Chcemy być ludźmi sukcesu, chcemy aby nam się dobrze powodziło, marzymy o poklasku i pragniemy być podziwiani- nie ma w tym nic złego, jeśli tylko nie zagubimy się w tych dążeniach.
Każdy z nas pnie się po drabinie w społecznej hierarchii, czy tego chcemy, czy nie. Tkwimy w wieżowcu zwanym „społeczeństwem” i nic na to nie poradzimy. Film High Rise w reżyserii Bena Wheatley’a opowiada o życiu w wieżowcu, do którego każdy pragnie się dostać. Bohaterowie szczycą się tym, gdzie mieszkają, jednak każdy z nich pragnie znaleźć się na wyższym piętrze, to co zostało osiągnięte już nie satysfakcjonuje.
Wieżowiec jest wizjonerskim budynkiem architekta (Jeremy Irons), który wciąż chce udoskonalać swoje dzieło, dążąc do ideału. Jak nietrudno się domyśleć, z idealnego miejsca, wieżowiec zmienia się w piekielną klatkę, którą opanowuje chaos i zniszczenie.
Głównym bohaterem opowieści jest Robert Laing (Tom Hiddleston), od innych mieszkańców różni go to, że szuka w wieżowcu anonimowości. Obojętny na los drugich i szorstki w relacjach wygrywa z pozostałymi mieszkańcami. Można powiedzieć, że Laing jest symbolem klasy średniej, w której wszyscy beznamiętnie chcą osiągnąć swój własny sukces, chcą mieć spokój i wygodę.
Laing zapięty na ostatni guzik i niezwykle wysportowany do końca wie, gdzie jest jego miejsce i nie wychyla się przed szereg, budząc podziw, ale i strach.
Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że oglądam ekranizację Nowego Wspaniałego Świata Huxley’a w trochę innym wydaniu, oba obrazy przerażają i dają do myślenia, czym jest nowoczesność i do czego zaprowadzi postęp społeczny i technologiczny?
Film High Rise budzi skrajne emocje, z jednej strony jest przerażający w swoim chaosie i obłudzie, agresji i przemocy, z drugiej porusza pewne, niezwykle aktualne tematy społeczne.
Barbarzyńsko dobre kino!
Autor recenzji: Maria Dubis
Tytuł: High Rise
Scenariusz: Amy Jump
Reżyseria: Ben Wheatley
Data premiery: 15 kwietnia 2016
Obejrzane dzięki uprzejmości: Kino Ars