenia, wydalania i zamążpójścia? A gdzieś pobocznie może jeszcze wzdęć?
Jest ich czwórka. Matka, ojciec, córka i zięć. Choć w zasadzie nie od początku. Rodzina Szyców bowiem ma dopiero w planie wydać córkę za mąż, jakoś tak się jednak dzieje, że pomimo atrakcyjnej powierzchowności chętni się nie zjawiają. Do czasu, aż na drodze Szeprahci (Monika Kufel) zjawia się ten jedyny, choć niekoniecznie wymarzony Czerhes (Karol Śmiałek). Na życie rodziny Szyców składa się przede wszystkim zaspokajanie podstawowej czynności, jaką jest spożywanie. Wokół niego oscylują również rodzinne rozmowy. Szeprahci śpiewa nawet piosenkę pochwalną ku czci frytki, z którą chętnie wzięłaby ślub.
Nie bez przyczyny spektakl rozpoczyna scena spożywania obiadu, tą samą sceną zostanie on zakończony. Tym samym stając się niejako klamrą spinającą całość. Na jedzeniu jednak się nie kończy. Liczy się także pieniądz. Wszystko jest tutaj przeliczane na pieniądze i mięso. Również człowiek, a może właśnie przede wszystkim człowiek. Jednostka staje się mięsem, które można i należy wycenić. I tak zięć dołącza do rodziny, po dość zabawnej scenie targowania o to, ile otrzyma za pozbawienie córki statusu panny.
Toczącym się wydarzeniom towarzyszy muzyka skomponowana przez Renatę Przemyk, uzupełniona o wyśpiewane przez aktorów słowa piosenek. Wszystko to składa się, na pozornie tylko zabawną scenkę rodzajową. W większości przyjdzie nam oglądać prozaiczne czynności, które mają w sobie coś instynktownego, zwierzęcego. Co rusz próbujący nas wciągnąć w interakcję aktorzy sprawiają, że czujemy, jakbyśmy i my brali udział w tej szalonej maskaradzie. Maskaradzie, której bohaterowie zdają się być odarci z masek. Nawet śmierć nie jest patetyczna, łożem śmierci staje się muszla klozetowa, a ostatnimi słowami swojski okrzyk – kiełbasy! Ot zdawać by się mogło, że jak to kto żył, tak umiera. Wulgarny język bawi, choć jest to śmiech skrywany, niepewny, nie wiemy bowiem jak naprawdę powinniśmy się zachować. Oparty na dramacie Hanocha Levina spektakl, to także zabawa ze stereotypem Żyda, który zawsze chce zarobić.
„Szyc” budzi we mnie wiele uczuć, czasami skrajnych. Gdzieś tam fascynację, innym razem pewien rodzaj odrazy. Takie są chyba cechy sztuki? Nie wiem czy prawdziwej i nie wiem czy genialnej. Na pewno jednak takiej, na którą chce się patrzeć i w którą chce się zagłębiać. Reszta to sprawa drugorzędna.
Spektakl obejrzany w ramach 40. Krakowskich Reminiscencji Teatralnych
Recenzowała: Monika Matura
Tytuł: „Szyc” Teatr Barakah
Obsada: Lidia Bogaczówna, Monika Kufel, Karol Śmiałek, Paweł Sanakiewicz
Reżyseria: Ana Nowicka
Autor: Hanoch Levin, tłumaczenie: Michał Sobelman, muzyka: Renata Przemyk, choreografia: Iwona Olszowska, realizacja, produkcja muzyczna: Piotr „Lala” Lewicki, scenografia: Lesław Kostka