Jak połączyć na ekranie przygody detektywistyczne na miarę Sherlocka Holmesa, z prześmiewczo ukazanym światem arystokracji i perypetiami niczym z filmów Wesa Andersona? Najnowszy film Bruno Dumonta to właśnie taka propozycja: z założenia komediodramat, okraszony sporą dawką czarnego humoru – idealny dla postmodernistycznego widza, który mając świadomość gry reżysera, po prostu świetnie się bawi.
Rzecz dzieje się na początku XX wieku, w malowniczej krainie na północy Francji, we Flandrii. Rodzina Van Peteghemów przyjeżdża na coroczne wakacje: ich nienaturalny zachwyt na znanym krajobrazem i egzaltowane gesty obnażają karykaturalność oraz zblazowanie, jakie im towarzyszy. W toku akcji (wraz z nimi) gubimy się w meandrach relacji, jakie ich łączą: kuzyn okazuje się być bratem, a szwagier kuzynem? Drzewo genealogiczne to nie jedyna zagadka fabularna: spokojną (na pierwszy rzut oka) nadmorską okolicę, zaczynają dręczyć coraz liczniejsze zaginięcia. Co gorsza, szybka analiza sytuacji wskazuje na to, że dotyczą one wyłącznie turystów… .
„Martwe wody” to swego rodzaju portret obyczajowy społeczeństwa francuskiego: z brutalnością przedstawiona arystokracja zdaje się być festiwalem indywiduów, a mieszkający na wybrzeżu wieśniacy to z kolei bardzo prostolinijni ludzie z zapędami… krwiożerczymi. Problem stosunku do „innego” i próba tolerancji, na którą wystawieni są bohaterowie to temat bardzo nieodległy. Konwenanse, które rządzą ich światem i rytuały, które celebrują (choćby jedząc liść sałaty na obiad) są tak bardzo odległe i tak pokazane, że nie sposób nie współczuć im stylu życia.
Na uwagę zasługuje obsada: fenomenalna kreacja Juliette Binoche, która wciela się w rolę neurotycznej ciotki i towarzyszący jej zniekształcony manierą Fabrice Luchini, w roli brata (czy może ojca jej zbuntowanego dziecka zarazem?). Postacie policjantów, przybyłych na miejsce tajemniczych zniknięć, to barwny duet równie pasujący, co nadzwyczajnie do siebie nieprzystający. Ich zapał i oddanie (no bo jak inaczej można określić turlanie się po wydmach w celach badawczych) zostają wystawione na niebagatelną próbę! Oderwani od rzeczywistości arystokraci oraz konsekwentnie milczący mieszkańcy to nijaka pomoc w śledztwie…
To, co uwodzi najbardziej, może równie dobrze być przyczyną, dla której film się nie będzie podobał (bo jak inaczej wytłumaczyć pogardliwe wzdychania, gdy druga połowa kinowej sali powstrzymuje wybuchy śmiechu?). Wobec tego, rachunek prawdopodobieństwa, że będziecie oglądać „Martwe wody” z radością wychodzi około pięćdziesiąt procent – niemniej (moim zdaniem) warto się przekonać, która połowa weźmie górę.
Autorka recenzji: Małgorzata Świerad
Tytuł: Martwe wody
Reżyseria: Bruno Dumont
Scenariusz: Bruno Dumont
Obsada: Fabrice Luchini, Juliette Binoche, Valeria Bruni Tedeschi
Data premiery: 13 maja 2016 (Francja)
Obejrzane dzięki uprzejmości: Kina Kijów.Centrum