Pełnometrażowy debiut pisarski reżysera Andrew Steggalla pod tajemniczym tytułem „Pożegnanie” (ang. „Departure”) będzie możliwy do obejrzenia w polskich kinach już 26 sierpnia. Oceny tego filmu są bardzo wysokie – 7/10, co prawdopodobnie zwiększa oczekiwania widzów wobec obrazu.
Dzieło jest współczesnym melodramatem o rozbitej rodzinie z elementami kina queerowego. Nastoletni Elliot i jego mama Beatrice przyjeżdżają z Anglii do rodzinnego domku wakacyjnego na prowincji Francji, w celu spakowania rzeczy i posprzątania. Beatrice i jej mąż po rozstaniu postanowili sprzedać cały majątek. Na miejscu młody chłopiec spotyka starszego od siebie, mieszkającego w okolicy kolegę – Clementa. Zaprzyjaźniają się. Elliot od razu znajduje się pod jego wpływem, z czasem zakochuje się w nim. Kiedy jego matka poznaje Clementa, uczucia syna przeniosą się na matkę. Tak stajemy się świadkami nietypowego trójkąta.
„Pożegnanie” to bardzo ciężki film w wymowie i wykonaniu. Występuje tu charakterystyczne dla francuskiego kina niedopowiedzenie. Ciężko jest czasem odgadnąć o co chodzi twórcom, dlaczego bohaterowie postępują tak, a nie inaczej. Choć we wszystkich opisach filmu wspominano o chłopaku – Clemencie – który namiesza w relacjach matki z synem, odnosi się wręcz odwrotne wrażenie. Z czasem to matka i syn manipulują niewinnym Clementem, chcą go posiąść. Jest on dla nich jedynie obiektem seksualnym. Szczególnie widać to w scenie, w której chłopak otwiera się przed Eliotem i opowiada mu o swojej matce, która znajduje się w szpitalu. Elliot robi sobie z tego głupi żart. Gdy później kolega tłumaczy mu, iż miała raka, nie wykazuje on za wiele empatii. Przeprasza co prawda, ale nie widać w nim żadnej skruchy. Raczej smutek, że jego wymarzony obiekt seksualny może się od niego oddalić.
„Pożegnanie” jako dzieło ma za to ładną szatę graficzną – kolorowe obrazy Francji o jesiennej porze roku. Zdecydowanie zdjęcia do tego filmu przewyższają poziom akcji i niejednokrotnie bardziej przyciągają uwagę od tego co dzieje się w scenariuszu. Niektóre ujęcia czasami sięgają już kiczu – senne sceny topienia się głównego bohatera w slow motion (metafora depresji i zmiany), bądź moment, w którym Elliot z Clementem biją się i szarpią na łące, by po chwili namiętnie się całować („Tajemnice Brokeback Mountain”). Podobnie wydaje się być z lekko naciąganą symboliką potrąconego przez matkę jelenia, którego główny bohater od czasu do czasu próbował odnaleźć – przenośnia szukania przeszłości, nie możności pogodzenia się z nagłą, drastyczną zmianą, z pożegnaniem („departure”).
Film Andrew Steggalla jest troszkę wątły w fabule, czemu nie pomaga także gra aktorska i kreacja bohaterów. Trudno określić często co się z nimi dzieje i czego oni właściwie chcą. Dlatego też tak wysoka ocena fanów wydaje się być dla mnie niezrozumiała.
Autor recenzji: Karolina Orlecka
Reżyseria: Andrew Steggaal
Scenariusz: Andrew Steggall
Gatunek: Melodramat
Produkcja: Francja, Anglia
Premiera: 26 sierpnia 2016 (Polska) 9 października 2015 (świat)
Obejrzane dzięki uprzejmości: Tongariro