„Zdzisław Beksiński nigdy nie uderzy swojego syna. Zdzisław Beksiński nigdy nie przytuli swojego syna”.
Tak zaczyna się książka Magdaleny Grzebałkowskiej, autorki „Beksińscy. Portret podwójny”, która stała się motywem do nakręcenia filmu „Ostatnia rodzina” autorstwa Jana P. Matuszyńskiego.
Wychowałam się na wsi pod Sanokiem. Od dziecka wiedziałam kim był Beksiński, znałam niewielką część jego obrazów, byłam w Muzeum Historycznym w Sanoku, gdzie obrazy znalazły swoje miejsce. Wiedziałam, że syn Zdzisława popełnił samobójstwo, a on sam zginął z rąk znanej mu osoby. Czy chciałam się czegoś więcej o nim/o nich dowiedzieć? Wtedy nie. Musiałam dorosnąć i dostać książkę „Foto: Beksiński” z jego licznymi czarno-białymi zdjęciami, żeby zaczął mnie fascynować od nowa. Książka Magdaleny Grzebałkowskiej to spotkanie z jego rodziną przy niedzielnym obiedzie, z nim, ze Zdzisławem od kołyski. To chłonięcie jego zachowań, słów, siarczystego klnięcia. To cudowność obcowania i poczucia, że jestem tam razem z nimi, w tym zimnym i ciemnym domu, z Tomkiem na dyskotekach, z babcią na łóżku, z Sanokiem sprzed kilkudziesięciu laty. Jest dla mnie pamiętnikiem, jednym wielkim zapiskiem z życia, biblią Państwa Beksińskich, marzeniem, które już mi się nie spełni, bowiem moja rodzina nie prowadziła dziennika fonetycznego, ani nie przechowywała listów. A oni…oni wiedzieli co się kiedyś wydarzy, że te wszystkie słowa, ten papier, obrazy, kasety będą kiedyś warte nie mnóstwo pieniędzy – a pokażą wielkiego Artystę z jego rodziną. Czytałam i widziałam jak się zmieniają, co postanowili. Czytałam i słyszałam Tomka, obserwowałam co Zdzisław robi wieczorem w swojej pracowni, uśmiechałam się, bo miał wielkie poczucie humoru. Drżałam, gdy kartkowałam książkę ze słowami o „niespełnionym samobójstwie”. Przeraziłam się, gdy pewnego dnia przeczytałam, że ktoś chce nakręcić film o Beksińskich. Pomyślałam: poważnie? Przecież to cholernie ciężki temat! Ktoś musiałby wykazać się nie lada profesjonalizmem, żeby to wszystko poskładać i pokazać widzom, że ta rodzina nie była niedorozwinięta, a uzdolniona. I wtedy zaczęła do mnie docierać obsada: Andrzej Seweryn, Aleksandra Konieczna, Andrzej Chyra, Dawid Ogrodnik, Magdalena Boczarska. Pomyślałam, że się uda.
Mała, kinowa sala, środowe popołudnie. Ludzie wstrzymują oddech, gdy widzą na ekranie filmowego Zdzisława. Realizm postaci stoi tutaj na bardzo wysokim poziomie. Emilia Czartoryska, która „ubierała” plan filmowy odrobiła zadanie domowe na szóstkę z plusem. Złote Lwy w Gdyni to zasłużona nagroda, choć na temacie łatwo było się wywrócić.
Beksińscy to specyficzna rodzina: matka krzątająca się po domu i próbująca każdemu z osobna dogodzić, a to chłodnymi ziemniaczkami dla Tomusia do obiadu, a to butelką pepsi dla męża, a to zmianą pościeli dla mamy czy teściowej. Zdzisław zamykający się i malujący obrazy, Tomek witający się przez ucałowanie dłoni mężczyznom. Wszystko to zamknięte w ramach śmierci wiszącej nad tą rodziną. Aktorzy odtwarzają ich gesty jakby żyli razem z nimi, a kamera ukryta za framugą filmuje intymny świat familii, której dotykają problemy mieszkaniowe czy egzystencjonalne. Są tutaj sceny z pogranicza: dzikie awantury, rozmowy o seksie, sceny, gdzie z mieszkania wylatuje telewizor. Są i takie, gdzie wynosi się mocz w plastikowym baniaku. Czy film jest przerysowany? Nie jest, ale nie mogę zgodzić się z tym, że Dawid Ogrodnik odtworzył wiernie Tomka Beksińskiego. Tomasz nie był dzieckiem z zaburzeniami psychicznymi ani z zespołem Aspargera. Wystarczy obejrzeć nagranie np. Wieczoru z Wampirem z 1998 roku, by zobaczyć (po części) jaką był osobą. Może zbyt ekscentryczny, ale na pewno nie autystyczny. A może reżyser chciał żeby widz patrzył na niego jak rodzic na dziecko? Zbyt zatroskanie i przez pryzmat ciągle młodego wieku?
Wspaniałe są tutaj wiernie odtworzone rozmowy z synem o miłości. Aktorzy nie zachowują się jakby grali w filmie, są wyluzowani i ma się wrażenie, że nagrywa ich ukryta kamera. Tomek opowiada o bólu, samotności, o tym, że nie potrafi na stałe związać się z żadną kobietą. Jest w tej scenie tyle miłości i ciepła bijącego od matki, że trudno doszukać się tutaj ram sztywnego dokumentu.
Wszystko w tym filmie jest takie, jakie być powinno. Jakby Matuszyński wszedł w posiadanie pędzla malarza i namalował ostatni obraz rodziny Beksińskich, którego tematem jest okaleczone ciało mistrza w jego własnej twierdzy.
Autor recenzji: Karolina Futyma
Tytuł: „Ostatnia rodzina”
Scenariusz: Robert Bolesto
Reżyseria: Jan P.Matuszyński
Data premiery: 30.09.2016 r.
Obejrzane dzięki uprzejmości: Kino Kijów.Centrum