Co zrobił dziadek Tosiek w czasie Wigilii u Katarzyny? Czy Natalia dostała od Świętego Mikołaja wymarzonego walkmana? Dlaczego mąż Ewy spędził wigilijny wieczór na dachu? Czy pani portierka w akademiku – oprócz dymu – poczuła również magię świąt? Poznaj historie czytelników, które zostały nagrodzone w naszym Konkursie Mikołajkowym!
n
n
Ulubiona piosenka z postacią Mikołaja – „Święty Mikołaj” Kabaretu OTTO.
Szczególnie chwytliwy jest refren, tu cytat: Przyjdź do nas, przyjdź, święty Mikołaju obdaruj, wszystkich obdaruj…
Utwór kojarzy mi się z „pięknym” wydarzeniem, gdy moja mama wtedy nauczycielka w przedszkolu (na innej grupie niż moja) przebrała się za świętego Mikołaja. Nie wiem dlaczego właśnie ona została Mikołajem, czy ktoś zachorował. To były lata 80-te. Jako paroletnie dziecko wcale się nie zorientowałam na tej uroczystości, że ten Mikołaj rozdający prezenty dzieciom z całego przedszkola to moja mama. Teraz po latach trochę dziwię się jak mogłam jej nie poznać. Ale pojawieniu się Mikołaja towarzyszą spore emocje, zresztą kto by podejrzewał swoją mamę o bycie Mikołajem. Zostało pamiątkowe zdjęcie i miłe wspomnienie.
– Ewa
Moje najpiękniejsze świąteczne wspomnienie jest związane z corocznymi spotkaniami z przyjaciółmi i znajomymi ze studiów na naszą wspólną Wigilię. Pewnego roku, bodaj 2013, jedna z naszych dziewcząt, Kasia, była na Erasmusie w Hiszpanii i wiedzieliśmy, że nie spędzi z nami Wigilii. Zapowiedziała, że nie wraca do Polski na Święta, ponieważ bilety lotnicze w tym okresie są bardzo drogie oraz chce zobaczyć, jak wygląda Boże Narodzenie w odmiennej kulturze. Nadszedł czas spotkania. Po zjedzeniu tradycyjnych potraw przy dźwiękach świątecznych piosenek, mieliśmy plan, by połączyć się z Kasią na Skype. W naszym gronie była jedna osoba, Tosia, która odwlekała nasz telefon wymyślając różne argumenty. Wtem, rozległo się pukanie do drzwi, w których ukazała się Kasia :). Witaliśmy się długo i serdecznie, a radosnej i wzruszającej atmosferze towarzyszyła piosenka „Santa Claus is coming to town” i to właśnie ona będzie zawsze przywoływała w mojej pamięci tę sytuację!
– Aga
Moja ulubiona piosenka z dzieciństwa to Kochany Panie Mikołaju Majki Jeżowskiej. Pamiętam, że zawsze długo zastanawiałam się co napisać w liście do Świętego Mikołaja. Lalkę? A może od razu domek dla lalek? Albo nowego walkmana? Kiedy już wymyśliłam, siadałam przy stole i pisałam: Kochany Panie Mikołaju jeśli wystarczy Ci pieniędzy to ja bardzo Cię proszę o nowego walkmana abym mogła słuchać kaset Natalii Kukulskiej i Majki Jeżowskiej, które dostałam od Ciebie w zeszłym roku. Wieczorem kładłam list na parapecie a rano już go nie było! 6 grudnia pod poduszką znajdowałam wymarzony prezent! Radość nie miała końca!
– Natalia
Moją ulubioną piosenką, w której pojawia się postać Świętego Mikołaja jest piosenka Eweliny Flinty”Mikołaj jedzie tu znów”.
