Judy Garland, ulubienica Ameryki, zdobywczyni Oscara, Złotego Globa i Grammy. A prywatnie uzależniona od leków i alkoholu, borykająca się z depresją kobieta. Właśnie o tym mniej pozytywnym aspekcie życia opowiada „Judy”, wystawiona w ubiegły piątek na deskach krakowskiego Teatru Variete.
Rozpocznijmy od krótkiego wstępu. Frances Ethel Gumm znana lepiej, jako Judy Garland od najmłodszych lat przygotowywana była do roli gwiazdy, przynajmniej w odniesieniu do jej umiejętności scenicznych. Swoją karierę rozpoczęła od występów w rodzinnym kinoteatrze. Następnie przyszła pora na siostrzane trio The Gumm Sisters. Jednak to dopiero wytwórnia Metro-Goldwyn-Mayer zrobiła z niej prawdziwą gwiazdę. Sławę przypłaciła jednak uzależnieniem od leków i alkoholu, które pozwalały przetrwać jej najgorsze spadki tak fizyczne, jak i psychiczne. Śmierć była równie tragiczna, co jej życie, przedawkowała barbiturany.
Twórcy spektaklu „Judy” osadzili akcję przedstawienia w roku 1969. Obserwujmy Garland w jej garderobie godzinę przed jej ostatnim występem w Kopenhadze. Grana przez Katarzynę Misiewicz-Żurek aktorka, to lekko zmanierowana artystka, która z rozbrajającą szczerością kreśli całe swoje życie. „Marlene Dietrich? Śpiewała podle, ale miała piękne nogi, to właśnie dla tych nóg widzowie przychodzili na jej koncerty” – mówi Judy. Anegdotki przepija winem, robiąc sobie przerwy na zaśpiewanie piosenek, pośród których nie mogło zabraknąć „Somewhere Over the Rainbow” i „Loverman”. O wszystkim opowiada w konwencji przypominającej czarny humor, nie stroniąc przy tym od wulgaryzmów, które jednak częstokroć bawią, miast oburzać. Wspomina o wytwórni, która sterowała całym jej życiem i do dzisiaj czerpie zyski z filmów z jej udziałem. Z ironią mierzy się z mianem żywej legendy. Nie szczędzi także gorzkich słów względem matki, która kazała jej usunąć pierwszą ciążę. Drugą udało jej się już szczęśliwie urodzić za zgodą matki i wytwórni.
Matka i wytwórnia – to dwa bodaj najważniejsze elementy jej życia. Do tego duetu dorzucić powinniśmy również mężczyzn. Pierwszym z mężów artystki był kompozytor David Rose, pasjonat kolejnictwa, o którym piosenkarka mówi, że wracał z pracy i jeździł repliką pociągu, aż pewnego dnia gdy dowiedział się, że jest w ciąży, wsiadł do prawdziwego pociągu i odjechał. Żaden z jej licznych mężów nie był w stanie ocalić ją przed nią samą, od prześladującego ją poczucia bycia garbuskiem bez szyi. Całe życie Judy to w znaczącej mierze życie na kredyt, podpieranie się alkoholem i tabletkami. Zdawać się może, że Garland doświadczyła wszystkich cieni sławy. Póki była w stanie grać, nie było istotne, jaką cenę za to płaci. Wykorzystując barwne, choć jednocześnie smutne aspekty sławy, Dominik Nowak, wyreżyserował spektakl, który stanowi doskonały punkt wyjścia dla zagłębienia się w biografię amerykańskiej gwiazdy. Swój udział miały w tym teksty wybrane przez Sławomira Chwastowskiego. „Judy” to przede wszystkim pokaz aktorskich umiejętności Agnieszki Misiewicz- Żurek, która hipnotyzuje widzów swoim głosem oraz snutymi opowieściami. Nasze serce zdobywa również Lesław Żurek w roli asystenta piosenkarki. Godzinny spektakl, to wspaniała podróż po smutnym, choć pasjonującym życiu gwiazdy, którą świetnie opisuje powiedzenie – Lepiej szybko się spalić niż powoli gasnąć.
Autor recenzji: Monika Matura
Tytuł: Judy, spektakl muzyczny na podstawie tekstów Sławomira Chwastowskiego
Reżyseria: Dominik Nowak
Opieka wokalna: Agnieszka Kowalska
Akompaniament: Przemysław Zalewski
Obsada: Katarzyna Misiewicz – Żurek, Lesław Żurek