Krowa, która dużo ryczy, mało mleka daje. Tak jest w przypadku „Smoleńska”, na który wybrałam się z nieukrywaną ciekawością podsycaną co rusz plotkami o „beznadziejnym”, „zakłamanym”, „pisowskim” kinie. Zatem obejrzałam ten zakłamany obrazek i mogę Wam o nim napisać. Nie mogę jednak zrozumieć co kieruje ludźmi, którzy komentują film, którego nie widzieli, ale są w stanie od razu powiedzieć, że jest chłamem i do kitu. Ok, to może nie jakieś fascynujące kino akcji, ale komentujmy i polemizujmy na temat obrazu jaki otrzymaliśmy i nie wciągajmy do tego polityki.
Antoni Krauze może i miał dobry pomysł na film, może i nawet scenarzyści Marcin Wolski czy Maciej Pawlicki chcieli napisać coś w miarę dobrego, nie tyle z historią w tle co po prostu pewnym wydarzeniem, które można w zgrabny sposób zekranizować. Gdzieś tu po drodze coś nie wyszło.. Nie wyszedł na pewno casting do ról. Beata Fido (w roli Niny) rady nie dała. W ogóle tej rady nie dała przez cały film, ciągnęła się jej ta jedna mina przez 2 godziny i teraz już sama nie wiem kiedy ona jest poważna, a kiedy się uśmiecha. Szkoda wspominać o relacjach Niny z matką czy jej chłopakiem. To skazana na porażkę próba ukazania bohaterki jako normalnej dziewczyny z sąsiedztwa. Dla przeciwwagi na wyróżnienie zasługuje tutaj Aldona Struzik, jako Generałowa i Lech Łotocki jako Prezydent. Stonowany, bez cienia prymitywnych grymasów, nie udaje, że umie grać. Szkoda, bo to mogła być dobra rola w dobrym filmie. Wyszło jak zwykle. Większość rzeczy w tym filmie jest „udająca” rzeczywistość. Telewizja TVM-Sat, która ma przypominać TVN i jej dążenie do wyników oglądalności i sensacji oraz „rzucanie mięsem” na katolików, pisiarzy, mohery i wreszcie dziennikarze udający dziennikarzy, wycierających sobie gębę nic nie znaczącymi frazesami o etyce zawodowej. Banalne? Tak, ale gdyby się głębiej temu przyjrzeć ten Smoleńsk, mógłby być kiepskim ale filmem, a tak został sprowadzony do parteru przez aktorów i scenarzystę.
Film zaczyna się od… no właśnie czego? Trzęsienia ziemi? Widzimy naszych pilotów jak z przerażeniem patrzą w niebo, stewardesa nagle zachodzi się płaczem, a chwilę później widz otrzymuje w pakiecie rosyjski samolot, który zrzuca mgłę. Niewiarygodne? A jednak. Kto w to uwierzy? A no zapewne starsze osoby, które przychodzą na seans i które tak gorliwie modlą się przed krzyżem. Obraz nie jest spójny, co jakiś czas przenosimy się w zupełnie inne miejsce, wracamy do przeszłości by później ponownie pokazać ostatni lot pary prezydenckiej. Dziennikarskie śledztwo Niny przeradza się pod koniec filmu w poszukiwanie prawdy, kto doprowadził do zamachu. Bo, że to był zamach, to widz tutaj nie ma żadnych wątpliwości. Wszystko przez wyjazd Lecha Kaczyńskiego do Gruzji i pełne emocji przemówienie. Film jest naszpikowany przeinaczeniami, m.in. uśmiercono w nim polskiego operatora Sławomira Wiśniewskiego, który żyje i ma się dobrze, udzielając co rusz wywiadów na temat swojego zgonu. Pierwszej Damy jest mało, może i za mało, bo pamiętamy ją jako ciepłą i rzeczową osobę, i tak też grająca ją Ewa Dałkowska, próbowała ją pokazać. Całość jest niestety bardzo chaotyczna i ktoś, kto nie śledził tego co działo się od 10 kwietnia w telewizji, może mieć spory problem w rozwiązaniu spójności całego kontekstu.
Dla mnie ogromnym pozytywem była, jest i będzie muzyka jaka towarzyszyła nam, kiedy ogłoszono katastrofę, kiedy pokazywano sylwetki zmarłych w telewizji i teraz w kinie, podczas dwugodzinnego seansu. Michał Lorenc nie pierwszy raz pokazał, że jest wybitnym kompozytorem. Utwór jaki towarzyszył nam w czasie relacji z wydarzeń związanych z żałobą to „Wyjazd z Polski”, pochodzi z filmu „Różyczka” w reżyserii Jana Kidawy Błońskiego z 2010 roku.
Po katastrofie Tupolewa i wybuchu na pokładzie, naszym oczom ukazuje się las katyński i żołnierze w mundurach. Całość w sepii, stoją i czekają na zmarłych z katastrofy, by po chwili zatopić się z każdym w uścisku. Komiczne? Dla jednych pewnie tak, ale to mały symbol, który chwyta za serce na sam koniec filmu. Czekają w miejscu, gdzie ziemia widziała już niejedną śmierć.
Kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie. Czy zginie?
Frekwencja na seansie spora, jak na małą salę. Nie słychać śmiechów, bluzg ani strzałów w 3 minucie. A wy sprzeczajcie się dalej, jak bardzo Smoleńsk jest beznadziejny 🙂
Autor recenzji: Karolina Futyma
Tytuł: Smoleńsk
Scenariusz: Marcin Wolski, Maciej Pawlicki, Tomasz Łysiak, Antoni Krauze
Reżyseria: Antoni Krauze
Data premiery: 5 września 2016 (Polska)
Obejrzane dzięki uprzejmości: Cinema City Galeria Kazimierz