Czesława Cieślak za namową Władysława Szpilmana już na początku kariery porzuciła swoje prawdziwe nazwisko. Jako przydomek artystyczny wybrała pełne imię, które otrzymała na chrzcie, natomiast drugi człon skonstruowała z jego pierwszej sylaby oraz słowa „las” – bo, jak sama twierdziła, urodziła się koło lasu i las kochała. Tak powstała Violetta Villas – prawdziwa diwa polskiej, powojennej sceny muzycznej, kolorowy ptak smutnej, socjalistycznej rzeczywistości oraz „biały kruk wokalistyki światowej”. Zwykło się o niej mawiać „Primadonna Assoluta”, czyli „pierwsza gwiazda”, ponieważ za sprawą sopranu koloraturowego o rozszerzonej skali i posiadania słuchu absolutnego błyszczała na tle przeciętnych artystów. Pomimo cenionego zagranicą talentu muzycznego, wielu rodaków nieustannie stawiało ją w ogniu krytyki. Znaczna część z nich doceniła ją zbyt późno…
Koncert „Tribute to Violetta Villas”, który odbył się 12. maja, był już drugim wydarzeniem z cyklu RE:STARS (pierwszy, poświęcony Amy Winehouse, miał miejsce w maju 2017 roku). Jego główna pomysłodawczyni, menadżerka oraz producentka muzyczna to Anna Dziedzic – bizneswoman i muzyk. Wspólnie z nią pieczę nad całością projektu sprawowała dr hab. Bogusława Hubisz-Sielska. Dwudziestoośmioosobowa orkiestra Krakowskiej Młodej Filharmonii zagrała pod batutą dra hab. Tomasza Chmiela – dyrygenta i dyrektora muzycznego. Za przygotowanie wokalne uczestników odpowiadała Ilona Szczepańska, a za promocję – Joanna Kongstad. Obok KULTURAtki patronat medialny nad wydarzeniem objęły: Telewizja Kraków, Gazeta Wyborcza, Radio PLUS oraz dwumiesięcznik Miasto Kobiet.
Scena Kijów Centrum przygotowana została z należytą starannością i honorami – uścielona płatkami czerwonych róż, z eleganckim, stylowym fotelem po boku, na którym spoczywał okazały bukiet kwiatów. Jako gwiazda wieczoru wystąpiła genialna Natasza Urbańska, a w roli gospodarza obsadzono Tomasza Schimscheinera. W ciągu niemal trzygodzinnej uczty muzycznej pojawiło się jedenaścioro wybranych w castingach młodych artystów: Emma Herdzik, Katarzyna Ignatowicz, Diana Kaczor, Oliwia Konieczna, Agnieszka Koziarowska, Marlena Mazgaj, Kamila Najduk, Paulina Napora, Maja Sułdecka, Karolina Tosia Sypniewska oraz Piotr Zemła. Kobiety i mężczyzna. Młodsze i nieco bardziej dojrzałe osoby. Amatorzy i profesjonaliści. Każdy z nich inny, każdy czarujący. Ich muzyczne interpretacje ukazały różnorodność repertuaru i charakteru Violetty Villas. Z dwudziestu czterech zaprezentowanych piosenek trudno wybrać najlepsze, jednak kilka z nich wyróżniało się na tle pozostałych.
Najmłodsze uczestniczki, Maja Sułdecka oraz Oliwia Konieczna, zapewniły potężną dawkę wzruszeń. Szczególnie przejmująco w wykonaniu dziewięcioletniej Oliwii zabrzmiał „List do matki”. Katarzyna Ignatowicz dała się poznać w operowej odsłonie, prezentując solo „Granadę”, a w duecie z Jakubem Pawlikiem „Libiamo, ne’ lieti calici” z „Traviaty” Giuseppe Verdiego. Jedyny wśród „jedenastki wspaniałych” mężczyzna, Piotr Zemła, wprost oczarował widzów bajeczną interpretacją ponadczasowego utworu „Nie ma miłości bez zazdrości”. Ponadto zachwyciły także niezwykłe wykonania: „Szesnastu lat”, „Mechanicznej lalki”, „Dla ciebie miły”, „Całuj gorąco”, „Czterdziestu kasztanów” czy „Melancholie”.