🙂 A dlaczego? Bo przypomina mi przedświąteczny czas w akademiku, zatem wspomnienia studenckie! 🙂 Koleżanki puszczały to bardzo często i było dużo żartów o tym, że trzeba być grzecznym, bo „Mikołaj widzi nas przez sufit” 🙂 taki fajny, radosny czas, świąteczny nastrój się wkręcał 🙂 No a przecież taki akademik to dom na czas studiów, więc rodzinna atmosfera wskazana! i tak było! z tą piosenką też 🙂 Ahhh… sentymentalnie 🙂
– Asia
Moja ulubiona piosenka w której występuje święty Mikołaj to Pada śnieg Edyty Górniak i Krzysztofa Antkowiaka. Kojarzy mi się z nią ostatnia lekcja przed świętami z moją ulubioną nauczycielka języka polskiego w podstawówce, na której robiliśmy wyjątkowo zamiast omawiania opowiadań ozdoby świąteczne. Cała klasa mogła poczuć świąteczną atmosferę i przy okazji dowiedzieć o śmiesznych historiach, które spotkały naszą panią. Przy okazji włączyła magnetofon i puściła nam swoje ulubione świąteczne piosenki. Od tej pory moja ulubiona piosenką nie jest Last Christmas ale Pada śnieg.
– Paulina
Moje najweselsze wspomnienie z Mikołajem i piosenką w tle to utwór pt. Kochany Panie Mikołaju, Majki Jeżowskiej.
Śpiewaliśmy go co roku w przedszkolu, kiedy przychodził do nas Mikołaj- nie byle jaki- zawsze wyglądał jak biskup, a kiedy przyszedł taki bardziej komercyjny- dużo dzieci płakało, bo wyglądał prawie jak Clown. Przedszkolne Mikołajki zawsze będę wspominać z rozrzewnieniem- zwłaszcza te wielkie, plastikowe torebki, które wręczał nam ten Pan oraz obowiązkowe siadanie na kolanach i zdjęcie wykonywane starym aparatem z fleszem.
– Karolina
Kiedy byłam mała, mama powiedziała, że jak będziemy z siostrą grzeczne to przyjdzie ŚWIĘTY MIKOŁAJ i przyniesie NAM prezent. Marzyłyśmy, jak pewnie każde małe dziewczynki o domku dla lalek i w tamtym roku to marzenie się ziściło. Piosenka, która nauczyłyśmy się w przedszkolu brzmiała mniej więcej tak:
siedzę cichuteńko patrzę na okienko/ poruszyły się zasłonki/ chyba już go widzę /chyba już go słyszę/ zabrzęczały jego dzwonki ref. dzyń dzyń dzyń mikołaju święty dzyń dzyń dzyń przynieś nam prezenty
Także siedziałyśmy jak zahipnotyzowane przy oknie i wypatrywałyśmy Świętego:) i nuciłyśmy dzyń dzyń dzyń:)
Po jakimś czasie kiedy nasza uwaga została sprawnie odwrócona(wypatrywanie sań i reniferów) w pokoju pojawił się wymarzony domek dla lalek:)
– Małgorzata
Dla mnie najpiękniejszą piosenką z Mikołajem w tle jest, wstyd się przyznać „Zima, zima, zima, pada, pada śnieg”. Ilekroć ją śpiewałam, najpierw dzieciom, teraz ukochanemu wnuczkowi wracałam wspomnieniami do czasów dzieciństwa i beztroski, do czasów niczym nieskrępowanej radości i zabawy. I znów znajdowałam się w przedszkolu gdzie jedynym moim problemem był szpinak, który ” ciocia” z kuchni serwowała nam dzieciaczkom do jedzenia.
– Jolanta
Frank Sinatra cudnie śpiewał o Mikołaju w Santa Claus is coming to town, a za Nim Mariah Carey, Michael Buble i nawet Justin Bieber – to jest hit!!!
