„USŁYSZEĆ POETĘ – WIERSZE TWARDOWSKIEGO GŁOSEM KRZYSZTOFA NAPIÓRKOWSKIEGO (WYWIAD)
„P oezja jest sztuką języka i zarazem jest stanem umysłu. A stan ten pojawia się też poza sztuką słowa”
W. Tatarkiewicz, Dwa pojęcia poezji. „Parerga”, Warszawa 1978
„Pochlebiałem sobie, że odkryłem poetyckie słowo dostępne dla wszystkich zmysłów”
A. Rimbaud
Pytanie o status poezji śpiewanej w Polsce jest w istocie pytaniem o podejście polskiego odbiorcy do sztuki intermedialnej w ogóle. Jeszcze w drugiej połowie XX wieku eksperymenty związane z ożywieniem słowa pisanego poprzez jego wokalizację uchodziły za działania awangardowe. To właśnie wtedy zaczęły stopniowo pojawiać się możliwości techniczne, by dźwięk swobodnie rejestrować, o czym pomarzyć mogli choćby poeci XIX‐wieczni, również deklarujący zainteresowanie poetyką dźwięku. Przygotowany przez literatów grunt, długo pozostających na Polskim gruncie artystycznymi drogowskazami i bohaterami zarazem, nie dał jednak plonu w postaci wysypu poetów eksperymentalnych – muzyków, czy artystów wizualnych. Poezja śpiewana pojawiła się szybko, głównie jako wesoła reprezentacja nastrojów studenckiego życia czy uzupełnienie teatralnej sceny i równie szybko zniknęła, pozostawiając po sobie jedynie nieliczne ślady twórczego, czy interpretacyjnego geniuszu. Czy współcześnie jednak brak nazwisk zdolnych realizować się w tej trudnej, bogatej znaczeniowo dyscyplinie?
Jeszcze tej wiosny światło dzienne ujrzeć ma zapowiedziana właśnie czwarta płyta Krzysztofa Napiórkowskiego – kompozytora, wokalisty i autora tekstów, pozostającego wizytówką rodzimej sceny muzyki autorskiej i literackiej. Twórca ma na swoim koncie nagrody Festiwalu Piosenki Artystycznej w Warszawie, Ogólnopolskiego Przeglądu Piosenki Poetyckiej oraz prestiżowych Ogólnopolskich Spotkań Zamkowych w Olsztynie. Mimo to pozostaje rozpoznawalny głównie w gronie świadomych słuchaczy poezji śpiewanej oraz – co ciekawe – wśród czołówki polskiej sceny wokalnej i instrumentalnej. Wśród jego artystycznych implikacji znajdziemy m.in. Grzegorza Turnaua, Annę Marię Jopek, Dorotę Miśkiewicz, Stanisława Soykę, czy Magdę Umer. W projekcie „Nap&Nap” tworzy on również duet z Markiem Napiórkowskim, uznawanym za najlepszego w Polsce gitarzystę jazzowego. 19 stycznia minęła 10. rocznica śmierci ks. Jana Twardowskiego, którego wiersze stały się inspiracją dla płyty. Data ta zbiegła się z zakończeniem nagrań w studiu Black Kiss Records. Poza autorem wydawnictwa w nagraniach wzięli udział: Anna Maria Jopek, Adam Strug, Robert Majewski, Arkadiusz Kopera, Maciej Magnuski, Kacper Stolarczyk, Daniel
Kapustka.
Jak możliwe jest, że w kraju o bogatej tradycji literackiej, gdzie słowo pisane przez wiele lat było narzędziem walki z opresyjnością i ograniczeniami, materią sztuki i elementem codziennej romantycznej korespondencji, poezja śpiewana nigdy nie osiągnęła szerokiej popularności?
Krzysztof Napiórkowski:
Nie do końca się zgadzam z opinią, że piosenka poetycka nie osiągnęła masowej popularności. Przypomnę choćby dokonania Marka Grechuty. Ostatnio śpiewałem jego utwory we Frankfurcie razem z niemieckimi i polskimi muzykami ‐ jego piosenki są tam wciąż pamiętane. W latach ostatnich rzeczywiście nastąpiła pewna deprecjonizacja tekstu piosenki, a w mediach dają się często słyszeć utwory o co najmniej wątpliwej jakości tekstu, a przecież, jak wspomniałeś żyjemy w kraju o bogatej tradycji literackiej i osób piszącej dobry tekst nigdy u nas nie brakowało. Na pewno coraz trudniej znaleźć tekst literacki w popularnej piosence. Być może dlatego, że coraz częściej muzyka popularna jest kalką muzyki choćby amerykańskiej, która ma zupełnie inną frazę ze względu na język angielski bogaty w jednosylabowe słowa. Polski wyraz i fraza jest zgoła inna, o czym łatwo się przekonać tłumacząc anglojęzyczne piosenki i próbując zachować sens wypowiedzi jednocześnie unikając banału i transakcentacji.
