Jeden z najbardziej rozchwytywanych kompozytorów Hollywood, wielokrotnie nagradzany, niezwykle popularny i uwielbiany przez publiczność na całym świecie, w tym roku ponownie zawita do Polski w ramach kolejnej trasy koncertowej „Hans Zimmer Live on Tour”. Jeszcze raz usłyszymy fragmenty jego najpopularniejszych kompozycji i przypomnimy sobie produkcje do jakich one powstały.
Warto zajrzeć za kulisy muzycznego świata Zimmera i poznać kilka ciekawych faktów związanych z tworzeniem najpopularniejszych ścieżek dźwiękowych. Co łączy Edith Piaf i „Incepcję”, walc wiedeński i „Gladiatora”? Skąd w filmie „Interstellar” wzięły się 90-letnie organy? W jaki sposób historia Simby z „Króla Lwa” wiąże się z młodością kompozytora (bynajmniej nie spędził on dzieciństwa w dżungli, wychowywany przez surykatkę i świnię)?
Requiem dla ojca
Animacje Disneya łączą fabuła, obraz i dźwięk. Każda z bajek ma swoje przesłanie, oryginalną treść i bohaterów, a całość spaja niesamowita muzyka.
Powstały w latach 90. „Król lew” to jedna z perełek wytwórni, w 1995 roku nagrodzona dwoma Oscarami w kategoriach: najlepsza muzyka oryginalna i najlepsza piosenka „Can You Feel the Love Tonight”.
Ścieżka dźwiękowa filmu jest efektem współpracy trzech twórców: Tima Rice’a, Eltona Johna i Hansa Zimmera. Rice – autor tekstów piosenek
i musicali – jako pierwszy pojawił się w ekipie filmowej. Poproszony o wytypowanie twórcy muzyki, zasugerował Eltona Johna, choć nie sądził wtedy, by ten zgodził się na współpracę. Ku jego zaskoczeniu, wytwórni udało się namówić muzyka. Elton nie tylko cieszył się ze współpracy, ale również przedstawił kilka komentarzy i notatek, które później zostały wykorzystane w filmie. Co więcej, jego melodie powstawały w ekspresowym tempie: stworzenie utworu „Circle of Life”, od momentu otrzymania tekstu do nagrania kompozycji w studiu, zajęło mu zaledwie 1,5 godz.
Dzięki kooperacji Tima Rice’a i Eltona Johna powstały niezwykłe utwory, ale dopiero trzeci członek zespołu, Hans Zimmer, nadał muzyce odpowiedni wydźwięk i atmosferę filmu, a także energię i moc głównemu utworowi – „Circle of life”. Zimmer otrzymał od Eltona demo skomponowanych melodii, które mógł dowolnie modyfikować. Amerykańsko-brzmiącą muzykę zabarwił dźwiękami Afryki: uzupełnił o śpiew w języku zulu, zaaranżował chór, rytm i instrumentalizację typową dla Czarnego Lądu. Pochodzący z Afryki piosenkarz i kompozytor Lebo M. pomógł Zimmerowi skompletować zespół śpiewaków i nagrać sesje wokalne w Los Angeles, Londynie i w południowej Afryce. Jest autorem tekstów w języku zulu słyszanych
w utworze „Circle of life” i w pozostałych fragmentach ścieżki dźwiękowej.
Nowa wersja „Circle of life” zdobyła aprobatę Eltona Johna i filmowców. Byli oni pod tak dużym wrażeniem, że zdecydowali się zmodyfikować początek animacji tak, by móc zmieścić we wstępie cały utwór.
Hans Zimmer wyznał, że tworzenie muzyki do „Króla Lwa” było upamiętnieniem jego ojca, którego (podobnie jak filmowy Simba) stracił, będąc jeszcze dzieckiem. Komponowanie ścieżki do animacji stało się jednocześnie terapią i próbą pogodzenia się ze stratą. Po jego śmierci, muzyka stała się dla kompozytora sposobem na ucieczkę od rzeczywistości.