A wspomnienia świąteczne. ..? Jest ich sporo. Ale te najpiękniejsze to jak Dziadek Tosiek umieścił twarz mojego brata w talerzu, pełnym wigilijnego barszczu z uszkami:) to był hit wieczoru i całych świąt:))))
– Katarzyna
Shakin’ Stevens – Merry Christmas Everyone to hit każdych Świąt, przy którym każdy z podrygiem ubiera choinkę, piecze ciasta i jedzie przez zamiecie śnieżne.
Wspomnienie świąteczne jakie w pierwszej kolejności przychodzi mi do głowy to zeszłoroczne Święta, które spędzaliśmy w powiększonym gronie – z półrocznym (wówczas) synkiem – pierworodnym i wyczekanym Tobiaszem. Sporo było radości dla wszystkich, kiedy Tobiasz ubrany w śpioszki mikołaja zasiadł do wigilijnego stołu razem z całą rodziną. Wszystkie Mikołaje wtedy wypadały blado przy Naszym prezencie losu:)
– Rafał
Poświata księżyca rozświetlała dziecięcy pokój, tworząc na ścianach fantastyczne kształty cieni. W powietrzu widoczne były unoszące się delikatne drobinki kurzu, które z wolna osiadały na porozrzucanych po podłodze zabawkach. W kacie pokoju stało wielkie kolorowe pudło na pluszaki. Tuż za nim, przytulona do siebie, drzemała dwójka maluchów.
Kilka dni wcześniej wraz z braciszkiem opracowaliśmy misterny plan, spotkania Świętego Mikołaja. Zakładał on ukrycie się w strategicznym miejscu, wnikliwą obserwację i naprzemienne warty przez cała noc. Zaopatrzyliśmy się w kocyk, 2 duże misie pluszowe i kilka pierniczków. Na parapecie, dla zwabienia Mikołaja postawiliśmy szklankę z mlekiem i kawałek kiełbasy. Wytrzymaliśmy godzinę.
Obudziło nas delikatne skrzypienie drzwi. Do pokoju wszedł wysoki mężczyzna w płaszczu i czapce z pomponem. Na ten widok braciszek rozanielony wyskoczył zza pudla wrzeszcząc „Mikołaj!!!!!!!”. Sam Mikołaj natomiast wpadł w popłoch. Miotając się dookoła natrafił stopą na autko i wywinął orla, uderzając w wieżę stereo. Z głośników ustawionych na cały regulator ryknął Michael Bolton: „Santa Claus is coming to town!!!”. Z bratem stanęliśmy jak wryci, do pokoju wpadła mama zapalając światło. Na podłodze, z mina winowajcy leżał zszokowany tata. „Tato a gdzie Mikołaj?”- spytałam rozczarowana. – Sanie stoją w korku na A4, kilka reniferów nabawiło się choroby lokomocyjnej, a do tego Mikołaj zmaga się z zapaleniem pęcherza – zełgał na poczekaniu starając się przekrzyczeć muzykę. „To skąd masz prezenty?”- drążył braciszek. – Działam w tajnym zakonie rycerzy mikołaja – powiedział z udawaną dumą. Brat popatrzył na niego krzywo, lecz w tym momencie jego wzrok padł na dwie duże paczuszki w taty rekach i dalsze wyjaśnienia przestały nas interesować…
– Gabriela
Dla mnie jest o piosenka Majki Jeżowskiej – „Drogi Panie Mikołaju”, a dlaczego mi się kojarzy najmilej? Otóż od momentu jak na świat przyszła nasza córeczka to rokrocznie w Mikołajki żona śpiewała tę piosenkę dziecku, by wierzyło w magię tego dnia, ale niestety w zeszłym roku zostałem „przyłapany na gorącym uczynku” gdy przebierałem się w strój Mikołaja i czar prysł, ale jak każda bajka w końcu się kończy a w tym roku pozostaną miłe wspomnienia 🙂
– Marcin
