Kulturatka nie przechodzi obojętnie obok ciekawych literackich debiutów. W przyszłym tygodniu nakładem wydawnictwa Replika ukaże się pierwsza książka Alicji Sułkowskiej, „Złamane skrzydła. Życie i sława Manfreda von Richthofena”. Będąca obszernym historiograficznym opracowaniem biografia słynnego Czerwonego Barona jest wynikiem wielkiej fascynacji autorki tą postacią, popartej ogromną pracą nad źródłami, rzetelnie dokumentującymi historię tytułowego bohatera.
Kochający historię czytelnicy Kulturatki już niedługo będą mogli wygrać egzemplarz „Złamanych skrzydeł”. Zanim jednak ogłosimy konkurs, zachęcamy do przeczytania wywiadu z Alicją Sułkowską.
Skąd Twoje zainteresowanie Manfredem von Richthofenem i tematyką lotniczą?
Zacznę od tego, że należę do osób, które przy odrobinie dobrej woli potrafiłyby zafiksować się na punkcie późnego austropopu 🙂 Jednak punktem zapalnym było z pewnością moje narastające zainteresowanie I i II wojną światową, które stopniowo zwróciło się w stronę sił powietrznych, szczególnie niemieckich. Nie ukrywam, że to nie same skomplikowane dane techniczne samolotów, szczegółowe szkice i matematyczne algorytmy manewrów powietrznych zaciekawiły mnie najbardziej, a raczej ludzie – piloci, strzelcy, nawigatorzy, mechanicy – ich przeżycia, zainteresowania, życie prywatne, treść listów, jakie pisali… Tym chętniej pałaszowałam wszystkie książki, filmy i reportaże ich dotyczące. W końcu przyszła kolej na te opowiadające o Manfredzie von Richthofenie. Chociaż o postaci Czerwonego Barona słyszałam już wcześniej, bezpieczniej czułam się wśród wszystkich Hartmannów i Marseillów. Nagle uległo to zmianie. Przekopywałam się przez list za listem, artykuł za artykułem, wspomnienie za wspomnieniem i okazało się, że postać Richthofena jest naprawdę fascynująca i godna uwagi. Choć niektórzy twierdzą inaczej, mityczny Czerwony Baron był osobą niezwykle poukładaną, koleżeńską i obdarzoną specyficznym poczuciem humoru. Dopiero po tej krótkiej charakterystyce do jego życiorysu należy dodać lotnictwo, choć właśnie jemu zawdzięcza swoją niesłabnącą popularność. Biografów zajmował głównie kąt, pod jakim świeciło słońce w dniu jego śmierci. To niezwykle ważne i bezsprzecznie należy ustalić owe fakty, nie można się jednak w tym zatracić, w przeciwnym razie prawdziwy Manfred von Richthofen zacznie nam uciekać 🙂
Jaki był więc prawdziwy Manfred?
