Zdarzają się filmy, które pokocha się całym sercem, albo wprost przeciwnie, znienawidzi się je zupełnie. Zdaje się, że tak właśnie sprawa ma się w przypadku „Córek dancingu”, pełnometrażowego debiutu Agnieszki Smoczyńskiej.
Srebrna (Marta Mazurek) i Złota (Michalina Olszańska) mają piękne głosy, długie włosy i równie długie rybie ogony. Spieszę z wyjaśnieniem, zwłaszcza w kwestii tego ostatniego. Otóż wspomniane siostry, to syreny, jednak z racji tego, że ogony wyrastają im dopiero po skropieniu wodą, na co dzień mogą egzystować pośród ludzi. Przekorny los oraz umiejętności wokalne, pozwalają im dołączyć do rodzinnego zespołu Figi i daktyle, który wykonuje największe przeboje PRL-u w barze Adria. Tym samym w roli chórku wzbogacają trzy osobowy band. I to w zarysie tyle, jeśli o fabułę chodzi. Wspomnę jeszcze, że akcja filmu toczy się w latach 80. Przejdźmy jednak dalej. Co prawda główne bohaterki są syrenami i chociaż nikt szczególnie się temu nie dziwi, to dla wielu w dalszym ciągu pozostają one po prostu zwierzętami. Bliżej im jednak, jak się okazuje do dorastających dziewczyn. Dlatego w udziale przypadają im także uczucia bliskie ludziom, takie jak pierwsza miłość, zazdrość czy w końcu rozczarowanie.
W takim ujęciu „Córki dancingu” stają się metaforą wchodzenia w dorosłość i zderzenia dwóch płaszczyzn: rzeczywistości i marzeń, które rzadko bywają zbieżne. Wspomniana problematyka leży być może nieco głębiej, niż rzucające się w oczy cekinowe kostiumy, ale jest. Sam PRL został zarysowany raczej delikatnie, będąc obecny przede wszystkim za sprawą wyśpiewanych przez Kingę Preis przebojów. Warstwa muzyczna autorstwa Ballad i Romansów zasługuje na szczególne uznanie. Piosenki zgrabnie opisują dziejące się na ekranie wydarzenia, a przy tym pozostają w klimacie tamtych lat. Warto wspomnieć również, że siostry Wrońskie mają cudowny dar do tworzenia kompozycji, które wpadają w głowę i za nic w świecie nie chcą jej opuścić.
„Córki dancingu” to chwytliwe połączenie czarnego humoru, dramatu i horroru, ale przede wszystkim musicalu. Świat, do którego zapraszają nas rozśpiewane córki, to fantasmagoria, w której trudno czasami odróżnić to, co realne od tego co wyobrażone. A może to my współcześni jesteśmy zbyt racjonalni. Zwłaszcza gdy pomyślimy o wykorzystaniu motywu syreny, doskonale nam znanej, zazwyczaj łagodnej. Filmowe syrenki są dosłownie krwiożercze i bardziej przypominają te, które wiodły na pokuszenie Odyseusza. Przedstawiona historia podana została estetycznie, choć niewykluczone, że dla niektórych taka konwencja będzie po prostu kiczowata. Mnie ta stylistyka w pełni kupiła, ale żeby w ogóle mogło się tak stać, koniecznie należy zabrać na seans otwartą głowę oraz w pełni zatopić się w świecie wykreowanym przez Smoczyńską.
Autor recenzji: Monika Matura
Tytuł: Córki dancingu
Scenariusz: Robert Bolesto
Reżyseria: Agnieszka Smoczyńska
Data premiery: 25 grudnia 2015 (Polska) 15 września 2015 (świat)