„The da-da, da-da”
Film Christophera Nolana z 2012 roku kryje w sobie niejedną zagadkę, zaczynając od fabuły, koncepcji snu we śnie, imion bohaterów, na muzyce kończąc. Wszystko ma tu jakieś znaczenie, również ścieżka dźwiękowa.
Rdzeń kompozycji do „Incepcji” opiera się na popularnej francuskiej piosence „Non, Je Ne Regrette Rien”, skomponowanej w 1956 roku przez Charlesa Dumont, ze słowami Michela Vaucaire. Jej najpopularniejsze wykonanie należy do Edith Piaf. W filmie utwór pojawia się w wersji oryginalnej jako tzw. „kick”, czyli sposób na wybudzenie się bohaterów ze snu oraz w wersji zmodyfikowanej, będącej podstawą ścieżki dźwiękowej.
Według kompozytora, technicznie rzecz biorąc, w muzyce do filmu wykorzystano jedynie początkowy fragment melodii: złowrogie trąby pojawiające w utworze „Half remembered dream” („da-da, da-da”) to zwolniona wersja instrumentów użytych we wstępie do piosenki „Non, Je Ne Regrette Rien”. Modyfikacja ta to kolejne nawiązanie do snu – muzyka słyszana we śnie jest odbierana jako wolniejsza niż na jawie. Czy w takim razie, słysząc ten dźwięk podczas napisów końcowych, jest to sygnał dla widzów, by wrócić do rzeczywistości?
Zabieg wykorzystania piosenki Piaf miał na celu stworzenie wrażenia przeniesienia w czasie i wielowarstwowości nie tylko samego filmu, lecz również muzyki. Pomysłodawcą tego rozwiązania był reżyser i scenarzysta filmu Christopher Nolan. Co ciekawe, po tym, jak w obsadzie znalazła się Marion Cotillard (która kilka lat wcześniej zagrała główną rolę w filmie o Edith Piaf), Nolan chciał zrezygnować z piosenki, by uniknąć spekulacji na temat powiązań aktorki z wyborem utworu. Zimmer przekonał go jednak, by zostawić wszystko według początkowego zamysłu.
Ciekawe jest również to, że film trwa 2 godz. i 28 minut, natomiast piosenka Edith Piaf 2 minuty i 28 sekund.
Hans Zimmer: „Dźwięk Sherlocka Holmsa? To zepsute pianino”
Słowa, którymi kompozytor określił ścieżkę dźwiękową do filmu Guy Ritchiego, dosłownie oddają sposób, w jaki tworzono muzykę: można powiedzieć, że nie istniały na tym polu żadne reguły. Artyści mieli przyzwolenie na torturowanie instrumentów, by uzyskać ich unikalne brzmienie,
a sam kompozytor w tym celu zrzucił swoje pianino ze schodów. Pomyślał: „zamiast użyć wielkich bębnów, może sprawdzić, jak będzie brzmiało pianino, gdy zrzuci się je ze schodów?”. Tradycyjna perkusja została zastąpiona przez dźwięk uderzeń pokryw pojemników na śmieci. Wykorzystano również cymbały, banjo, akordeon i dudy (ale już bez ich wcześniejszej „delikatnej modyfikacji”).
Przy komponowaniu muzyki do filmu Zimmer współpracował z takimi artystami, jak : Lorne Balfe, Aleksey Igudesman, Atli Örvarrson, Ann Marie Calhoun, Davey Johnstone, Noah Sorota, Tina Guo, i Diego Stocco. Ostatni z wymienionych to włoski kompozytor, twórca oryginalnego instrumentu zwanego Experibass. Został on użyty w celu „zobrazowania” wnętrza umysłu Sherlocka Holmsa.