Należy zwrócić uwagę na to, by zbytnio nie „spsychologizować” postaci Manfreda von Richthofena. To, co tak naprawdę się uprawia, pisząc wszystkie inspirowane Freudem artykuły na temat legend lotnictwa, przypomina włamywanie się do czyjegoś mieszkania i rozłupywanie czaszki lokatora w celu stworzenia zgrabnej historyjki 🙂 Zdecydowanie bardziej kulturalnie byłoby uprzejmie zapukać do drzwi i poprosić o rozmowę, prawda? Wbrew temu, co się czasami mówi, Manfred von Richthofen nie był geniuszem od dziecka marzącym o lataniu – był po prostu niezwykle zdyscyplinowanym i ambitnym młodym człowiekiem, który dzięki żołnierskiemu wręcz wychowaniu oraz spotkaniom z wyjątkowymi ludźmi (takimi jak Oswald Boelcke) dotarł na szczyt. Choć nigdy do końca nie przywykł do swojej popularności. Gdybym miała podbić poziom intelektualny moich rozważań, powiedziałabym, że Manfred von Richthofen był człowiekiem czynu, nie słowa. Jego korespondencja, oficjalne pisma, wypowiedzi czy raporty nie są zbyt porywającą lekturą – nawet samą autobiografię pilota czyta się z poczuciem, że Autor podczas jej tworzenia nie był w swoim żywiole. Nic dziwnego, że na pierwszy rzut oka Richthofen wydawał się swoim towarzyszom osobą dość ekscentryczną. Małomówny, rzadko pił alkohol, chodził spać z kurami. W tym spaniu był na tyle dobry, że kiedyś prawie przegapił nalot na własne lotnisko 😀 Szybko jednak sceptycy przekonywali się do niego – okazywał się pomocny, dyskretny i koleżeński, nie stronił też od żartów (mniej lub bardziej dojrzałych ). Kolejnym ważnym czynnikiem, który ukształtował Manfreda von Richthofena, była też jego rodzina, w szczególności matka i bracia – to właśnie listy do Kunigunde von Richthofen są niezwykle ważnym tropem w poznawaniu Czerwonego Barona jako człowieka wolnego od ciężaru własnej legendy.
W jaki sposób docierałaś do informacji na temat bohatera Twojej książki?
Dobrym punktem wyjścia była autobiografia samego Richthofena oraz wspomnienia jego matki, „Mein Kriegstagebuch”, wydane w latach trzydziestych. Nie należy także zapominać o historykach, którzy do tej pory zajmowali się postacią Czerwonego Barona. Trzeba jednak zdać sobie sprawę, że teksty samego Barona i jego matki, podobnie jak część biografii Manfreda von Richthofena, choć bardzo ciekawe, nie mówią wszystkiego i często dość znacząco mijają się z prawdą – każdą informację należało porównać – ze starymi rocznikami oficerskimi, z publikacjami dotyczącymi danego miasta, wspomnieniami innych pilotów lub znajomych Richthofena. W „Złamanych skrzydłach…” dużo uwagi poświęciłam także prasie i sposobowi, w jaki opisywała ona Richthofena i kreowała jego mit. Tu z pomocą przyszły znakomicie zaopatrzone archiwa, w szczególności niemieckie i austriackie, choć także tropy francuskie, nowozelandzkie oraz amerykańskie umożliwiły pokazanie Czerwonego Barona od tej „drugiej strony”. Cenne okazały się również publikacje z czasów Trzeciej Rzeszy, głównie książki dla młodzieży, dzienniki i czasopisma lotnicze.
Praca nad „Złamanymi skrzydłami” wymagała ogromnego poświęcenia z Twojej strony. Ile czasu zajęło Ci pisanie książki? Spotkałaś się może z jakimiś trudnościami w dostępie do źródeł?
Przeważnie, jeśli się uparłam, w końcu znajdowałam to, czego szukałam, choć czasami nawet po kilku miesiącach 🙂 Swoją pracę starałam się dokładnie planować, ale liczyłam się też z ewentualnymi trudnościami. Na szczęście, były one incydentalne, raczej niezbyt dotkliwe i nie utrudniały pracy. Pracowałam między innymi na źródłach Austriackiej Biblioteki Narodowej, Biblioteki w Berlinie oraz archiwach większych tytułów prasowych w innych krajach. Materiały dotyczące historii Świdnicy udostępnili mi pracownicy Muzeum Dawnego Kupiectwa – we wszystkich tych miejscach spotkałam się z dużą życzliwością i zaangażowaniem, co dodatkowo uczyniło pracę łatwiejszą. Prywatnie jestem zagorzałym bibliofilem, dlatego niemal wszystkie książki, z których korzystałam, starałam się mieć na własność. Pod tym względem internetowe antykwariaty są zdecydowanie bezkonkurencyjne, co więcej, nawet przeglądając ofertę „dla relaksu”, można było trafić na naprawdę niesamowite wydania! Kiedy jednak już okazywało się, że jakaś książka jest zdecydowanie poza moim zasięgiem, wówczas mogłam być pewna, że będzie ona dostępna w którejś z wymienionych bibliotek. Samo pisanie zajęło mi rok z hakiem w trybie intensywnym, zbieranie materiałów i wstępne pomysły na konstrukcję samej książki i rozdziałów – mniej więcej drugie tyle. Zdarzało się, że jakiś trop pojawiał się już w trakcie pisania. Wtedy oczywiście potrzebowałam chwili, by zdecydować, gdzie i czy w ogóle warto go wkomponować w całość.