Jakieś trzy lata temu kiedy byłam na drugim roku studiów postanowiliśmy jak co roku urządzić sobie w naszym akademiku Wigilię. Przygotowywałyśmy się do niej chyba z miesiąc. Sprzątałyśmy w pokoju chyba nawet dokładniej niż w domu. Ubrałyśmy niewielką choinkę, miałyśmy nawet prawdziwe szklane bombki. Kupiłyśmy ozdoby świąteczne, świecznik, różne przysmaki – wykosztowałyśmy się jak na studentów wyniosło nas to dużo. Zaprosiłyśmy zaprzyjaźnione pokoje, różnych przyjaciół i znajomych, którzy przyprowadzili swoich znajomych ( a więc byli przyjaciele i znajomi króliczka) zebrało się więc trochę ludzi… Kiedy nadszedł ten dzień mimo, że nie był to 24.12 od rana czułyśmy się wyjątkowo, wszystko jeszcze dopracowywałyśmy, ustawiałyśmy. W tle słychać było piosenkę Majki Jeżowskiej „Kochamy Panie Mikołaju”. Wieczorem, kiedy wszyscy już przyszli podpaliłyśmy świecznik, żeby było bardziej świątecznie. Zaczęliśmy dzielić się opłatkiem. Nie doszliśmy jeszcze do połowy kiedy nagle pojawił się dym. Wszyscy ze strachem zaczęli szukać przyczyny. Okazało się, że pali się stroik na świeczniku. Swoją drogą to niesamowite jak z takiego małego stroiku może być tyle dymu. Szybko zgasiłyśmy „pożar”, pootwierałyśmy wszystkie okna, ale i tak włączył się alarm. W ekspresowym tempie przybyła portierka z dołu (ta najgorsza) wszyscy myśleliśmy, że będzie krzyczeć- bo to- to ona potrafi! Ale chyba Jej też udzielił się świąteczny nastrój. Popukała się tylko w głowę, powiedziała, żebyśmy uważali i…….życzyła Wesołych Świąt, a potem zaczęła z nami śpiewać kolędy! JAK ONA ŚPIEWAŁA! Ucieszyliśmy się, że to się tak skończyło, długo się śmialiśmy. Do tej pory wspominam tą Wigilię. To była jedna z najlepszych w moim życiu!!!!!!
– Monika
Jingle Bells – zdecydowanie ! Dlaczego? Oto nasza historia 🙂
Od kilku lat jestem dumną mamą i choć nie mówię tego oficjalnie to odbiło mi na punkcie syna. Najpiękniejszym wspomniniem było dla mnie ratowanie jego wiary w Świętego Mikołaja.
Wiara w Świętego Mikołaja została mi odebrana, kiedy miałam 6 lat. Podczas wigilii 1984 roku rodzice postanowili uatrakcyjnić mi święta wizytą Świętego Mikołaja. Do tego czasu prezenty każdego roku leżały pod choinką wrzucone przez komin, bo Mikołaj musiał przecież zdążyć do każdego dziecka na świecie i do eskimoska i do murzynka…
Podczas tamtej wigilii za Świętego Mikołaja został przebrany mój starszy brat, który raczej udawał go nieudolnie i od razu wyczułam, co się święci. Nie wiem, czemu ale pamiętam, że chwyciłam go za brodę i mistyfikacja wyszła na jaw. I od tego momentu prezenty pod choinką przestały być już magiczne i zaczarowane. Co prawda mama straszyła mnie, że, kiedy w przyszłym roku przyjdzie prawdziwy Mikołaj i pociągnę go za brodę to na pewno da mi rózgę…No cóż nigdy później już się nie zjawił…
To wspomnienie z mojego dzieciństwa tkwi we mnie do dziś, dlatego postanowiłam, że moje dziecko będzie żyło w świecie magii świąt najdłużej jak mi się to uda. To są najpiękniejsze wspomnienia z dzieciństwa w dorosłym życiu: zapach choinki, makowca, wspólne lepienie bałwana, wspólne czekanie na pierwszą gwiazdkę, świąteczny kulig i wizyta Mikołaja.
