Joanna Mucha, znana głównie jako posłanka Platformy Obywatelskiej i była Minister Sportu, w tym roku zadebiutowała książką „Wszystko się stało”. Jest to opowieść rodem z postapokaliptycznej fantastyki, która mi, miłośniczce takich historyjek, nasuwa na myśl pozbawiony zombiaków serial „The walking dead” czy „Księgę ocalenia” braci Hughesów. Nie jest to niestety literatura wysokich lotów, ale niesamowicie wciąga i bez większego wysiłku można przeczytać ją w jeden wieczór. W końcu rzecz dzieje się w bardzo bliskiej przyszłości i nie trudno nam utożsamić się z główną bohaterką powieści.
Książka Joanny Muchy przedstawia nam dramatyczne wydarzenia mające miejsce w niedalekiej przyszłości. Jest swego rodzaju pamiętnikiem, w którym główna bohaterka, Anna, opisuje życie po kataklizmie. Nie wiemy, co tak naprawdę miało miejsce, Anna również nam tego nie wyjaśnia, a ów kataklizm określa mianem TEGO. Ta bliżej nieokreślona katastrofa przyszła z dnia na dzień i doprowadziła do zdziczenia większości populacji. Ludzkość cofnęła się w czasie do kamienia łupanego, gdzie najważniejszą rolę zaczęły odgrywać zwierzęce instynkty. Niewielka liczba ludzi ocalała, są to ci, których wirus nie dopadł i którzy pozostali w pełni świadomymi jednostkami. Wśród nich znalazła się Anna, zastępczyni burmistrza średniej wielkości miasta i mieszkająca na wsi Teresa. Kobiety spotkały się i szczęśliwe, że wreszcie trafiły na kogoś niepozbawionego uczuć i inteligencji, postanowiły wspólnie odnaleźć się w zupełnie nowej rzeczywistości. Ale co robić w świecie, którego cywilizacja przestała istnieć? Fabuła książki „Wszystko się stało” ukazuje nam zmagania z codziennością dwóch silnych kobiet, pracę w gospodarstwie, które było jedynym źródłem ich utrzymania i przede wszystkim powrót do natury, jawiący się nam tu jako coś magicznego i niezwykle ekscytującego.
Świat Muchy pogrążony jest w chaosie i bezprawiu, na każdym kroku czai się niebezpieczeństwo, nigdy nie możemy być pewni, co się wydarzy. Jest to świat z jednej strony nam bliski, tym bardziej że rzecz dzieje się w naszym kraju, a z drugiej strony zupełnie obcy. I choć na początku wędrówki po tej powieści boimy się dzikich, tak z kartki na kartkę dowiadujemy się, że to nie oni są głównym źródłem zagrożenia – ocaleni potrafią być dla siebie jeszcze bardziej okrutni. W kraju pozbawionym wszelkich zasad, wytwarzają się zupełnie nowe, niekoniecznie dobre zależności…
Debiut Muchy to ciekawa pozycja ze względu na tematykę, która jest ewenementem w naszej rodzimej literaturze. Nikt wcześniej nie opisał sytuacji w jakiej znalazłby się nasz kraj po przysłowiowym końcu świata, a Mucha nie dość, że na ten krok się zdecydowała, to jeszcze dobierając, można by rzec, tak mało efektywną epidemię, zaintrygowała. Nie było tu ani wojny nuklearnej, ani pełnokrwistego kataklizmu, a jednak ta cofająca ludzkość w rozwoju epidemia sprawiła, że książkę czyta się z zapartym tchem. Mucha poradziła sobie językowo, ale jak można się domyślić – nie jest i raczej nie będzie wybitną pisarką. Opisywanie zdarzeń w pierwszej osobie jest według mnie najprostszą próbą stworzenia trzymającej się kupy historii, a i to niestety u Muchy poległo. Krótkie, pełne wykrzykników i wielokropków zdania, choć obronić można formą pamiętnikową i typową dla niej emocjonalnością, mimo wszystko raziły też infantylizmem. A zakończenie książki, szczególnie jej kilkanaście ostatnich stron, wydawało się zupełnie pogrążone w chaosie, podobnie jak opisywany przez nią świat. Miłośników literatury postapokaliptycznej jednak i tak zachęcam do sięgnięcia po tę pozycję – w literaturze polskiej drugiej takiej na pewno nie znajdziecie.
„Wszystko się stało” to dość udany debiut i pomimo aż nadto prostego języka broni się ze względu na intrygującą tematykę. Ja przeczytałam ją w jeden wieczór i myślę, że każdy kto po nią sięgnie, nie będzie mógł oderwać od niej wzroku.
Autorka recenzji: Diana Kaczor
Autorka książki: Joanna Mucha
Tytuł: Wszystko się stało
Wydawnictwo: Wydawnictwo W.A.B.
Premiera: 26 kwietnia 2017
Przeczytane dzięki uprzejmości Wydawnictwa W.A.B