Kilka tygodni temu, nakładem Wydawnictwa Znak, na półkach księgarni pojawiła się książka „Moja kochana, dumna prowincja”. Pozycja ta prezentuje nam zbiór wybranych opowiadań Kornela Filipowicza, którego dokonała Justyna Sobolewska. Rzadko na samym wstępie recenzji dzielę się swoją osobistą opinią na temat książki, lecz w tym przypadku zrobię wyjątek – jest to książka niewątpliwie genialna. Bo genialnie w swojej prostocie, czarującym klimacie niespiesznego, kojącego rytmu, harmonii słów, pięknych emocjach opisana jest na jej stronach „prowincja”. Niepozorne słowo, pod którym kryje się mnóstwo miejsc, ludzi, sytuacji i rzeczy, dla przeciętnego człowieka będącymi na pierwszy rzut oka niedostrzegalnymi, bądź którym na co dzień nie poświęcamy zbyt wiele uwagi. Często dla nas współczesnych liczy się tu i teraz, centrum, blask fleszy, kariery i nic poza tym. Jednak to właśnie wspomniana „prowincja” decyduje o naszym życiu, o dziejach narodu czy świata. Właśnie „prowincja”, choć tak oddalona od klas rządzących, najbardziej odczuwa ich decyzje i własnym, często tragicznym doświadczeniem opowiada o ich trafności.
Kornel Filipowicz nigdy nie wchodzi w psychikę opisywanych postaci, jest za to bacznym obserwatorem ich zachowań. Mowa tu o bohaterach indywidualnych, a także o całych społecznościach. W opowiadaniu „Świadek, który nie umiał mówić” autor znakomicie oddaje klimat małej miejscowości, która żyje nagłym zniknięciem 10-letniej Anulki. W innym z opowiadań bardzo szczegółowo opisuje rozterki wdowy, która kilka lat po śmierci męża dowiaduje się przypadkiem, że była zdradzana. Tak jak wspominałem wcześniej, Filipowicz nie skupia się jednak tylko na ludziach, w niezwykły sposób oddaje również rozterki kota, którego właściciele wyprowadzili się jakiś czas temu, a który tak przywiązał się do swojego miejsca zamieszkania, że postanowił urządzić się w nim po swojemu.
Styl Kornela Filipowicza jest niepodrabialny. Swoją narrację prowadzi w sposób niespieszny (czyż nie taka jest właśnie prowincja?), wyważony, bez zbędnych ozdobników i zbytecznych szczegółów. Jego opowiadania są pełne harmonii i zgody na świat taki, jaki właśnie jest. Spokojnie rozlicza się z przeszłością, jednocześnie z dużym optymizmem patrzy w przyszłość. Kwintesencją takiego podejścia do życia jest opowiadanie „Jak dmuchawiec”, w którym autor opisuje swoją wizytę na grobie ojca. Przy okazji tej, jak się wydaje zwyczajnej sytuacji, snuje rozważania o przemijaniu na przykładzie osób, które spotkał w swoich życiu. Co ważne jego opowiadania nie pozostawiają nas obojętnymi, nie ma chyba osoby, która po ich lekturze choć przez chwilę nie spojrzy w trochę innych sposób na naszą szarą codzienność.
Wstyd się przyznać, ale ta pozycja była moją pierwszą lekturą Kornela Filipowicza. Nie wiem dlaczego do tej pory nie zawitał w moje ręce. Bynajmniej wcale jednak tego nie żałuję, do pewnych spraw człowiek musi bowiem dojrzeć, a Filipowicz nie jest autorem prostym w odbiorze (co uważam za dużą zaletę jego stylu). Nie jest autorem dla każdego, jednak ja z całego serca polecam zbiór opowiadań „Moja kochana, dumna prowincja”. Osobiście zakochałem się w nim od pierwszych opowiadań i jestem pewien, że nie pozostanę w swych odczuciach sam.
Autor recenzji: Artur Jedynak
Autor: Kornel Filipowicz
Tytuł: Moja kochana, dumna prowincja
Premiera: 2 sierpień 2017
Wydawnictwo: Znak