Dlatego kiedy mój synek po przyjściu z przedszkola oświadczył, że Mikołaj to ściema a Maciek już wie, co dostanie pod choinkę, bo wszystkie prezenty znalazł w spiżarni, poczułam, że nogi mi się ugięły. Postanowiłam, że zrobię wszystko by uratować wiarę mojego dziecka, by nie odebrać mu czaru i niesamowitości wigilijnej nocy. Powiedziałam mu, że to niemożliwe i Maciek na pewno nie ma racji a jak bardzo będzie wierzył to sam się o tym przekona.
Kiedy powiedziałam mężowi o moich rozterkach uznał, że mam coś nie tak z głową, bo u niego w domu rodzinnym sytuacja z Mikołajem wyglądała podobnie i nikt nie robił z tego powodu afery. A ja tak… Powiedziałam mężowi, że nie odbiorę mojemu dziecku najwspanialszych wspomnień z dzieciństwa i doprowadzę do tego, że nawet już, jako dorosły człowiek nie będzie mógł doczekać się wigilii. I stało się…
Działania zaczęłam od Mikołajek, kiedy to do mojego dziecka zadzwonił mój telefon. (zamówiony na jednej ze stron internetowych – telefon do Mikołaja). Mikołaj przedstawił się, że dzwoni z dalekiej Finlandii, że do świąt zostało trochę czasu, ale chciałby wiedzieć, o jakim prezencie synek marzy, a potem rozmowa potoczyła się na tory czy jest grzeczny, czy nie rozrabia w przedszkolu i czy poznaj już literki, których synek szczerze nienawidzi. Mój malec był w szoku, oczy mu błyszczały a na policzkach wystąpiły wypieki. Po zakończonej rozmowie zalał mnie potok słów, wszystko chciał mi opowiedzieć na raz. Ale przynęta chwyciła.
Nadszedł wigilijny wieczór, biały obrus na stole, opłatek leżący na sianku, nasza rodzina i dziadkowie w komplecie. Wigilia jak wigilia może i polska, ale u nas niestety bez śniegu i wręcz ciepła. Mateuszek został skierowany do obserwowania pierwszej gwiazdki przez okno, a tata musiał wyjść na dwór i zerknąć czy się czasem nie pojawiła z drugiej strony domu. I nagle przed oknem, przed którym siedział Mateusz zaczął prószyć śnieg. Bielutki, delikatny i co prawda sztuczny, ale efekt był piorunujący, naprawdę wyglądało to magicznie. Pewnie też magicznie musiał wyglądać mąż na dachu ze sprayami sztucznego śniegu. I nagle błysnęła gwiazdka… Jej blask przebił się przez płatki śniegu i zasiedliśmy do wigilii. Małemu, jak co roku oczywiście się dłużyło cóż wigilia powinna rozpoczynać się od prezentów. Nagle tata przypomniał sobie, że musi pójść otworzyć Mikołajowi furtkę, żeby na pewno się nie pomylił i trafił do Matuszka. I tak za oknem usłyszeliśmy właśnie Jingle Bells. Mateusz pognał jak szalony do okna. Tata znowu siedział na dachu a pod oknem stały radiomagnetofon na baterie, który wydawał świąteczne dźwięki. Faktycznie nasi sąsiedzi pomyślą, że nam odbiło…. Mateusz zaczął krzyczeć: Mama Mikołaj słyszysz!!!!! No cóż synku już jest w okolicy na pewno lada moment sanie zajadą do nas. Mateusz zapytał mamo, ale tego śniegu tak mało, czy sanie się nie popsują? Nie synku, bo są zaczarowane a Mikołaj jeździ nimi po niebie między gwiazdami. Mały prawie szalał z niecierpliwości, policzki były rumiane, a oczy błyszczały jak podczas największej przygody życia. I nagle magnetofon zaczął grać głośniej. Mały wyjrzał przez okno i ujrzał wspaniałe sanie, na których siedział Mikołaj z workiem prezentów. Na szczęście sanie postawione były w ten sposób, że mały nie mógł dojrzeć, że renifery to tylko konie. Nie ukrywam, że kosztowało nas to wiele zachodu i przygotowań, ale i pieniędzy i że dziadkowie pukali się w głowę, że nam odbija na punkcie dziecka i że nadmiernie go rozpuszczamy i będziemy mieli w niedalekiej przyszłości tego efekty. Ale uznałam, że nie warto im tłumaczyć, czemu tak postąpiliśmy i tak nie zrozumieją.
