Ciasna sala, znikoma scenografia, nieliczne rekwizyty to na pewno nie elementy, które mogą zwiastować szaloną groteskę, baśń, czy świat absurdu. A jednak – czwórka aktorów teatru Mumerus porywa nas w drogę do ósmego kwadratu – czy skutecznie?
Zabawa z interpretacją tego, co widzimy na deskach teatru zaczyna się już od tytułu sztuki. Ósmy kwadrat – matematycznie rzecz ujmując, tworzy hipersześcian. Skomplikowana konstrukcja tej figury to świetny motyw dla wielu twórców. Upodobali sobie go m.in. Salvator Dali, czy twórcy Avengers, dla których hipersześcian był źródłem nieskończonej mocy.
Zaś w sztuce Wiesława Hołdysa ośmy kwadrat to świat, gdzie żeby nadążyć za czasem trzeba biec dwa razy szybciej, gdzie wspomnienia to wszystko, co dopiero się wydarzy i wreszcie, gdzie dwa jajka są tańsze od jednego. W ten osobliwy wymiar wchodzimy z poczciwym Janem.
Główny bohater zostaje wplątany w jakąś dziwną grę, której reguł i celu początkowo nie pojmuje. Zresztą podobnie jak widz, który może czuć się nieco zagubiony w mnogości motywów. Mamy szachy, pionki, makao, wojnę. Na dodatek wszystko to przerywane fragmentem zabawy dla dzieci o niedźwiedziu, który mocno śpi. Jednak z czasem, Jan przechodzi na coraz wyższe poziomy gry. W pewnym momencie zaczyna wierzyć, że nie musi być tylko pionkiem, a może zostać hetmanem. Jednak czy nie znając zasad gry, nie mając praktycznie na nią wpływu, stojąc z boku- Jan może cokolwiek osiągnąć?
Bohaterowie po biało – czarnej scenie poruszają się niczym po szachownicy. Owa plansza i postać Jana, próbującego odnaleźć się w absurdzie, który go otacza może przypominać zwykłe, codzienne życie każdego z nas. Jan w niezrozumiałym dla siebie świecie kieruje się tylko i wyłącznie intuicją. Pośród abstrakcyjnych wydarzeń i bezdusznych postaci musi odnaleźć w sobie trochę absurdu, by móc cokolwiek w tej grze wygrać. Tak samo czasami człowiek w życiu, choćby nie wiem jak się starał nic nie wskóra. Bądź żeby coś osiągnąć musi działać wbrew sobie i dostosować się do panujących realiów.
Mnogość interpretacji tego, co się dzieje na scenie teatru Mumerus jest nieskończona. Jednak momentami trudno nie oprzeć się wrażeniu, że treść przerasta formę. Tyle się dzieje, że widz zamiast wejść w ten dziwny, magiczny świat, próbuje go jakoś poskładać w całość. Stoi obok szachownicy. Nie jest to kwestia trudności interpretacji utworu, ale raczej braku jakieś jednej ścieżki. Głównej idei, której można by się trzymać.
Dużym plusem są scenografia i rekwizyty. Minimalizm w tym wypadku okazał się zaskakująco funkcjonalny. Odpowiedni klimat tworzyła muzyka grana na żywo. Na scenie błyszczał Jan Mancewicz, odtwórca roli Janka. Nie wiem czy jest to kwestia roli jaką otrzymał, ale swoją swobodą i dojrzałością przyćmił pozostałych artystów.
Aktorzy skutecznie zabrali mnie do ósmego kwadratu. Zainteresowali przedziwnymi zdarzeniami, dialogami, które rozgrywały się na scenie. Jednak czegoś zabrakło. Po wyjściu z teatru nie czułem, że jestem bogatszy o głębsze doznania, czy przemyślenia. Było miło, nic ponadto.
Autor recenzji: Kamil Waliczek
Tytuł: Droga do ósmego kwadratu
Reżyseria, scenariusz: Wiesław Hołdys
Kostiumy: Elżbieta Rokita
Przedmioty: Magdalena Siejko
Technika: Tadeusz Przybylski
Obsada: Anna Lenczewska, Jan Mancewicz, Karol Piotr Zapała , Robert Żurek
Premiera: 28 listopada 2010