O swoich wrażeniach po koncercie opowiedziała nasza redakcyjna koleżanka, Diana Kaczor, która tego wieczoru zapewniała ze sceny, że „Józek” wszystko wie, wprowadzając na moment rozrywkową nutę: „Bardzo cieszę się, że mogłam wystąpić podczas koncertu „Tribute to Violetta Villas”. To nie tylko szansa dla młodych artystów na pokazanie swoich umiejętności, ale również niezapomniane przeżycia i możliwość poznania naprawdę interesujących ludzi. Dla osoby, która nie ma muzycznego wykształcenia i nigdy profesjonalnie nie pracowała nad głosem to olbrzymi zaszczyt wystąpić na tej samej scenie z ludźmi, którzy już mają się z nią za pan brat. Czy się stresowałam? Oczywiście, chciałam zaśpiewać jak najlepiej, ale biorąc pod uwagę piosenkę, którą wykonywałam, doszłam do wniosku, że to ma być przede wszystkim dobra zabawa. A tej było bez liku! Nie zabrakło też wzruszeń, zarówno na samej scenie, jak i poza nią – wszyscy zżyliśmy się ze sobą, dwa miesiące wspólnych prób i wspólnego śpiewania bez wątpienia łączy ludzi. Uważam, że ten upamiętniający twórczość Violetty Villas koncert to idealny moment na przypomnienie sobie o tej niekonwencjonalnej i fenomenalnej artystce; każdy, kto choć trochę znał tę osobistość wie, że zasługuje na hołd. Nie zapominajmy, że to właśnie ona zrobiła w Polsce za czasów PRL-u największą furorę. Choć nie wszyscy za nią przepadali, Villas stała się ikoną. Ekscentryczna, zawsze barwna i przede wszystkim balansująca na granicy normy nie pasowała do naszej socjalistycznej estetyki. Za życia niedoceniana, wyśmiewana i spychana na dalszy plan, chociaż po śmierci powinna zostać zrehabilitowana. I myślę, że trochę się udało, że jej piosenki wyśpiewane przez nas 12 maja jeszcze na długo pozostaną w pamięci słuchaczy i zaczniemy sięgać też po te mniej znane, a jakże przecież piękne utwory nie tylko od święta.”
To, że w roli gwiazdy wieczoru poświęconego Violetcie Villas wystąpiła, znana przede wszystkim z teatru Studio Buffo, Natasza Urbańska nie mogło być przypadkowe. Artystki – przez duże A – mają bowiem wiele wspólnego. Obydwie łączy talent, wszechstronność, charyzma, uroda i szczęście. Połączenie tych wszystkich cech zwykle oznacza bycie skazanym na spektakularny sukces, a co za tym idzie – na nieustanną krytykę. Popisowe i bezbłędne wykonanie „Przyjdzie na to czas” oraz „Oczy czarne” obnażyły ogromny talent gwiazdy wieczoru, nagrodzonej gromkimi brawami. Nie tylko jej głos, ale i choreografia oraz kreacje zachwyciły publiczność. Gdyby Violetta Villas żyła, mogłaby stworzyć z Nataszą kompletny, pełnowartościowy duet.
O fachową opinię na temat całego koncertu poprosiłam także Joannę Wal, absolwentkę Szkoły Muzycznej I i II stopnia im. Bronisława Rutkowskiego, a aktualnie studentkę Akademii Muzycznej w Krakowie: „Na uwagę zasługiwała zdecydowanie orkiestra. Sprawność techniczna młodych muzyków jest godna podziwu i naśladowania. Aranżacje stanowiły nie lada wyzwanie, w szczególności pod względem rytmicznym – w tym miejscu brawa należą się szczególnie perkusistom. Brzmieniowo zachowali styl Violetty, ale nadali całości czegoś świeżego i nowego. Bardzo dobre solówki koncertmistrzyni oraz fletu poprzecznego. Jeśli chodzi o wokalistów: Angelika Tosia Sypniewska zaprezentowała piękny i delikatny sopran koloraturowy, a Piotr Zemła zaskoczył nietuzinkową barwą głosu i wrażliwością emocjonalną, o które tak ciężko wśród współczesnych artystów. Ponadto zaskoczyły mnie dwie małe dziewczynki dorównujące warsztatem starszym koleżankom. Jedyne, czego mi zabrakło to różnorodność brzmieniowa oraz, w przypadku niektórych wokalistek, odrobina kunsztu aktorskiego.”
Wspaniały wieczór uwieńczyły wykonania dwóch utworów. Pierwszym z nich był duet pomysłodawczyni przedsięwzięcia, Anny Dziedzic z Piotrem Zemłą w piosence „Kochaj mnie, a będę twoja”, w oryginale śpiewanym przez Violettę Villas oraz Kazika Staszewskego. Drugim – protest song „Ja jestem już taka”, w którego tekście diwa udowadnia swoim krytykantom, jak ogromnego dystansu nabrała przez lata do ich, zwykle bezpodstawnych, uwag i zarzutów. Roman Czesarek powiedział kiedyś o Violetcie Villas: „zawsze pytała najpierw, gdzie wystąpi, czy będzie przyjęta jak gwiazda, czy będą kwiaty, czy będzie dobra oprawa. Pieniądze nigdy nie były ważne. Ważne było to, czy będzie odpowiednio uhonorowana”. Sposób, w jaki Kijów Centrum wespół z K K Promotion oraz współorganizatorami przygotował „Tribute to Violetta Villas” był naprawdę imponujący. Wysmakowany i wytworny, ale nie przesadnie patetyczny. Jestem niemal pewna, że sama Primadonna Assoluta, gdyby tylko mogła, zgodziłaby się na nim wystąpić.
Autor recenzji: Wiola Nowak
Koncert: RE:STARS „Tribute to Violetta Villas”
Miejsce: Kino Kijów Kraków
Data: 12. 05. 2018
Źródło zdjęcia: youtube.com