Kolejna edycja festiwalu Ars Independent za nami. Czarne Konie rozdane, filmowe projekcji już się zakończyły, a z Miasta Ogrodów zniknęły stanowiska komputerowe, tablety i gogle VR. Wyjeżdżam z Katowic z małym niedosytem – za krótko! A następny festiwal dopiero za rok.
Ars Independent to wyjątkowy festiwal, bo tu sztuką jest to, co przez wielu ciągle jest niedoceniane. Festiwal pokazuje, że wideoklipy, gry wideo, filmy 360o czy filmy animowane, które często wrzuca się do worka „dla dzieci” czy „rozrywka”, to też wynik artystycznej pracy, a przekaz, który niosą ze sobą, to nie tylko: usiądź wygodnie w fotelu i się zabaw. Choć zabawa była przednia!
Oprócz tradycyjnych kinowych pokazów, w Katowicach czekała na nas wystawa gier wideo. Uczestnicy festiwalu mieli okazję nie tylko zagrać w konkursowe propozycje, ale także wypróbować nowe polskie niezależne produkcje (Game in Poland) oraz gry stworzone przez katowickie Artifex Mundi.
W sekcji konkursowej znalazły się dwie gry, od których ciężko było się oderwać. Pierwszą była polska Superhot, w której chociaż sterujemy postacią uzbrojoną w pistolet, bohaterem staje się czas, płynący tylko wtedy, gdy się poruszamy. Czas ratuje nas od kuli, ale tylko wtedy gdy przewidzimy kolejny ruch przeciwnika, dzięki temu gra nie jest tylko zwykłym shooterem, ale także logiczną zagadką. Minimalistyczna grafika i użycie zaledwie trzech kolorów – czerwieni, bieli oraz czerni, przenosi nas w zupełnie inny świat, który jednak naśladuje doskonale nam znaną rzeczywistość.
Druga gra, która podbiła serca graczy i tym samym została zwycięzcą festiwalu to „Keep talking and nobody explodes”. Zadaniem jest proste – trzeba rozbroić bombę, trudniej z jego realizacją, bo przy każdej bombie trzeba rozwiązać kilka logicznych łamigłówek. Podpowiedzi znajdują się w dostępnej obok instrukcji, tyle że gracze uzbrojeni w gogle VR nie mogą zerkać na wydrukowane kartki, muszą więc polegać na tym, co sugerują im partnerzy, którzy widzą instrukcje, ale… nie widzą rozgrywki. Gra oprócz samej przyjemności z rozwiązywania kolejnych, coraz trudniejszych, zagadek, każe nam współpracować z naszym partnerem. Czasem wydaje się, że gogle VR kompletnie izolują gracza od świata rzeczywistego, „Keep talking and nobody explodes” przedstawia grę, w której kontakt z realnym światem, drugim człowiekiem oraz tak tradycyjną formą jak drukowana instrukcja jest czymś niezbędnym. Brawo więc za zbudowanie pomostu między nowym, a starym i wirtualnym, a rzeczywistym.
W ramach Ars Independent odbył się także konkurs wideoklipów. Za Czarnego Konia został uznany klip „Wedding”, w którym twórcy wykorzystując znanych nam bohaterów Ulicy Sezamkowej, mówią o przemocy stosowanej przez policję. Ja polecam także teledysk „White out”, którego bohaterami są mężczyzna, kura i osioł, więcej nie zdradzę, by nie psuć wam niespodzianki, której nie będzie. Warto zwrócić też uwagę na nawiązujący do stylistyki retro „Garden” Pedro Martina-Calero.
Teledyski można było oglądać też w 360o. A co ciekawe oprócz wideoklipów znalazły się także spoty festiwalowe nakręcone w VR. Wykorzystanie wirtualnej rzeczywistości w reklamowaniu swojego festiwalu pokazuje, że Ars Independent choć ma dopiero sześć lat, w niektórych aspektach wyprzedza o krok inne, starsze i bardziej doświadczone festiwale.
Ale nie zapominajmy, że Ars Independent to także konkursy filmów fabularnych i animowanych oraz przeglądy filmowe. W Katowicach uruchomiono również najmniejsze kino świata z zaledwie dwoma miejscami na widowni. Bogaty program festiwalu, wydarzenia towarzyszące i wystawy, od których nie da się oderwać sprawiają, że chciałoby się, żeby festiwal trwał w nieskończoność, albo przynajmniej kilka dni więcej.
Dagmara Marcinek