Sacrum Profanum wabi w tym roku hasłem „Wejdź do Strefy Dyskomfortu”. Przekornie i odważnie – rzadko ktoś zaprasza, dając do zrozumienia, że może ci być u niego źle, obco, nieswojo, że pokaże ci coś, do czego nie jesteś przyzwyczajony. Ale jednocześnie przypomina, że to, co najciekawsze, dzieje się, gdy wychylisz się poza swoją strefę komfortu.
Sacrum Profanum w ogóle wymyka się festiwalowym standardom. W tym roku wydarzenie obchodzi swoje 15. urodziny, ale nigdzie nie reklamuje się hucznym jubileuszem. Próżno też szukać w programie informacji o uroczystej ceremonii otwarcia, choć koncertem inaugurującym był, bez wątpienia, wtorkowy „Four by two”. Inauguracja przebiegła szybko, prezydent Andrzej Kulig przypomniał, jak zawsze zresztą, że sztuka powinna mówić sama za siebie. I tak właśnie jest na Sacrum Profanum – muzyka jest na pierwszym miejscu.
O tym, że inauguracja i jubileusz świadczył za to bezsprzecznie repertuar wtorkowego koncertu. Publiczność usłyszała zarówno utwory klasyków muzyki współczesnej m.in. Johna Cage’a, ale także artystów, którzy we własne osobie gościli w poprzednich latach na Sacrum Profanum: Laurie Anderson, Philip Glass czy Aphex Twin.
Wszystko to podzielone na cztery koncerty, wykonane przez cztery muzyczne duety, każdy w innej stylistyce. Zaczęły Małgorzata Walentynowicz i Frauke Aulbert koncertem Serie Rose, który balansował na granicy performance’u i spektaklu teatralnego. Pierwszy utwór zaprezentowany w konwencji teatru cieni zaintrygował i pobudził wyobraźnie, Public Privacy #ARIA i X&X zahipnotyzowało, a Sonata Erotica będąca głosową interpretacją kobiecego orgazmu bawiła, ale zarazem trochę drażniła. Wreszcie ostatni utwór, opierający się głownie na dźwiękach wysypywanych i wypluwanych tabletek oraz trzasku gaszonego światła, przypomniał, że jesteśmy w strefie dyskomfortu, z której chciało się jak najszybciej uciec. Całość zgodnie z zapowiedzią była seksualna i pornograficzna, romantyczna i erotyczna trochę mniej.
Wszystko wynagrodził natomiast drugi set w tym programie. Koncert Statea Vanessy Wagner i Murcofa mógłby trwać wiecznie. Połączenie fortepianu z elektroniką stworzyło strefę bardzo komfortową dla ucha i samopoczucia, taką, z której można nie wychodzić w ogóle. Ich interpretacje klasycznych utworów to lekkość muzyki wypływającej spod dotykanych przez Wagner klawiszy, a zarazem świeżość i nowoczesność, jakie nadały im przetworzone przez syntezatory dźwięki Murcofa. Duet idealny.
Po przerwie przyszedł czas na kolejne dwie części koncertu. Duet Bardo, czyli Barbara Kinga Majewska i Bartek Wąsik, to znów połączenie fortepianu z elektroniką, tym razem uzupełnione jednak o głos. Artyści wykonali utwory ze swojej pierwszej płyty, która premierę ma mieć w listopadzie. Finałem wieczoru była kompozycja The Voices of Trees Lubomyra Melnyka z 1985 roku, premierowo wykonana w Polsce przez samego autora, który zagrał na fortepianie razem z tubą Melvyna Poore’a. Muzyce granej na żywo towarzyszyły zarejestrowane wcześniej nagrania tworząc prawdziwą inwazję dźwięków. Tytułowe „dźwięki drzew” to nie delikatne kołysanie szumem liści do snu (choć godzina była już bardzo późna), ale pełna energii muzyka, przypominająca, że natura tętni życiem. Tętnił też Sacrum Profanum uruchamiając w nas dźwiękami różne emocje, czasami był to zachwyt, a czasami zdenerwowanie, nigdy jednak obojętność.
Dagmara Marcinek