Nasi ojcowie mieli Wembley, my mieliśmy Łazienkowską.
Ile to już roczników młodych dzieciaków, biegających w koszulkach Lewandowskiego, Messiego czy wcześniej Zidane, czeka na polski klub w Lidze Mistrzów. Łatwiej uwierzyć w potwora z Loch Ness lub mitycznego jednorożca niż fakt, że w końcu się uda. A jednak my pokolenie dzisiejszych 30-latków (tyle lat ma także autor książki) pamiętamy te piękne chwile, gdy nasze klubowe drużyny biły się jak równy z równym z najlepszymi europejskimi zespołami w Lidze Mistrzów. Dwa razy udała się nam ta sztuka: najpierw rok 1995 i opisany w książce awans Legii, rok później jeszcze Widzew i do dziś już nikt. Udaje się ta sztuka Słowakom, udaje się Kazachom, a dla Polaków to wciąż za wysokie progi.
Książka przenosi nas o te dwadzieścia lat wstecz. Przenosi nas kibiców do czasów drewnianych ławek na trybunach, zapachu smażonej kiełbasy, brzydkiej peerelowskiej otoczki i murawy rodem z pastwiska. Dla nas kibiców 30+ te wspomnienia, te pierwsze emocje, niezapomniane chwile, jak pierwsze pocałunki lub pierwszy papieros zawsze pozostaną zapisane w naszej kibicowskiej duszy. Kto z nas nie opisze z pamięci jak padały bramki w opisanych w książce meczach, gdzie je oglądaliśmy i z kim, może z nieżyjącym już dziadkiem czy ojcem.
Ta książka to emocje. Ta książka to obrazy tak już dziś odległe. Ta książka to pozycja, którą każdy kibic powinien mieć na półce. Może już czas dopisać kolejny złoty rozdział w naszej piłkarskiej historii –Euro tuż za pasem, może obecne pokolenie 7-8 latków będzie miało swoje Saint Denis, tego życzymy sobie wszyscy.
Autor recenzji: Artur Jedynak
Tytuł: Legia Mistrzów
Autor: Piotr Jagielski
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Premiera: 21 kwiecień 2016