Czy to zatem nie jest powód, aby próby przekładu tekstu literackiego na muzykę i śpiew w ogóle nie podejmować? Ostatecznie jesteś na przededniu premiery płyty z wierszami Jana Twardowskiego, poety uznawanego za jednego z naszych najważniejszych twórców XX‐wiecznych.
Krzysztof Napiórkowski:
Nie. Uważam, że muzyka skraca dystans. Wiele już razy udało mi się doprowadzić do takiej sytuacji, że teksty np. Leśmiana, Karaska, Szydła czy Kassa “szły” na antenie popularnych stacji radiowych. Tu jednak fraza muzyczna podąża za tekstem i ma wobec niego służebny charakter, to zupełnie inna sytuacja niż omawiana wcześniej. Jeśli chodzi o nową płytę: twórczość Jana Twardowskiego stała się moim zdaniem jednym z idiomów naszej kultury. Jego poezja przeniknęła do języka potocznego. Ale na płytę wybrałem mniej znane wiersze. Jestem bardzo ciekawy jak zostanie to odebrane.
Przyznam szczerze, że jeszcze niedawno poezja śpiewana, czy szerzej piosenka literacka, jako kierunek w muzyce współczesnej był mi kompletnie nieznany. Poezja straciła na swój nobilitujący charakter – jest wymagająca, elitarna, trudna – co w naturalny sposób kłóci się z trendem upraszczania wszystkiego co muzyczne. Twoje podejście jest zgoła inne – w sposób przystępny starasz się opowiadać historie, które na gruncie muzycznym wielokrotnie zostały już wyeksploatowane, przywracając im pierwotny, przeważnie romantyczny lub sentymentalny charakter.
Krzysztof Napiórkowski:
Trudno mi dyskutować z wrażeniami słuchaczy, ale rzeczywiście to powtarzająca się uwaga ‐ że mam inne podejście. Nawet moi koledzy z zespołu zwracają na to uwagę, że jestem jakby trochę nie z tych czasów (śmiech). Być może drzemie w tym pewna niepoprawność, ale nie potrafiłbym robić czegoś wbrew sobie. To chyba jest nawet jedyna szansa, aby się nie zatracić ‐ starać sie zachować swoją autentyczną formę.
W twoich autorskich tekstach pojawia się wiele motywów autotematycznych. Śpiewasz o codzienności, miłości, przyjaźni. Wiele jest w tym młodzieńczej, niepokornej energii, choć z przyjaciółmi uznaliśmy, że nastrój poszczególnych utworów odpowiada charakterystyce pór roku – są utwory zimowe, stonowane, jakby wyczekujące zmian; jesienne – deszczowe, o większej dawce dramaturgii i melancholii itd. Jesteś synestetą?
Krzysztof Napiórkowski:
To zabawne, ponieważ wiele osób zwraca na to uwagę (śmiech). Tak, jestem synestetą. Wiele odległych tematów łączy mi się w przeróżne kategorie, często w nieoczekiwany dla mnie sposób. Kontakt z przyrodą również jest dla mnie ważny. Za oknem pracowni koniecznie muszą być drzewa. Mam też kilka ulubionych miejsc w Polsce, często też bywam w Szkocji, gdzie mieszka siostra i cenię tamtejszy krajobraz. W ogóle nie mogę narzekać na brak inspiracji, choć faktycznie natura jest dla mnie nośnikiem wielu znaczeń. W ciągu 4 ostatnich od wydania płyty “Drugi oddech” lat zagrałem ok 250 koncertów więc ważne jest, aby mieć jakąś odskocznię.
Jaką porą roku będzie kolejna płyta?
Krzysztof Napiórkowski:
Płyta będzie z pewnością różnorodna, przekrojowa. Wiersza pochodzą z różnych okresów twórczości Jana Twardowskiego ‐ księdza i poety. Raz jest w nich bardziej księdzem, innym razem bardziej poetą. Muzyką starałem się oddać, odzwierciedlić te wielorakie nastroje i treści. Efektów będzie można posłuchać już niebawem.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał: Janek Kozyra
Premiera płyty zaplanowana została na wiosnę 2016 roku.