Ścieżka dźwiękowa filmu łączy w sobie muzykę pochodzącą z kultury romskiej oraz niemieckiej. Na pomysł użycia pierwszej z nich Zimmer wpadł po przeczytaniu scenariusza, gdzie na jednej ze stron znalazła się wzmianka o cygańskiej wróżbitce. Choć główny bohater grał na skrzypcach przede wszystkim utwory muzyki klasycznej, Hans tłumaczy swój wybór stylu poszukiwaniem egzotyki przez ludzi epoki wiktoriańskiej. Tą egzotyką miała być Europa Wschodnia i muzyka cygańska. Aby móc w pełni oddać jej charakter, zrozumieć kulturę i poznać życie Romów, kompozytor odwiedził wioski w Słowacji. Owocem tego była współpraca z ośmioosobowym zespołem Kokavakere Lavutara i kwintetem Ciganski Baroni. Natomiast zespół The Mnozil Brass pomógł wprowadzić do kompozycji elementy muzyki niemieckiej. Wpływy Shuberta i Mozarta pozwoliły oddać
w filmie postać Moriarty’ego.
90 – letnie organy w kosmosie…
Pierwszy utwór, który został napisany do „Interstellar”, nie powstawał z myślą o tym filmie. Właściwie w momencie komponowania utworu Zimmer nie był jeszcze świadomy, że pisze muzykę do kolejnej produkcji Christophera Nolana. Ich współpraca nad „Interstellarem” rozpoczęła się wcześnie, w typowym dla Nolana, oryginalnym stylu. Zaproponował on napisanie dla Zimmera jednostronicowego opowiadania, do którego ten w odpowiedzi miał skomponować muzykę. Tekst opowiadał o relacjach pomiędzy ojcem i dzieckiem. Zimmer potraktował to bardzo osobiście, sądząc,
że bohaterami są on oraz jego syn. Opis fabuły filmu nieco go zaskoczył, a sam utwór, wobec tak ogromnego obrazu, wydał mu się bardzo „mały”. To oryginalne demo, grane solo na pianinie przez Hansa Zimmera, możemy usłyszeć pod koniec filmu w momencie pojawienia się napisów.
Stworzenie ścieżki dźwiękowej zajęło Zimmerowi 2 lata i przebiegało równolegle z pracami nad filmem. W czasie komponowania Zimmer opierał się na wykorzystaniu komputerów i syntezatorów. Utwory miały zostać następnie odtworzone przez prawdziwą orkiestrę. Charakterystyczne brzmienie muzyki w tym filmie pochodziło nie z użycia ogromnej perkusji lecz z 90-letnich organów z londyńskiego kościoła. Zimmer i Nolan mieli już na swoim koncie współpracę przy czterech filmach (w tym trylogii „The Dark Knight” i „Incepcji”), gdzie muzyka charakteryzowała się użyciem określonych elementów. Tym razem chcieli czegoś nowego. Postanowili odejść od wcześniejszych założeń i zastosować inne rozwiązania, nadając najnowszej produkcji świeże brzmienie.
Użycie wspomnianego instrumentu w ścieżce dźwiękowej było pomysłem Nolana. Organy już samym swoim kształtem przypominały twórcom statki kosmiczne, przez co tym bardziej wpasowywały się w klimat filmu. Ponadto, w skład orkiestry wchodził zespół 34 instrumentów smyczkowych, 24 instrumentów dętych i 4 pianina. Dodano również kilkudziesięcioosobowy chór mieszany, który według koncepcji miał brzmieć jak „wydech 60 osób, jak wiatr nad wydmami Sahary”.
Wykorzystanie instrumentów było równie eksperymentalne. Hans poprosił Richarda Harvey’a (jednego z dyrygentów ścieżki dźwiękowej)
o zgromadzenie grupy najlepszych muzyków grających na instrumentach dętych. Zimmer polecił im wykonanie najdziwniejszych dźwięków, jakie są
w stanie zagrać. Harvey miał to skomentować: „Wiesz, pracowali całe swoje życie by nie brzmieć w ten sposób”.
Przygoda – tak Zimmer określił udział przy tworzeniu muzyki do „Interstallera”. Pod koniec kręcenia filmu Nolan podarował Zimmerowi zegarek, podobny do tego, który pojawia się w produkcji. Na jego odwrocie było wygrawerowane zdanie: „To nie czas na ostrożność” co według Zimmera stało się mottem ich współpracy.
