„To jest zamek i twój jest do niego klucz” – zaproszenie Horacja jest tak sugestywne, że trudno nie skorzystać. Krzysztof Garbaczewski zabiera nas w niesamowitą podróż, publiczność chłonie każde westchnienie ze sceny, każdy ruch ręki, najmniejszy gest ze strony aktorów.
A trzeba przyznać, że reżyser wybrał doskonałe postaci:
-Bartosz Bielenia jako jeden z Hamletów, któremu nie brak wrażliwości i charyzmy mimo młodego wieku brawurowo lawiruje między smutkiem, żalem a radością.
-Roman Gancarczyk, „oprowadza” widzów po teatrze i sztuce, jako narrator a zarazem Hamlet numer 2 swoją powierzchownością delikatnego zwierza prowadzi nas przez meandry tegoż spektaklu.
-Iwona Budner jako Królowa Gertruda to głos spokojny i poważny ale nie pozbawiony namiętności, której w spektaklu nie brakuje.
Tych, którzy liczą na Szekspirowski dramat w pełnym wydaniu Garbaczewski może zawieść, bowiem zawieszając lustro nad sceną wręcz nakazuje widzom samym tworzyć ten dramat i zagłębiać się w swoją przeszłość. Fragmenty sztuki oglądamy na scenie i w sąsiedniej Sali Modrzejewskiej, rewers lustra to też ekran – znów zmuszani jesteśmy do wytężenia umysłu i złapania wątków. Gra psychologiczna, zamienianie się postaci, mroczna, niepokojąca muzyka nasycona wątkiem erotycznym – to wszystko opływa w sugestywności, mimo iż widzom wydaje się owa wizja zbyt chaotyczną. Scenarzysta rozwija myśl Wyspiańskiego: „przeznaczeniem teatru było i jest służyć za zwierciadło naturze, pokazać żywy obraz”. Wybiera z tekstu Szekspira te fragmenty, które będą poruszać Hamleta i jego bliskich, które będą grać na jego emocjach. I tak pierwsza scena to fragment filmu z 1993 roku, na którym bawi się na oko 2 letnie dziecko. Świat Hamleta (Bielenia) to śmierć. Ciągle o niej mówi, choć nie do końca wie czym ona jest. Jego relacje z matką (Budner) i stryjem (Zarzecki) są w zasadzie żadne. Między parą kochanków, Klaudiuszem i matką Hamleta czuć tylko pieniądze, seks i władzę. Pozostawiony sam sobie, niczym współczesne dziecko bez rodziców – kobiety potrzebuje tylko jako rekwizytu. Ma mu ona pomóc wyleczyć kompleksy, uporać się ze sobą, zaspokoić głód seksu. Ale żeby nie było zbyt miło – dostaje się tutaj wszystkim. Garbaczewski krzyczy zalaną przez krew Europą, krytykuje hipsterów, klnie ze sceny na gapiów i przerywa przedstawienie kiedy coś mu nie pasuje.
Pod względem warsztatu – przedstawienie jest świetne. Aktorzy grają rewelacyjnie, zachwycają zwłaszcza młodzi (Jaśmina Polak!), ukłon w stronę „połączenia” światów, zgrabnego zgrania i scenografii. Teatr jest po to, aby słuchać i brać. Ja chcę więcej. Bez cenzury.