Adam Bielecki. Nazwisko dobrze znane w świecie alpinizmu i osoba, o której w przeciągu tych dwudziestu lat jego „kariery” było nie raz bardzo głośno. Ale najgłośniej było w 2013 roku i to nie za sprawą pierwszego zimowego wejścia na Broad Peak (8047 m n.p.m.), ale wtedy gdy podczas wyprawy Adam stracił tam swoich przyjaciół: Macieja Berbekę i Tomka Kowalskiego. Zamiast lawiny laurów – morze pomyj i brudów. Zamiast uśmiechów i gratulacji, dostał w twarz od współuczestników dostając przydomek „po trupach do celu”. Czy się poddał? Czy próbował zaprzeczać? I wreszcie czy wróci w góry?
O tym jest ta książka. O zmaganiu się z życiem pełnym przeciwności, strachu, niemocy. O tym jak ciężko gonić swoje marzenia w kraju, gdzie najpierw trzeba skończyć studia i znaleźć pracę, a dopiero później realizować swoje pasje. Ale to również biografia. Biografia kogoś, kto mimo strachu i rozczarowań nie boi się kontynuować drogi, jaką zapoczątkowali kiedyś wielcy alpiniści. Outsider zakochany w swojej rodzinie. Urodził się w Tychach, dziś ma 33 lata. To zdecydowanie za wcześnie, żeby robić generalne podsumowania, ale te 20 lat „w branży” to chyba dobry moment na podkreślenie przynajmniej pewnego rozdziału. Tym właśnie jest ta książka: mieszaniną wspomnień z młodzieńczych lat, najwcześniejszych wspinaczek i pierwszych sukcesów. Czytelnik dostaje szansę na poznanie bardzo młodego chłopaka, wychowanego w duchu wiary w swoje możliwości i umiejętności, dorastającego w kochającym domu, który pod wpływem fascynacji książkami podróżniczymi postanawia zostać himalaistą. Adam prowadzi nas po kartkach swojego życia bez upiększania i ciepłych słów. Nie boi się przyznać do błędów, wykrzyczeć swojego bólu po stracie przyjaciół czy popełnianiu głupich błędów. Na wszystko zapracował, niczego nie dostał w życiu za darmo. Może dlatego z takim pietyzmem opowiada o górach, opisuje drogę wejścia na szczyty w największych szczegółach, czytelnik ma wrażenie, że jest tam z nim na górze, w obozie I, II a nawet V. Z nim wstaje o 3 rano i rozpoczyna atak szczytowy trwający 12 godzin. Razem z Bieleckim płacze, gdy w marcu 2012 dokonuje pierwszego zimowego wejścia na Gaszerbrum I (8068 m n.p.m.) w Karakorum, w Pakistanie.
Kocham góry, wracam do nich tak często jak tylko mogę. Uwielbiam też czytać właśnie takie książki. Książki, w których ich piękno pokazane jest w najczystszej postaci, a autorzy w żaden sposób nie starają się nam wmówić, że z górami da się wygrać a na górze tylko troszkę wieje.
„Na szczycie było trzydzieści siedem stopni mrozu. Wiatr wyciskał łzy. Zamarzły mi powieki i rzęsy. Nie mogłem otworzyć oczu. Bezskutecznie przecierałem je rękawiczką. Chuchałem w dłonie. Ciepło oddechu na chwilę topiło lód, ale świat zaraz znikał pod zamarzniętymi powiekami. Pierwszy raz w życiu doświadczyłem tego irytującego zjawiska. Wiele lat później podczas zimowych wypraw w Karakorum musiałem się do niego przyzwyczaić”.
Dzięki Adam za przebycie tej drogi z Tobą, za te opisy, za filmiki, które mogłam odtwarzać w telefonie by chociaż na chwilę poczuć się tak jak Ty wtedy, gdy zdobywałeś swoje szczyty. Wierzę, że wiele z nich jeszcze przed Tobą. Książka zamyka pewien etap, może za późno by zmniejszyć ciężar oskarżeń, niejednokrotnie niesłusznych wobec Ciebie. A może za wcześnie by robić podsumowanie?
Autor recenzji: Karolina Futyma
Tytuł: „Spod zamarzniętych powiek”
Autorzy: Adam Bielecki, Dominik Szczepański
Wydawnictwo: Agora SA
Data premiery: 22.02.2017