Choć horrory nie cieszą się uznaniem krytyków, mają rzesze swoich fanów, którzy tylko czekają na kolejne mrożące krew w żyłach tytuły. Literackim klasykiem gatunku jest zdecydowanie Stephen King, którego bestsellery chętnie przenoszone są na ekran. Jednym z nich jest opowieść z miasteczka Derry. Powieści jednak nie sfilmowano w całości, a pierwsza jej część zawitała do polskich kin wraz z początkiem września. Co „To” takiego ma w sobie?
Film Andy’ego Muschiettiego rozpoczyna się bardzo niewinnie: w deszczowe popołudnie dwójka braci robi dla zabawy model statku. Młodszy z rodzeństwa, George, zabiera go ze sobą i radośnie podąża w deszczu za spływającym wzdłuż chodnika jachtem. Pech chce, że w pewnym momencie nurt kałuży wpada do kanału. Strach przed gniewem brata, który czeka w domu powoduje, że chłopiec zagląda do spływu. Niespodziewanie okazuje się, że tam chowa się… klaun! Pennywise jest nie tylko podstępny w swoim zachowaniu (chcąc dosięgnąć malca, zachęca go oddaniem zguby), ale przy tym przerażający w swojej mimice (i straszliwie skrzeczącym głosie). Ufnego kilkulatka w mgnieniu oka pozbawia ręki i wciąga ze sobą…
George nie jest jedynym poszukiwanym w miasteczku – niebawem dochodzi do kolejnych tajemniczych zaginięć. Gnany tęsknotą do młodszego brata Bill, stara się rozwiązać zagadkę sieci kanałów, przy których po raz ostatni widziano chłopca. Nie będąc zrozumianym przez „dorosłych” (tata karci go za budowaną misternie konstrukcję w garażu), nastolatek zwraca się o pomoc do swoich szkolnych przyjaciół. Tak się składa, że wszyscy akurat rozpoczynają wakacje. Dodatkowym utrudnieniem dla bandy jest szykanujące kolegów trio klasowych mięśniaków, którzy zdążyli nazwać swoje ofiary „bandą frajerów”. Co gorsza każdy z bohaterów jest w pewnym momencie prześladowany przez różne obrazy i wizje…
Tajemnicze „to” to nic innego jak subiektywnie wyobrażane lęki. Bohaterowie zastraszani są na każdym kroku swojego śledztwa. Co ciekawe, dla każdego z nich „mary” okazują się być one inne: raz przybierają postać srogiego ojca, innym razem trędowatego czy zdehumanizowanej kobiecej twarzy. Dla każdego z tych przedstawień spójna jest postać klauna: to on uosabia dziecięce strachy i niczym kameleon przybiera różne postaci. Jego głos i pomalowana twarz rzeczywiście może wywołać gęsią skórkę i wbić w kinowy fotel…
Skojarzenia z serialem „Stranger Things” są jak najbardziej na miejscu – nawet obecność jednego z nastoletnich aktorów (Finna Wolfharda tutaj w roli Richiego) to sugeruje. Mamy tu także grupkę dzieciaków (zwanych skądinąd „bandą frajerów”) i przekrój szkolnej społeczności: porządnicki Stanley w wyprasowanej koszuli, panikarza z uczuleniem na wszystko, umięśnionego Mike’a, okrąglutkiego Bena. Jest także dziewczęcy pierwiastek w grupie w osobie Beverly oraz przywódca grupy, Bill. W zasadzie nie do końca przewodzi kolegom, ale to jemu najbardziej zależy na rozwiązaniu tajemnicy Derry…
Ponad dwugodzinny seans nie tylko trzyma w napięciu, ale także… wzmaga apetyt na więcej! Krótkie śledztwo przeprowadzone przez jednego z bohaterów dowodzi bowiem, że proceder zniknięć ma miejsce w Derry co 27 lat. Czyżby zatem kolejny rozdział opowieści przeniósł nas do roku… 2015?
Autor recenzji: Małgorzata Świerad
Tytuł filmu: „To”
Reżyser: Andres Muschietti
Scenariusz: Gary Dauberman, Chase Palmer, Cary Fukunaga
Premiera: 8 września 2017 (Polska)
Obejrzane dzięki uprzejmości: Kina Kijów.Centrum