
Zaczyna się bardzo konwencjonalnie. Klimatycznie oświetlona scena, pianino, mikrofon na środku. Kobieta w czerwonej sukni ma zaśpiewać piosenkę. Piosenkę o miłości. Nie udaje się jej to. Dlaczego? Żebyśmy mogli odpowiedzieć na to pytanie, aktorka prezentuje nam swoistą kompozycję utkaną ze wspomnień, obrazów z przeszłości. Aktorka jest przewodniczką oprowadzającą widza po zakamarkach kobiecej duszy.
Dosyć banalne byłoby jednak stwierdzenie, że ta dama w wieczorowym stroju pokazuje widzowi serię migawek ze swojego życia tylko po to, by uświadomić mu że… jest człowiekiem. Nie narzędziem do zaśpiewania piosenki, a czującą, myślącą osobą. Dorosłą. Jej dorosłość polegać ma głównie na tępieniu w sobie naiwnej dziewczynki, zbuntowanej nastolatki. Ewoluowaniem poprzez kolejne schematy.
To dorosłość wtłacza bohaterkę w najciaśniejsze kajdany, z których chce się wydostać. Dorastanie to proces, któremu towarzyszy rosnący, nawarstwiający się strach. Dziewczynce towarzyszy strach przed wszechobecnym, milczącym, Wielkim Bratem – TATĄ. Nie tylko właścicielem domu i wszystkiego co się w nim znajduje, ale także jej serca, umysłu i sumienia. Już od pierwszych chwil istnienia naszej bohaterce zostaje odebrana indywidualność. W tajemnicy, za drzwiami swojego pokoju, próbuje ją odzyskać. Wraz z upływającym czasem, strach przed niemożnością sprostania nawarstwiających się wymogów otaczających ją ludzi, presja pogoni za niedoścignionymi ideałami, staje się coraz bardziej przytłaczająca. Nie jest to kolejną zniewalającą siłą, substytutem dziecięcego strachu przed TATĄ, tylko jego „dorosłą” kontynuacją. Odzierana z indywidualności osoba tkwi w pułapce sprzecznych narracji, ograniczeń. I bardzo cierpi.
A miłość? Istnieje coś takiego? Być może tak, lecz bohaterka została pozbawiona prawa do niej. Młodzieńcze fantazje o ukrywaniu chłopaka w piwnicy (w tajemnicy przed TATĄ), marzenia o wielkiej miłości, zostają brutalnie sprowadzone do suchej relacji posiadacz – własność. TATA jest właścicielem córki, selekcjonerem kandydatów do jej łóżka (i serca). Dla nich jest ona mniej lub bardziej wadliwym przedmiotem. O jego jakości decydują surowe kryteria. Bohaterka musi im wszystkim sprostać, aby zasłużyć na prawo bycia „kochaną”. Mieć złudną nadzieję, że w pojmowanej przez nią relacji kobiety i mężczyzny może być jeszcze ta wielka, mityczna, opiewana w piosenkach miłość. Niestety, bohaterka przekonuje się, że jest ona fikcyjnym pojęciem. Istnieje tylko posiadanie.
Pomimo tego, że spektakl jest utrzymany w surrealistycznej, onirycznej konwencji, Kinga Kaczor tworzy żywą, do granic wytrzymałości autentyczną kreację. Nie pozwala byśmy ani na moment przestali jej wierzyć. Po mistrzowsku odtwarza dialogi, wciela się w mnóstwo postaci, jednocześnie ciągle pozostając sobą. Można odnieść wrażenie, że zapamiętane rozmowy, każde usłyszane słowo, stały się nieodłącznymi częściami budującymi tożsamość bohaterki.
Między widzem a aktorką nawiązuje się jakaś specyficzna, bardzo osobista relacja. Kinga Kaczor umożliwia mu podróż po umyśle postaci, w którą się wciela, odnaleźć się w prezentowanych sytuacjach, a nawet w nich współuczestniczyć.
Spektakl wręcz zmusza do zastanowienia się nad własnym życiem, przeszłością, która je ukształtowała. Prowokuje do przywoływania wspomnień, ich głębokiej analizy. Obojętnie jakie emocje i wrażenia estetyczne spektakl będzie budził w widzu, to z całą pewnością można powiedzieć, że ta osobliwa śpiewogra skutecznie broni się przed płytkim, bezrefleksyjnym odbiorem.
Autor recenzji: Ligia Kazusek
Teatr VIS a VIS
„Najpiękniejsza piosenka o miłości”
Reżyseria: Kinga Kaczor
Występuje: Kinga Kaczor
Muzycy: Paweł Pierzchała / piano, Michał Kiedrowski / skrzypce & looper
Premiera: 29 listopada 2015r.