Właśnie – ciekawa jest kompozycja „Złamanych skrzydeł”…
Książkę podzieliłam na dwie części – jedna z nich to życie (i śmierć) Manfreda von Richthofena oraz krótkie przybliżenie historii rodziny. Druga natomiast opowiada o losach pierwszego pułku myśliwskiego w ostatnich miesiącach Wielkiej Wojny i o tytułowej sławie Czerwonego Barona. W poszczególnych rozdziałach przyglądam się bliżej sposobowi wykorzystania jego postaci w latach dwudziestych, podczas II wojny światowej oraz w popkulturze przełomu XX i XXI wieku (w filmach, komiksach, w muzyce popularnej). Trzecia część „Złamanych skrzydeł…” to dodatki – lista zestrzeleń, kalendarium, miejsca stacjonowania jednostek oraz swoisty rodzynek w postaci krótkiej galerii ilustracji prasowych z lat 1914-1918, dwudziestych i trzydziestych, których bohaterem także był Manfred von Richthofen. To bardzo ciekawa kwestia, dotychczas jednak nikt nie poświęcił im uwagi do tego stopnia, by uznać je za w jakikolwiek sposób wiążące w historii Czerwonego Barona. A to naprawdę wielka szkoda, bo taki gabinet dziwolągów widuje się rzadko… Mówię od razu, że czasami potrzeba sporo samozaparcia, by w naszkicowanej postaci rozpoznać von Richthofena.
Czy „Złamanymi skrzydłami” zamykasz etap życia związany z Czerwonym Baronem?
Oj, zdecydowanie nie!
Jakie są więc Twoje plany i marzenia związane z von Richthofenem? I nie tylko z nim?
Wielkimi krokami zbliża się setna rocznica śmierci Manfreda von Richthofena, planuję więc okolicznościową publikację, do której tworzenia zaproszę też innych jego biografów. Ponadto chciałabym też zająć się jeszcze innymi nieporuszanymi dotychczas wątkami z życia von Richthofena, do jego postaci będę też wracać w artykułach, recenzjach i felietonach… Ale to już niespodzianka 🙂 Plany? Plany mam zawsze:) ! Chętnie poświęcę więcej uwagi lotnikom z Austro-Węgier. Zamierzam również skupić się na „zwykłych pilotach”, czyli tych, którzy podczas wojny nie zestrzelili żadnej maszyny, a mimo to przecież odegrali w walkach ważną rolę. Jeśli mowa o marzeniach, to jeszcze zupełnie nie wyparłam ze świadomości wypasania owiec na Islandii 🙂 A poza tym: książki, dużo książek i dużo starych rzeczy!
rozmawiała: Maja Skowron
Alicję Sułkowską można będzie spotkać podczas rozpoczynających się dziś 20. Międzynarodowych Targów Książki w Krakowie. Spotkanie z autorką odbędzie się 28 października w godzinach 16.00-17.00. Wydawnictwo Replika zaprasza do stoiska B45.
Alicja Sułkowska – krakowianka, miłośniczka historii XX wieku i największych konfliktów zbrojnych tego stulecia. Początkowo związana z dziennikarstwem muzycznym, jest obecnie autorką artykułów poświęconych siłom powietrznym podczas wojen światowych na portalu Histmag.org. „Złamane skrzydła. Życie i sława Manfreda von Richthofena” stanowią jej debiut książkowy.
.