Historię losów młodego czarodzieja zna już kilka pokoleń czytelników. W ciągu 20 lat najlepiej sprzedająca się seria książek w historii zdobyła rzesze fanów na całym świecie, do których każdego roku dołączają nowi „Potteromaniacy”. Cykl 7 świetnych powieści fantasy doczekał się również ekranizacji. Choć premiera pierwszej części („Harry Potter i Kamień Filozoficzny”) miała miejsce 16 lat temu, w tym roku (a dokładnie: 12 kwietnia) na nowo poruszyła widownię Tauron Areny. Tym razem w nieco niestandardowej, muzycznej odsłonie.
Tego dnia wydawało mi się, że krakowska hala widowiskowa została na jeden wieczór zaczarowana. Jeszcze przed wejściem tłum gości szybko rósł, przez co zaczęłam podejrzewać część osób o użycie teleportacji i świstoklików. Czy pomyślano również o kominkach by ułatwić transport przy użyciu proszku Fiuu? – tego nie wiedziałam. Co więcej, dookoła nonszalancko krążyła niewielka grupa ludzi ubrana w szaty czarodziejów. Niektóre z nich były dodatkowo zdobione emblematami charakterystycznymi dla każdego
z czterech domów Hogwartu. Czyżby byli to wychowankowie najbardziej znanej szkoły dla czarodziejów? [W trakcie filmu, gdy Dumbledore ogłosił zwycięstwo Gryffindoru w rywalizacji o Puchar Domów, część widowni zaczęła klaskać wraz z bohaterami filmu – z pewnością byli to Gryffoni!] Poczułam się troszkę nieswojo w swoim mugolskim ubraniu. Stojąc z boku, zaczęłam przyglądać się owym „oryginałom”, licząc, że będę świadkiem użycia jakiegoś ciekawego zaklęcia. Wkrótce otworzono wejścia i cała gromada Mugoli i czarodziejów znalazła się w środku Tauron Areny.
Główny seans poprzedził krótki film, przedstawiający kulisy powstawania muzyki do pierwszej części przygód Harry’ego Pottera. Pokaz filmu „Harry Potter i Kamień Filozoficzny” odbył się w wersji symultanicznej. Jednocześnie z projekcją obrazu, na żywo odtworzono ścieżkę dźwiękową
z udziałem krakowskiej orkiestry Sinfonietta Cracovia. Niesamowicie było znów przenieść się w świat pełen magii i ponownie zobaczyć na dużym ekranie bohaterów książek J.K. Rowling, ale tego wieczoru pierwsze skrzypce „grała” dla mnie muzyka, a nie obraz. Podczas pokazu trudno było mi jednak skupić się na samym dźwięku, mimo że orkiestra dawała z siebie wszystko. Choć kompozycja Johna Williamsa została świetnie wykonana, to ze względu na znaczną odległość od orkiestry, miałam wrażenie, jakby muzyka była odtwarzana, a nie grana na żywo. Z pewnością lepszy odbiór zapewniała widzom możliwość zobaczenia muzyków i poszczególnych instrumentów z bliska.
I tak, paradoksalnie, najprzyjemniejszą częścią całego widowiska był dla mnie moment, gdy na ekranie pojawiły się napisy końcowe. Wtedy zaczął się prawdziwy koncert. W trakcie filmu ścieżka dźwiękowa świetnie podkreślała atmosferę magii i tworzyła klimat poszczególnych scen. Za to po jego zakończeniu, obraz już nie rozpraszał i można było w pełni skupić się na dźwięku. Był on naprawdę niesamowity! Właśnie wtedy nabrałam przekonania, że część tego magicznego świata zaklęta jest również w muzyce.
Niestety, nie wszyscy dotrwali do tego fragmentu widowiska. Część osób wyszła po zakończeniu filmu, nie zdając sobie chyba sprawy, że głównym elementem wydarzenia jest muzyka na żywo, a orkiestra wciąż gra. Myślę, że w większości byli to Mugole, niemniej jednak, sądzę, że Ministerstwo Magii powinno należycie zająć się tą sprawą. 🙂
Autor recenzji: Gabriela Czechura
Udział w koncercie dzięki uprzejmości JVS Group