Gdy zajmujemy miejsca w niewielkiej, ale niezwykle klimatycznej sali, w powietrzu unosi się dym. Ogranicza nam widoczność oraz intryguje. Gdy mgła opada dostrzegamy scenę, a na niej – pięć maszyn do szycia, ułożonych w literę V. W centralnym punkcie umieszczona jest figura Matki Boskiej.
Za chwilę poznamy tytułowe szwaczki. Po kolei siadają przy swoich stanowiskach pracy, wcześniej niemo przedstawiają się publiczności, prezentują siebie niczym przestępcy przez weneckie lustro. Różnią się między sobą, łączy je płeć i miejsce w którym się znalazły. Przedstawią nam pięć różnych życiorysów. Historii w których wspólnym mianownikiem pozostają mężczyźni.
Pierwsza – Matka, samotnie wychowująca dziecko. Druga – Pobożna, która swe życie zawierzyła Bogu, choć narastają w niej wątpliwości. Trzecia – Kobieta lekkich obyczajów, gardząca mężczyznami, a zarazem pragnąca ich. Czwarta – Starsza Pani, bezdzietna i ostatnia, pyskata ofiara przemocy domowej.
O czym jest spektakl? Jest to przedstawienie świata zbudowanego na fundamencie mężczyzn. Każda historia jest opowiedziana z perspektywy kobiety, dla której punktem odniesienia pozostaje ON. Kobieta na każdej płaszczyźnie jest definiowana przez mężczyznę. On zapładnia, bije, morduje dzieci, odchodzi, „szcza” na kobietę. One pozostają im wierne, jak psy, nie znajdując w sobie siły, aby zawalczyć o własną pozycję w świecie. To nie tylko ich partnerzy, sporo dowiadujemy się o właścicielu fabryki w której pracują: nie wypłaca pieniędzy, wyzyskuje. Jak pasożyt żeruje na ich naiwności. Jak Wielki Brat, który kontroluje, zarządza, sam jednak pozostaje bezkarny, ponieważ to on porusza sznurkami. One natomiast jak pół-niewolnice, godzą się na swój stan, muszą przecież utrzymać rodzinę. Pracownice, które na szytych ubraniach mogłyby spokojnie doczepić metki: „MADE IN MEN’S WORLD”. Mogłyby wszyć je w własne ciała.
W tym świecie pełnym cierpienia i niesprawiedliwości pojawia się cudotwórczyni, Maria Miracle. Boskie wyobrażenie współczesnej kobiecości, zjawia się nagle (niczym Dżin z lampy Aladyna, aby spełnić życzenia) w świetle reflektorów, z pieśnią na ustach. Połączenie marnej celebrytki, Matki Boskiej i Ewy Drzyzgi, która znajdzie rozwiązanie w każdej sytuacji, zjawia się ku pokrzepieniu serc niewieścich.
Jest też męski wybawiciel, w postaci Krojczego. Całkowite przeciwieństwo wizerunku mężczyzny, który przejawia się w historiach kobiet. Jest świętoszkiem, zawstydzonym kontaktem z prawdziwą kobietą. Czysty jak Jezus, któremu ofiarował swoją seksualność aż do ślubu. Jako reprezentant samców, staje się ofiarą zsolidaryzowanych kobiet, które nagle – upojone spirytysem – decydują się na walkę płci. Krojczy symbolicznie zostaje ukarany za grzechy męskiej części świata.
Muzyka to nie tylko świetne kompozycje Pawła Harańczyka –trafnie dobrane do historii– ale również dźwięki maszyn. Kobiety same tworzą soundtrack, nadają tempa opowieści, umiejętnie je zmieniając. Z muzyką związany jest również plastyczny ruch sceniczny, autorstwa Magdy Maścianicy. Kobiety tworzą mini układy taneczne z wykorzystaniem rekwizytów. Obraz momentami staje się niemal filmowy: gwałtowne zatrzymania, czy też scena z żarzącymi papierosami na czarnym tle.
Wszystkie kreacje stworzone przez aktorów są mięsiste. Prawdziwe, energetyczne, które nie pozwalają oderwać wzroku. Chce się być z nimi do samego końca, bo charyzma, która w nich się wytwarza – elektryzuje. Jest to teatr intymny, kobiecy, odważny i trudny.
Autor recenzji: Anna Haza
Teatr: Teatr Nowy
Tytuł: Szwaczki
Reżyseria: Piotr Sieklucki
Obsada: Malwina Natalia Buss, Katarzyna Chorzępa, Natalia Onuch, Magda Maścianica, Paulina Dudzińska, Magdalena Maria Kultys, Natalia Matuszek
Muzyka: Paweł Harańczyk
Data premiery: 22 stycznia 2016
Spektakl obejrzany dzięki uprzejmości: Teatru Nowego