Matka Teresa to postać której przedstawiać ani reklamować bynajmniej nie trzeba. Zna ją każdy, a przynajmniej każdy o niej słyszał. O niej i o jej niecodziennym, bogatym, treściwym, zabieganym życiu. Książka, jaka z okazji ogłoszenia jej świętą ukazała się nakładem Wydawnictwa Znak, jest właśnie tym, kim była Matka Teresa. Przejmującą, refleksyjną, szokującą naszą wrażliwość i codzienne wygodnictwo podróżą po wszystkim co ubogie, brudne, zapomniane i … niesamowite.
Książka, poprzez żywe przykłady z życia (tego najbliżej granicy skrajności), wlewa w nas morze refleksji nad sobą i życiem, do jakiego jesteśmy przyzwyczajeni. Bo czy kiedykolwiek pomyślałabym o tym sama, że ubóstwo, bezdomność, głód w materialnym rozumieniu tego słowa nie jest najgorszą z możliwych przypadłości? Że istnieje głód jedzenia ale i ten dużo trudniejszy do zaspokajania, głód miłości. Że jest nagość bez ubrań i bez godności. Bezdomność bez domu i z odrzucenia, samotności i niekochania. I że kraje bogate, wbrew temu z czym się je kojarzy znajdują się w dużo smutniejszym położeniu niż Albania, Afryka i anonimowy, zapomniany koniec świata. W pozycji smutniejszej, bo z reguły to tam najwięcej jest biedy z tego drugiego bieguna skrajności – ludzi samotnych, odzianych z godności i miłości, której nie da się zaspokoić prostym podaniem chleba czy podłożeniem dachu nad głowę.
„Wezwani do miłosierdzia”, jak sama nazwa wskazuje przybliża nam uczynki miłosierdzia względem duszy i względem ciała, każdemu z nich poświęcając osobny rozdział. Struktura rozdziału składa się natomiast z krótkiego wprowadzenia, wyjaśnienia jak rozumiała je Matka, a następnie przemawiających do ducha słów samej Matki Teresy i konkretnych przykładów z jej życia, o których relacjonują ich świadkowie. Każdy rozdział kończy się pytaniami retorycznymi, które mają skłonić nas do jeszcze głębszej refleksji.
Części dotyczące opowieści świadków wydarzeń zszokowały mnie chyba w tej lekturze najmocniej, bo najmocniej uświadomiły mi bogactwo i piękno życia tej kobiety. Jak wielką siłę i wiarę miała w sobie ta kruchutka siostra, by widząc małe dzieci pozostawione na pastwę losu i jedzące się nawzajem z głodu, nie utracić sił do głoszenia Miłości Boga. Jak wielką pasję nosiła w sobie, by zostać zapamiętana z taką miłością przez tak wielu ludzi. Jak wiele osób nauczyła swym przykładem, jak wielu z nich zmieniła, jak wielką energię musiała mieć w sobie, aby tak wielu zarazić swą pasją do odważnego życia.
Co trzeba zrobić, by tak jak ona kroczyć twardo jasną drogą do przodu i się nie zagubić? Co, by zostać zapamiętanym tak mocno i tak serdecznie przez tak wielu ludzi? Jak to zrobić, by tak jak ona mieć na wszystko gotowe słowa i trafne rozwiązania? Dzięki Brianowi Kolodiejchukowi, postulatorowi jej procesu kanonizacyjnego, odnajdziemy w książce niepublikowane nigdzie wcześniej listy i opowieści, które pomagają nam zrozumieć skąd Matka brała tyle siły na rzeczy, na które normalnie nie mamy siły nawet patrzeć przez pryzmat telewizora.
Więc może: „Nie gadajcie, zróbcie coś!” Sięgnijcie do żywego obrazu miłości i radości prostego życia.
Autor recenzji: Agnieszka Jedynak