„Nazywam się Piotr Bałtroczyk i jestem atrakcją dzisiejszego wieczoru!”
Tymi słowami znane zwierzę sceniczne polskiego kabaretu rozpoczęło swoją drugą 50-tkę i przywitało najzamożniejszych, najpiękniejszych i najcudowniejszych Krakusów w niedzielny wieczór w Klubie Studio.
Na jego występach to już tradycja: sala wypełniona po brzegi, jedynie kilka wolnych miejsc stojących, a bilety wyprzedane sto lat temu. Jak sam mówi – geriatryczny stand up można by było w zasadzie zacząć i skończyć na tym samym: „Faceci po pięćdziesiątce są generalnie do dupy i im odwala, dlatego to takie wdzięczne materiały na żarty.” Bałtroczyk przez całe 120 minut (bez zająknienia, bez łyka wody, non stop monolog ) zabiera nas w krainę żartów o szpitalu, w którym sam coraz częściej zaczyna bywać (bo lata już nie te i człowiek dowiaduje się, że ma coś takiego jak perystaltyka jelit), potem wysłuchujemy opowieści z jego życia na wsi pod Olsztynem, gdzie na swoim przydomowym lotnisku przyjmuje ciocię z Ameryki, a żarty z budowlańców, ekip remontowych i wszechwiedzącego kierownika budowy Pana Mariana są zwieńczeniem i swoistym ukoronowaniem wieczoru. Jeździ ten Piotrek po Polsce i zbiera dla widzów kwiatki polskiego biznesu reklamowego, przywożąc z każdej podróży mandat i kilka dowcipów, które – jak się okazuje, że są beznadziejne – daje Arturowi Andrusowi, swemu wieloletniemu koledze.
Nie jest ani nudno, ani niesmacznie. Chociaż żarty powtarzane i niejednokrotnie słyszane przez publiczność już wiele razy, nie tyle na żywo co w telewizji – to nadal bawią gości do łez i skłaniają do gromkich braw. Nie brakuje tutaj wątków damsko-męskich, opowieści o trudach wychowania dorastającego syna, który eksperymentuje oraz o tym, jak artysta bardzo lubi Radom i Grzegorza Brauna. Z tym ostatnim spędził upojną (czyt. pijaną) noc z Jimem i Johnnym oglądając spoty wyborcze i kontemplując zawarte w nich slogany ratowania Polski. Bałtroczyk współpracuje z widownią rewelacyjnie, siedząc w pierwszym rzędzie miałam okazję nie tylko szeroko się uśmiechać w odpowiedzi na kawały, które opowiadał, ale dzięki temu, że zgrabnie lawiruje między żartem z nas samych, a żartem z ogółu, potrafiłam chociaż na chwilę się odprężyć. Wprawdzie powtarza, że kończy karierę, jednakże co jakiś czas dało się słyszeć, że jeszcze wiele wyzwań scenicznych przed nim i nie zamierza spocząć na laurach. Artysta znany ze swojej elokwencji i giętkiego języka nie daje odczuć widzom, że coś jest czysto wymyślonym żartem, a inne zdarzyły się w rzeczywistości. Przy anegdocie o festiwalu w Opolu, sama się zastanawiałam czy taka sytuacja mogła wydarzyć się naprawdę…no właśnie, Panie Piotrze. Wydarzyła się?
Czy Piotr Bałtroczyk nadal w formie? Z całą pewnością w największej.
„I co, zrobisz. Woda nie wódka, dużo nie wypijesz.”
Karolina Futyma