Teatr w kinie? Dlaczego nie! Multikino wraz z British Council zaprosili prawie ćwierć miliona ludzi na całym świecie na retransmisję sztuki „Hamlet” z Barbican Theatre w Londynie. W tytułową rolę wcielił się charyzmatyczny Brytyjczyk – Benedict Cumberbatch.
„Hamlet” Williama Szekspira to jeden z najbardziej znanych dramatów, arcydzieło teatru elżbietańskiego. Zdanie „być albo nie być, oto jest pytanie” kojarzą absolutnie wszyscy. Szekspirowska tragedia stała się najszybciej sprzedającym się wydarzeniem w historii teatru w Londynie. Wszystkie bilety na przewidywane przedstawienia rozeszły się zanim przystąpiono do prób czytanych w teatrze.
Sztuka w reżyserii Lyndsey Turner, zwyciężczyni nagrody Oliviera z 2014 roku, zachwyciła mnie niekonwencjonalnym i nowoczesnym ujęciem sztuki, ale także dziwną i mroczną atmosferą (potęgowaną przez obłąkańcze zachowanie Hamleta i Ofelii). Horacy z tatuażami na przedramionach i czapce z pomponem nie przypomina osoby rodem z przełomu XVI i XVII wieku, a Ofelia namiętnie robi zdjęcia aparatem fotograficznym. Hamlet natomiast słucha muzyki na gramofonie, a podczas jednej z najbardziej kultowych scen tej sztuki, ma na sobie bluzę z kapturem. Takie, subtelne acz wyraźne, unowocześniania lubię. Fenomenalna scenografia to zasługa Es Devlin, która zmieniała deski Barbican Teatre z klimatycznej zamkowej sali z wysokimi, masywnymi drzwiami w przykryte czarną ziemią zgliszcza.
Londyński „Hamlet” to również plejada wspaniałych, doświadczonych teatralnie aktorów. Nigel Carrington w roli Korneliusza, Anastasia Hille w roli Gertrudy, Ciarán Hinds w roli Klaudiusza, Sian Brooke w roli Ofelii i oczywiście Benedict Cumberbatch. Aktor zdaje się czuć jak ryba w wodzie w teatrze, ukazując swe niezaprzeczalne umiejętności aktorskie i sceniczną pewność siebie. Jest znakomity w scenach pełnych rozdarcia, bólu po stracie ojca, pogardy dla związku swej matki i stryjo-ojczyma. Bawi również do łez w scenach zabaw w wojnę z drewnianymi żołnierzykami, czy dialogach z Fortinbras’em i Rosencrantz’em, mając na sobie pstrokaty frak z punkowym napisem „King”.
Czy znalazłabym jakiś minus? Może malutki za dwuwymiarowość postaci Klaudiusza, który zdawał się mieć cały czas tę samą minę oraz za skupienie całej uwagi jedynie na postaci Hamleta, w wyniku czego pozostali bohaterowie wypadli nieco blado.
Niemniej jednak, „Hamlet” zaspokoił moje zmysły i cieszę się niezmiernie, iż mogłam zobaczyć ten londyński spektakl w moim krakowskim Multikinie.
Recenzowała Monika Młodawska