O takim debiucie marzy wielu reżyserów. „Cloverfield Lane 10” jest projektem niezwykle doprecyzowanym – od samego początku do końca trzyma widzów w napięciu, nie ma w nim ani jednej zbędnej sceny. Co jest rzeczywiste, która informacja jest kłamstwem? Gra pozorów, która rozgrywa się przez cały seans prowadzi do niesamowicie zaskakujących zwrotów akcji.
Dzieło Dana Trachtenberga jest kontynuacją filmu Matta Reevesa z 2008 r. o angielskim tytule „Cloverfield” (tł. „Projekt: Monster”). Oba projekty były produkowane przez J. J. Abramsa. Filmy te łączy specyficzna kampania reklamowa. Internetowa promocja pierwszej części przeszła do historii kina jako najbardziej oryginalna i tajemnicza, a jednocześnie przynosząca skutki – film w Stanach już w dwa dni po premierze zarobił 40 mln dolarów. Trailer drugiej części również nie odsłonił za wiele – intrygująca melodia zestawiona z ciszą, trójka ludzi siedząca w ciemnym pokoju. Układają puzzle, przygotowują posiłek, a w tle słychać „I think we’re alone now” Tommy’ego Jamesa i The Schondells. Temu wszystkiemu jednak towarzyszy pewna aura tajemniczości. Nagle pojawiają się jakieś elementy wprowadzające niepokój – delikatne trzęsienie ziemi, broń, ogień… I już zdajemy sobie sprawę, że to nie będzie zwyczajny film.
Michelle (Mary Elizabeth Winstead) budzi się pewnego dnia w ciemnym, pustym pomieszczeniu bez okien z nogą przykutą do ściany. Po jakimś czasie przychodzi do niej Howard (John Goodman) – wielki, niesprawiający sympatycznego wrażenia gospodarz. Wyjaśnia, że tak naprawdę uratował jej życie, znajdując ją na drodze po wypadku i chowając w bunkrze – na zewnątrz miała bowiem miejsce apokalipsa. Inwazja obcych i atak chemiczny najprawdopodobniej zabił wszystkich mieszkańców planety. Oni i jeszcze mieszkający z nimi Emmett (John Gallagher Jr.) są najprawdopodobniej ostatnimi ludźmi. Kobieta nie może jednak tego sprawdzić – wyjście na skażone powietrze grozi natychmiastowym zarażeniem i śmiercią. Pozostaje jej uwierzyć swojemu wybawicielowi. Jednak czy będzie w stanie zaakceptować nową sytuacje i prowadzić klaustrofobiczne życie w podziemnym zamknięciu?
Myśl, że jest oszukiwana towarzyszyć jej będzie przez cały film, a co za tym idzie, i widz nie będzie wstanie jednoznacznie osądzić sytuacji. Wszystko, co widzimy na ekranie, jest perspektywą głównej bohaterki. Świadomość odbiorcy jest tak samo ograniczona jak jej, przez co film niesamowicie trzyma w napięciu. Kiedy już wydaje się, że coś się wyjaśnia, następuje kolejny zwrot akcji. W tym sensie „Cloverfield Lane 10” perfekcyjnie obrazuje zasadę Hitchocka o trzęsieniu ziemi.
Świetnie w swej roli wypadł także John Goodman. Idealnie zagrał człowieka, który sprawia wrażenie chorego umysłowo, paranoika, wyznawcę tajnych spisków. Cały czas prezentuje się jako osoba pomiędzy – pomiędzy normalnością a szaleństwem, dobrocią a okrucieństwem. Swym zachowaniem myli bohaterkę, nie jest ona wstanie przewidzieć jego reakcji.
Poprzez tę zabawę, odgrywanie ról, swego rodzaju teatru w teatrze (Michelle udaje przed Howardem, że mu wierzy, Howard z kolei, że nie ma żadnych podejrzeń wobec niej) dochodzi do problemu z jednoznacznym określeniem tego dzieła. Dreszczowiec, thriller, sf – próba zaklasyfikowania do gatunku jest w tym wypadku krzywdząca dla „Cloverfield Lane 10”. Jego twórcy ewidentnie bawią się konwencjami. Podejmują pewną grę z odbiorcą. Dlatego oceny tego filmu są tak różne – po obejrzeniu go widzowie podzielili się na dwa obozy: jedni zakochali się w nim, drudzy znienawidzili scenarzystów za sposób, w jaki rozwiązali akcję.
Autor recenzji: Karolina Orlecka
Tytuł: Cloverfield Lane 10
Reżyseria: Dan Trachtenberg
Scenariusz: Matthew Stuecken, Josh Campbell, Damien Chazelle,
Data premiery: 22 kwietnia 2016 (Polska), 9 marca 2016 (świat)
Obejrzane dzięki uprzejmości: Multikino