„Legalną Blondynkę” w Teatrze Variete chciałam zobaczyć w zasadzie od dnia jej premiery. Przyczyn było kilka, pośród nich znajdowała się między innymi chęć zobaczenia pierwszego teatru muzycznego w Krakowie, którym jest właśnie Variete. Drugą niemniej ważną przyczynę, stanowiła odtwórczyni głównej roli – Natasza Urbańska.
„Legalna Blondynka” w maju bieżącego roku zainaugurowała działalność Teatru Variete. Polska premiera w reżyserii Janusz Józefowicza, oparta jest na broadwayowskim musicalu z 2007 roku oraz książce Amandy Brown „Prawnik Elle Woods”. Sam zarys fabularny sztuki w porównaniu z oryginałem pozostaje w gruncie rzeczy niezmieniony. Przez ponad dwie godziny przyjdzie nam śledzić losy Elle Woods, która po rozstaniu z narzeczonym postanawia pokazać mu ile naprawdę jest warta i w ten sposób ląduje na studiach prawniczych. Walcząca o odzyskanie utraconej miłości Elle, doznaje przemiany, która ostatecznie uzmysławia jej, że bycie sobą to najwyższa z wartości.
Czymże byłaby jednak blondynka, bez wiernych przyjaciółek, które potrafią doradzić, jak nikt inny? Towarzyszą jej one nawet podczas wyjazdu na uniwersytet, w postaci chóru greckiego. Jak bowiem stwierdziły – zerwanie to tragedia, a gdzie tragedia, tam konieczny jest chór. Przyznaję, że „chór grecki” bardzo często budził mój śmiech. Potężny ładunek dobrej energii przynoszą także sceny w salonie fryzjerskim Paulette (Olga Szomańska). Zwłaszcza te z obecnością kuriera UPS. W tym miejscu ogromne brawa należą się także wyśpiewanym z niesamowitym kunsztem partiom wokalnym Olgi Szomańskiej.
Skoro o śpiewie mowa, to skierujmy teraz wszystkie światła na tytułową postać, odegraną przez Nataszę Urbańską. Wykreowana przez nią bohaterka, to urocza i nieco naiwna dziewczyna, dokładnie taka sama jak filmowy pierwowzór. Choć trudno mówić tu o kopii, a raczej o stworzeniu podobnej kreacji. Dorzucić należy jeszcze do tego urzekające piękno warszawskiej aktorki, które czarowało mnie przez cały seans na przemian z brzmieniem jej głosu. W momencie ogłoszenia, że jedną z odtwórczyń głównej roli będzie Natasza Urbańska, odzywały się głosy dotyczące jej wieku. Po obejrzeniu spektaklu uznać muszę je za niezbyt zasadne. Urbańska nie odstaje od reszty zespołu, za to stanowi perłę, bez której trudno sobie wyobrazić ten spektakl. Można żywić względem jej osoby różne uczucia, ale w roli „Legalnej blondynki” wypada znakomicie.
Nataszy Urbańskiej towarzyszy ujmujący Emmet (Maciej Pawlak), który powoli i systematycznie zastąpi w sercu bohaterki Warnera (Daniel Chodyna). Rodziców Elle zagrali Katarzyna Figura oraz Emilian Kamiński, którzy przemawiali do nas za pomocą telebimu. Anglojęzyczny tekst przetłumaczony został przez Michała Zabłockiego, bez większych potknięć. Brawo za umieszczenie w sztuce kilku odniesień do polskiego podwórka, dzięki czemu mimo dość amerykańskich realiów, staje nam się ona bliższa.
Jestem na tak dla „Legalnej blondynki” pod wieloma względami. Przede wszystkim za to, że Variete niesie pewien rodzaj świeżości krakowskiej scenie teatralnej, a po drugie dla głównej roli. Różnych rzeczy oczekuje się od sztuki i z różnymi uczuciami wychodzi się z teatru. W niedzielny wieczór wyszłam z radością oraz uczuciem, które posiada się po przeczytaniu dobrej książki, czy obejrzeniu dobrego filmu. Trudno być może mówić o jakichkolwiek refleksjach, które by mną wstrząsały (nie taki jednak miał być zamiar, prawda?), jest za to czysta, pozytywna energia. Pierwsze recenzje ganiły niedociągnięcia musicalu, których można było uniknąć dodając kilka prób. Na listopadowym spektaklu takowych niedociągnięć nie zauważyłam, było za to sporo profesjonalizmu. Być może rzeczywiście to kwestia czasu. Dublowane role mają ten minus, że przychodzi do głowy ciekawość, jak zagrałaby ta druga. Powodowane jest to zwykłą ciekawością.
Wyobraź sobie… – takim mottem się reklamuje się Variete. W przypadku „Legalnej blondynki” wiele nie trzeba sobie wyobrażać, widać za to jak na dłoni właściwe dobranie aktorów oraz ich dopasowanie względem siebie. Krakowski musical warto zobaczyć zwłaszcza, gdy ceni się estetyczną stronę przedstawień.
Recenzowała: Monika Matura
Dzięki uprzejmości Teatru Variete.
Zdjęcia pochodzą z Facebooka Teatru.