Film zaczyna się jak mnóstwo innych dramatów: roztrzęsiona kobieta zostaje dosłownie wyrzucona z mieszkania przez swojego kochanka, ląduje na szpitalnym oddziale (z raną na czole) i żali się pielęgniarzowi ze swojego życia. Dochodzi do wniosku, iż przez starszego mężczyznę zmarnowała pół życia, a na dodatek nie ma teraz gdzie się podziać. Banał? Tak, ale w ciekawej kreacji Laetitii Dosch, która dostała Złotą Kamerę za najlepszy debiut w Cannes (2017). Nagroda zasłużona czy wielka pomyłka?
Co tak naprawdę chciała nam pokazać Pani reżyser, iż film tytułowano jako „nową falę feminizmu”? Ano w zamierzeniu i na papierze pewnie sporo. Co tu dużo pisać – wyszło przyzwoicie, ale jak na francuskie kino i szumne zapowiedzi skończyło się na „bardzo dobrze, dostatecznie”. Główna bohaterka to uosobienie „millenialsowej” trzydziestolatki. Podwyższony poziom ADHD, czyli 3x R: roztrzęsienie, rozgoryczenie i …rozczarowanie. Nijak jej kreacja ma się do tytułowego Paryża, który w filmie „gra” jedynie w cudzysłowie, bo tytułowym miastem mógłby być nawet Sosnowiec (nie obrażając nikogo ze Śląska). Wąskie kadry, wielokrotne zbliżenia, wszechobecny bokeh – miasto w tle pokazane jest w świetle ulicy nocą, w pośpiechu biegnące po schodach i w trakcie podróży metrem. Film mógłby nosić tytuł „Szukając Paryża”.
Ta niespecjalnie inteligentna niewiasta, zaraz po tym jak zostawi ją jej wykładowca, nie będzie miała się gdzie podziać. W spadku zostanie jej kot, którego spróbuje zostawić na cmentarzu i paczka papierosów. Odyseja trwa nadal, a Paula (Laetitia Dosch) zaczyna kombinować jak tutaj przeżyć miesiąc za 2,50 euraska. Jeśli to miał być manifest lub chociażby próba pokazania jak może wyglądać współczesne życie trzydziestolatków – to proszę Państwa oto rozczarowanie, bo zabieg się nie udał. Potencjał jest, bo i temat na czasie, ale dramat następuje po pierwszych minutach: film jest nijaki, chaotyczny, ciągnie się jak flaki z olejem, z główną bohaterką w życiu codziennym nikt by nie zamienił nawet pół słowa bo jest nudna, a Paryż zamiast miasta, do jakiego chce się wyjechać, gra tutaj korpomolocha, który przeżuwa i wypluwa próbujących znaleźć sens w życiu.
I chociaż to opowieść o późnym dojrzewaniu i portret buntowniczki przekonanej, że wszystko jest w zasięgu ręki, to widz ma wrażenie, że gdzieś ukryty jest inny wydźwięk tego filmu, tylko przez 1,5 godziny po prostu ciężko go znaleźć…”Paryż i dziewczyna” to bardziej włóczykij niż maszerujący do przodu żołnierz, „kino drogi”, tyle że po mieście. Ciekawą kreację stworzyła Laetitia, prezentująca pełną gamę emocji: od dzikiej rozpaczy, przez bezradność, po świadomość i akceptację konsekwencji podejmowanych wyborów. Być może wszystkie te nienaturalne uśmiechy i kolorowe kostiumy miały w założeniu stanowić przynętę dla masowej publiczności, jednak mam wrażenie, że w przyszłości obraz po prostu zostanie zaliczy w poczet szumnej zapowiedzi na którymś z lokalnych kanałów tv.
Autor: Karolina Futyma
Tytuł: „Paryż i dziewczyna”
Reżyser: Léonor Sérraille
Scenariusz: Léonor Sérraille
Data premiery: 1.06.2018 r.
Obejrzane dzięki uprzejmości: Aurora Films
Ocena: 5/10