Ekranizacje gier komputerowych nie są żadną nowością, zazwyczaj jednak nie są one szczególnie udane. Przyszła teraz pora na kinową odsłonę „Assassin’s Creed” serii, która w swoim uniwersum doczekała się także licznej ilości książek. Czy nowy film Justina Kurzela ma szansę podbić serca graczy?
Główną oś fabularną filmu stanowi odwieczna walka zakonu templariuszy z bractwem asasynów. Ci pierwsi oddadzą wszystko za odnalezienie Jabłka Edenu, które pozwoli wyplenić zło na świecie odbierając człowiekowi wolną wolę. Przeszkodzić w tym czynie mogą im tylko asasyni. Mimo, że jej nie widać, walka ta toczy się również współcześnie. Artefakt zaginął, a jego ostatnie ślady wskazują na XV-wieczną Hiszpanię. Powołana przez templariuszy organizacja Abstergo Industries postanawia wykorzystać maszynerię zwaną animusem, do tego by przenieść w czasie ostatniego potomka asasyna Aguilara, który ukrył gdzieś wcześniej wspomniany skarb. Maszyna ta pozwala bowiem na przemieszczenie w czasie za sprawą wspomnień zawartych w DNA. Wystarczy więc znaleźć odpowiedniego człowieka, którym jest Callum Lynch.
Tym sposobem akcja toczy się na dwóch planach – współczesnym (Madryt/Londyn) i w XV- wiecznej Hiszpanii, której niewiele brakuje do tego by znalazła się pod panowaniem Inkwizycji. Wizyta ta zapewni nam mnóstwo pięknych widoków, które stanowią jeden z mocniejszych elementów filmu. Dobrze spisuje się też obsada filmu, mowa tutaj przede wszystkim o duecie Michael Fassbender i Marion Cotillard. Ten pierwszy wciela się w rolę asasyna i wychodzi mu to całkiem zgrabnie. Cotillard z kole to nieco sztywna pani naukowiec, pewne wątpliwości może budzić tylko jej nieco wymuszona, końcowa przemiana. Nieco w cieniu stoi z kolei Jeremy Irons, który przygląda się poczynaniom córki, by wkroczyć w newralgicznych momentach i odegrać rolę tego złego.
Główny mankament filmu stanowi fabuła. Jeśli pamięta się założenia gry to jest prosto, jeśli jednak zapomniało się o nich (tak było w moim przypadku) lub w ogóle nie grało się w żadną cześć przygód asasynów, to wpadamy na głęboką wodę, a akcja rzadko zwalnia. Potrzeba nieco czasu by połączyć fakty. Niektóre zawiłości wytłumaczyłam sobie po zakończeniu seansu, inne wymagały dodatkowej lektury. Niejasności i ilość informacji stają się więc wadą, jeśli weźmiemy pod uwagę, że wspomniana produkcja nie ma stanowić dzieła psychologicznego, a kino akcji dające rozrywkę. Skomplikowaną fabułę równoważą jedynie efekty specjalne oraz przyzwoita gra aktorska.
Filmowa wersja „Assassin’s Creed” nie jest filmem fatalnym, jest to po prostu średniak, który warto obejrzeć gdy jest się fanem tego uniwersum. Znajdziecie tu kilka smaczków, które odnajdą wyłącznie gracze. Cała reszta może nacieszyć oko, ale i poczuć zagubienie, które skutecznie zniechęci ich do tego filmu.
Autor recenzji: Monika Matura
Tytuł: Assassin’s Creed
Scenariusz: Michael Lesslie, Bill Collage, Adam Cooper
Reżyseria: Justin Kurzel
Data premiery: 6 stycznia 2017 (Polska) 14 grudnia 2016 (świat)
Obejrzane dzięki uprzejmości: Cinema City