Końcówka maja obfitowała we wspaniałe wydarzenia muzyczne, ale to właśnie 30 maja miałam okazję poczuć na własnej skórze cudowną muzykę, którą od jakiegoś czasu próbował mnie zarazić mój kolega z pracy. I wiecie co? Zachorowałam.
Dzięki niemu przesłuchałam ostatnią płytę tego niedocenianego (!) w Polsce zespołu i mam nadzieję, że kolejny koncert Riverside przede mną. Tymczasem zapraszam was do przeczytania wspaniałej recenzji pokoncertowej pióra Krzyśka 🙂
Grande Riverside ! Lider zespołu Mariusz Duda przyznał kiedyś w jednym z wywiadów, iż bardzo miłym doświadczeniem jest granie koncertów w krajach Ameryki Łacińskiej. Przyczyną jest przede wszystkim żywiołowość i temperament nacji latynoskich. Zaś z polskich miast zdecydowanie zespół ceni sobie przede wszystkim występy w Krakowie.
Sądząc po ilości zgromadzonych fanów zespołu, ich reakcji na muzykę a także tropikalnej atmosferze , która się utworzyła w nowohuckim Teatrze Nowa Łaźnia to porównanie nie wydaje się takie oderwane od rzeczywistości.
Kontekst zarówno dwóch specjalnych lutowych koncertów jak i całej trasy Towards The Blue Horizon dla wszystkich, którzy śledzą poczynania zespołu pozostaje jednoznaczny. I tak też krakowski koncert był nasycony wieloma muzycznymi symbolami jak i nawiązaniami do bardzo trudnego dla zespołu minionego roku. Niemniej trudny był to także czas dla fanów warszawskiego, niestety już tria. Trzeba być świadomym, że po przedwczesnej śmierci jednego z założycieli, współkompozytora większej części materiału i przede wszystkim stylistycznie niedoścignionego gitarzysty – Piotra Grudzińskiego dalsza działalność zespołu stanęła pod ogromnym znakiem zapytania.
Jakiś czas temu w oficjalnych komunikatach podano, iż pozostaną triem. I tak też pojawili się na scenie. Właśnie we trzech. Po krótkim wprowadzeniu Mariusz Duda (voc,bg), Piotr Kozieradzki (dr) i Michał Łapaj (kbks) rozpoczęli koncert od Cody z płyty Shrine of New Generation Slaves. Ale w jakże zmienionej wersji tego akustycznego utworu, tym razem wypełnionej złowieszczymi akordami brzmiącymi chwilami niczym trytony. Po kilku minutach dołączył witany głośnymi owacjami ten, na którego barkach spoczęło tak wiele i od którego zależało tak wiele. Już po koncertach w warszawskiej Progresji , które były naładowane ogromnym ładunkiem emocji, niepewności i obaw, pojawiały się opinie, iż Maciej Meller (g, ex-Quidam) dał ogromne nadzieje na przyszłość Riverside. Obecna trasa a w szczególności krakowski koncert tylko to potwierdziły. Maciej Meller wydaje się bezwzględnie najdoskonalszym wyborem na następcę Piotra. Zespół w dalszej kolejności wykonał tytułową suitę z płyty Second Life Syndrome, będącą bezpośrednim nawiązaniem do „drugiego życia” którego obecnie doświadcza a następnie z tej samej płyty doskonale znany i zawsze sprawdzający się w warunkach koncertowych Conceiving You. Po bardzo dobrze przyjętej zarówno przez krytyków jak i fanów płycie Love Fear And The Time Machine z 2015 roku, pojawiały się głosy o koncertową wersję jednego z mocniejszych punktów tego albumu. Caterpillar and The Barbed Wire wybrzmiał w Krakowie spełniając oczekiwania licznie zgromadzonej publiczności. W dalszej części koncertu można było usłyszeć stałe punkty programu takie jak The Depth of Self-Delusion (utwór okupował przez wiele tygodni pierwszą pozycję Listy Przebojów radiowej Trójki), energetyczny z mocnym riffem gitarowym 02 Panic Room z płyty Rapid Eyes Movement, Saturate me czy Lost (obydwa ze wspomnianej już płyty LFATM, ten drugi tym razem w wersji akustycznej). Riverside zazwyczaj kończyli swoje koncerty monumentalnym, rozbudowanym utworem Escalator Shrine. Ale nie tym razem. Na koniec nastąpił ponowny powrót do „Syndromu drugiego życia” a konkretnie do utworu, który pozostanie na zawsze bliski, tym wszystkim, którzy w ubiegłym roku żegnali Piotra Grudzińskiego. Kończący płytę SLS utwór Before z przeciągającym się na koniec dźwiękiem wydobywającym się z klawiszy niczym syrena wydawał się pięknym hołdem dla zmarłego przyjaciela.
Na zakończenie zespół przygotował kolejną porcję emocjonalnych wzruszeń. Utwór Towards The Blue Horizon, który został napisany i poświęcony zmarłemu niegdyś przyjacielowi Mariusza Dudy tym razem wybrzmiewał dla Piotra Grudzińskiego. Where are you now my friend ? To musiał być na pewno trudny moment koncertu dla zespołu, Mariusza, fanów..
Koncert zakończył się podobnie, jak i się rozpoczął. Czyli Coda ale zagrana w całkowicie odmienny sposób. W bardziej durowej tonacji. Z optymistycznym przesłaniem i pięknym cytatem gitar i słów z utworu Good Bye Sweet Innocence. Kiedy coś się kończy coś innego się zaczyna, płyniemy dalej.. Końcowe akordy zagrane przez Michała Łapaja mogły już tylko wyzwolić długie owacje jak się później okazało przy podpisywaniu płyt nie tylko krakowskiej czy polskiej publiczności. Mam takie przeświadczenie, że to mógł być najlepszy koncert tej trasy.
Wchodząc na portale społecznościowe naszego muzycznego produktu eksportowego, nie sposób nie zauważyć jak dużą popularnością Riverside cieszy się na całym świecie. Liczne prośby fanów z całego świata o koncerty w Sydney, Moskwie, Chile, Buenos Aires czy Mexico City napawają dumą. Jednocześnie mogą uświadomić nam, że jeszcze niszowy prog-rockowy band z Warszawy może niebawem trafić do mainstreamu i stać się gwiazdą światowego formatu. Nie pozostaje nic innego jak powtórzyć za fanami z Ameryki południowej. Wielki Riverside !
Autor recenzji: Krzysztof Korpak
Zespół: Riverside
Miejsce: Teatr Łaźnia Nowa, os.Szkolne 25, Kraków
Data: 30.05.2017 r.