Mieszkańcy wielkich miast, porwani w pęd i codzienny pośpiech, miewają od czasu do czasu szalone marzenia o domku na wsi. Tęsknią wtedy do matki natury, świeżego powietrza i spokoju w stylu slow life. I tak: w Warszawie wzdycha się do Mazur, w Krakowie do Bieszczad, na południu do Bałtyku, a na wybrzeżu w Tatry. Szczególną aurę tych ostatnich opisuje Antoni Kroh w książce pt. „Sklep potrzeb kulturalnych po remoncie”.
Warszawiak z urodzenia, etnograf z pasji, a z zamiłowania autor licznych publikacji o Podhalu. Antoni Kroh, który wczesne dzieciństwo spędził w Bukownie Tatrzańskiej, wraca pamięcią do lat 50., kiedy to pierwszy raz przyjechał w góry. Okoliczności zmiany miejsca zamieszkania okazują się być niewesołe: z powodu trudnej sytuacji finansowej rodziny, kilkuletniego Antosia wychowywała przybrana ciocia. Początki nie były wcale łatwe: wściekłość na nową sytuację (i wszystkich dokoła), wcale nie pomagała w aklimatyzacji. Co gorsza, jak zrozumieć dziwny język, którym posługują się nowi koledzy ze szkoły? Dlaczego każdy przybysz jest „ponem”, skoro przecież „ponem” są tylko dorośli panowie, ktorzy noszą surdut (a przynajmniej w stolicy)?
Przeplatana fragmentami listów i wierszy w nostalgiczno-tatrzańskim klimacie książka jest nie tylko bogatą w kulturoznawcze i etnograficzne obserwacje. To także opowieść o czasach, w których nosiło się kierpce nie dla mody, ale z potrzeby ogrzania stóp w zimę. To powrót do Polski Bieruta, do czasów harcerstwa wychowującego „idealnych obywateli”. Z jednej strony jest to zatem gorzka dawka historii, w której całe zastępy Milicji Obywatelskiej najeżdżały i karały mieszkańców Zakopanego za budowanie domostw bez zezwoleń budowlanych. Z drugiej zaś, jest to swobodny zbiór anegdot o tym, jak to w szkole czytano „Pana Tadeusza” z gwarowymi naleciałościami, albo o tym jak górzanie walczyli śnieżkami z dolanami. Ciekawe urywki z życia bohatera dotyczą jego stawania się „swojakiem” i zmaganiami z nieznanym słownictwem podhalańskim. Jak Polska długa i szeroka, tak wiemy czym są portki i ciupaga, ale żeby wiedzieć czym jest cucha czy kłobuk trzeba już mieć tatrzańską krew. Książka zawiera także bogaty zbiór zasłyszanych, ludowych – a więc niekoniecznie zgodnych z prawdą – historii. Według jednej z nich budowniczym kościoła w Białce był… jeden człowiek! Inna legenda dotyczy tajemniczego porwania chłopca, który miał wystąpić przed samym Sekretarzem Partii Komunistycznej. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że ani rodzice, ani zainteresowani nie zostali zapytani o zgodę. Podobno reprezentant zakopiańskiej kultury zaśpiewał z oczekiwaną żarliwością znane przyśpiewki, za co otrzymał worek cukierków.
Etno-miłośnicy i wszyscy sympatycy góralskiego folkloru powinni przeczytać „Sklep potrzeb kulturalnych po remoncie” bez wątpienia. Choć nie mam porównania z wydaniem wcześniejszym, zdecydowanie polecam wersję drugą: rzetelność etnograficzna sprawia, że książka jest nie tylko wartościowym opracowaniem, ale także wciąga pamiętnikowym stylem. Poznamy więc kulisy pracy w Tatrzańskim Muzeum, jak znajomość gwary ułatwia naukę czeskiego i za co górale mają żal do… producentów „Big Brothera”.
Autor recenzji: Małgorzata Świerad
Autor: Antoni Kroh
Tytuł: “Sklep potrzeb kulturalnych po remoncie”
Premiera: 2017 r.
Wydawnictwo: Wydawnictwo MG