„The Gladiator Waltz”
Pewnego wieczoru, przed kilkunastoma laty, Hans otrzymał telefon od reżysera – Ridleya Scotta. W rozmowie padło słowo „gladiator”. Jaka była reakcja Zimmera? – zaczął się śmiać, wyobrażając sobie mężczyzn w spódniczkach i sandałach. [Na szczęście] po usłyszeniu fabuły zmienił zdanie: „to może być dobre, to może być coś naprawdę niesamowitego”.
Z pewnością niejedna osoba zgodzi się, że Zimmer rzeczywiście stworzył coś niezwykłego.
Tylko jak do tego doszło i co z filmem o rzymskich gladiatorach ma wspólnego walc wiedeński i armeńska wódka?
Idea wykorzystania walca wiedeńskiego zrodziła się w pierwszym tygodniu nagrywania filmu – w czasie kręcenia sceny bitewnej w wiosce na południu Anglii. Atmosfera tamtego miejsca (śnieg, błoto, las, scenografia, walczący) dawała wrażenie przeniesienia się do innego świata – do czasów Marka Aureliusza. Wtedy Zimmer uświadomił sobie, że Rzym to nie tylko wspaniała kultura i architektura, lecz również walka i krew, na których zbudowano imperium. Jak mógł oddać ten dualizm? Postanowił wykorzystać formę i kształt walca wiedeńskiego – jego piękno i perfekcję,
a następnie przerobić na coś „krwawego, dzikiego i brutalnego”, tworząc tzw. „The Gladiator Waltz”. Kompozycją oprawiono wszystkie sceny walki,
a materiał filmowy przycięto tak, by współgrał z muzyką.
W komponowaniu ścieżki dźwiękowej do filmu uczestniczyli m.in. Lisa Gerrard oraz Dżiwan Gasparian. Współpracę z Australijką podjęto w czasie tworzenia muzyki do pierwszej sceny filmu. Wybór tej właśnie artystki był właściwie kwestią przypadku: pewnego wieczoru, w czasie prac nad filmem, ktoś włączył płytę „A Dead Can Dance”, gdzie śpiewała Lisa. Zainspirowani filmowcy przesłali artystce kilka zdjęć z planu. Przyjechała
w ciągu 3-4 dni i została na kolejne 4-5 miesięcy. Zimmer był pod wrażeniem jej wrażliwości i poczucia estetyki oraz głębokiego głosu, który określił jako: „niosący ogromną dawkę emocji, potrafiący do głębi poruszyć człowieka”. Dzięki ich współpracy powstały niesamowite utwory, takie jak np.: „Now We Are Free” czy „The Emperor Is Dead”.
Z kolei tworząc muzykę opisującą część realizowaną w Maroku, Hans użył armeńskiego klarnetu. Chciał, by melodia była „plemienna, brudna, piaszczysta”. Aby to osiągnąć napisał muzykę na duduk (utwór „Duduk of the North”) – armeński klarnet, którego historia sięga tysięcy lat. Mistrzem gry na instrumencie jest Dżiwan Gasparian: 89-letni Armeńczyk, uważany w rodzinnym kraju za boga i posiadający tam nawet wódkę nazwaną swoim imieniem. Według relacji Zimmera: „jeśli wypije się odpowiednią ilość jego wódki, lód pokrywający butelkę stopnieje i zobaczy się twarz Armeńczyka”. Warto wspomnieć, że w momencie prac nad muzyką Gasparian nie potrafił powiedzieć ani słowa po angielsku. Kiedy pojawił się w Los Angeles, komunikacja między nim a kompozytorem polegała na „piciu wódki do momentu, aż zobaczą jego twarz i słuchaniu Dżiwana grającego jak bóg”.
Jak podsumowuje sam Zimmer, mimo że miał wtedy na swoim koncie muzykę do ok. 80 filmów, tylko o kilku kompozycjach mógł powiedzieć, że są one naprawdę dobre. W „Gladiatorze” są momenty, kiedy myśli: „To jest to. Stanąłeś na wysokości zadania!”.
Autor artykułu: Gabriela Czechura
*grafika: JVS Group PL