Skuszona obietnicą nieskończonej różnorodności kulinarnej świata, oraz tym, że ciut z niej dałoby się przenieść na nasze polskie stoły sprawiło, że za Menu świata zabrałam się z wielką ciekawością.
Nie tylko o jedzeniu
Czytałam tę książkę i niedowierzałam temu co czytam. Jak to opatrunek z pajęczyny i szczypiec mrówek, które zadziałały jak agrafka? I że na Kamczatce żyje człowiek, który niedość, że rozmawia z niedzwiedziami brunatntmy, to jeszcze ma śmiałość do nich podejść i je pogłaskać? Albo, że w dzisiejszych czasach można jeszcze wynająć sampan (tradycyjną łódź chińską napędzaną wyłącznie wiatrem, opisywaną przez Josepha Conrada), i przepłynąć nią rzeką Jangcy? I tak strona po stronie. Czytając tę książkę raz po raz nachodziła mnie myśl, że Jacek Pałkiewicz sam jeden przeżył te wszystkie przygody, których nigdy, nawet w jednej setnej, miliony ludzi na całym świecie nigdy nie będą mieli okazji doświadczyć. A to przecież nie jest jedyna jego książka. Z drugiej strony, świadoma wszystkich moich słabości, doskonale wiem, że osobiście nie dałabym rady przejść żadnej z jego wypraw: biegun zimna, pustynia Gobi, Amazonia i wiele innych. Może właśnie dlatego ta książka zrobiła na mnie aż tak mocne wrażenie?
Kulinarna różnorodność świata jest nieskończona
Zgodnie z obietnicą autora potwierdzam, że kulinarna różnorodność świata jest nieskończona. Od znanych nam już z różnego rodzaju programów podróżniczo-przyrodniczych: mięsistych białych larw, czy smażonych na głębokim olej insektów oraz tarantul, przez dobrze zakorzenione już w europejskiej kulturze żeńszeń, kawior i placki z mąki, aż po mięso z psów czy jaja z embrionami. Tak, kuchnia świata jest bardziej zróżnicowana niż myślicie. Czytając Menu świata, próbowałam stworzyć listę rzeczy których nie byłabym w stanie przełknąć. Idąc tym tropem odkryłam, że sporo z tych dań występuje też w naszej polskiej czy europejskiej kuchni, tyle że przygotowujemy je z innych zwierząt. Na przykład podroby: drobiowe serca, czy wołowe ozorki, a na Syberii je się je z renifera. Z tą różnicą, że jedzą je na zimno, ogrzewając w buzi zamarznięte kawałki mięsa. W Indonezji największą popularnością cieszy się ryż, którego nie brakuje też w kuchni europejskiej. Już dawno nauczyliśmy się zastępować nim ziemniaki czy makarony, dodając go do wszelakich mięs, ryb, warzyw czy sosów. To samo tyczy się egzotycznych owoców i przypraw. Prawdziwą perełką nadal pozostają jednak regionalne przysmaki, takie jak: balut (jajo w którym nie zdążyło się jeszcze uformować pisklę), dzika świnia pieczona w jamie wypełnionej gorącymi kamieniami (dla tych którzy mają wątpliwości, świnia jest w całości, wcześniej zasypuje się ją ziemią w specjalnie na ten cel przygotowanym dole), czy psy które w Chinach nadal uchodzą za przysmak. Uzupełnieniem każdej z tych potraw, i wielu innych o których pisze Pałkiewicz w swoim Menu świata, są zdjęcia. Ale ostrzegam, niektóre z nich przeznaczone są tylko dla ludzi o mocnych nerwach.
A teraz, jak na dobrą gospodynię przystało, podzielę się Menu świata z moim tatą. To od niego po raz pierwszy usłyszałam o Jacku Pałkiewiczu, więc wiem że się ucieszy na kolejną wspólną wyprawę w głąb ziemi.
Recenzowała: Karolina Chłoń
Autor: Jacek Pałkiewicz
Tytuł: Menu świata
Wydawnictwo: Świat książki