Rozległo się pukanie do drzwi. Mały popędził, co sił w nogach a w drzwiach stał Mikołaj: Ho, ho, witam czy tu mieszka Mateusz? Ho, ho dobrze, że twój tata po mnie wyszedł, bo dziś jestem tak zabiegany a muszę dotrzeć do wszystkich dzieci!!!! Wizyta przebiegała tradycyjnie mały wyrecytował wierszyk, powiedział, czemu nienawidzi uczyć się literek, wszyscy otrzymaliśmy prezenty i było po prostu bajecznie. Kiedy Mikołaj odprowadzany był do drzwi nagle w salonie rozległ się huk i rżenie reniferów…(oczywiście kolejna inscenizacja dźwiękowa). Mały nie wiedział, co zrobić ciekawość zżerała go, co się wydarzyło, ale każde sekundy z Mikołajem były bezcenne. Mikołaj wziął Mateusza za rękę i wrócił do pokoju. Przy kominku leżał kolejny zapakowany prezent. Ho, ho zakrzyczał Mikołaj: Gdzie ja mam głowę to jeszcze prezent dla ciebie Mateuszku zostawiłem w saniach – renifer wrzucił go przez komin!!!!! Mały zerknął z niedowierzaniem przecież w kominku się palił ogień. Mały spryciarz nie łatwo go wrobić. Ale w kominku się pali odrzekł. Ho, ho Mateuszku czarodziejskie prezenty nigdy się nie palą….. No cóż skoro powiedział to najprawdziwszy Mikołaj to na pewno tak jest. I tata znowu leciał na dach, Mateusz do okna a Mikołaj odjeżdżał w dźwiękach dobiegających z radiomagnetofonu za oknem. To był wieczór pełen wrażeń, wieczór naprawdę zaczarowany i magiczny. Mały do późna nie chciał iść spać i opowiadał o Mikołaju, saniach i reniferach. A rankiem następnego dnia w skarpetach wiszących przy kominku czekały na niego słodycze i karteczka. Mateusz dostrzegł ją do razu, ale przeczytać nie umiał.
Drogi Mateuszu, wczorajszy wieczór z Tobą był wspaniały. Bądź grzeczny przez cały rok a na pewno znowu się spotkamy. Te słodycze umilą Ci czas czekania na mnie. A przyjadę do Ciebie na pewno, bo zawsze docieram do dzieci, które we mnie wierzą całym serce. Święty Mikołaj.
Mały znowu oniemiał i tak wizyta u dziadków zdominowana była opowieściami o liście Świętego Mikołaja.
Jak będzie w tym roku nie wiem… Czy mały da znowu się nabrać myślę, że tak… Jestem z siebie dumna, że uratowałam wiarę mojego synka w Mikołaja, że w ubiegłym roku zapewniłam mu tyle niesamowitych przeżyć, które z czasem przerodzą się w cudowne wspomnienia rodzinnego domu. Jestem dumna z mojego męża, że pomógł mi w tym szaleństwie, bo to on najwięcej nachodził się po dachu. Jestem szczęśliwa, że dla Matusza ta wigilia była zaczarowana: zaczarowany śnieg, zaczarowany renifer, zaczarowane sanie, zaczarowany Mikołaj. Naprawdę było warto, choć na klika chwil zaczarować nasze życie.
– Ewa
[pisownia oryginalna]