Brutalny i liryczny, nowatorski i zanurzony w tradycji: Andrzej Bursa. Słynne wiersze „poety buntownika” dzięki Wydawnictwu Znak zyskały nowe wydanie, poszerzone o niepublikowane dotąd utwory oraz rysunki artysty. O pracy nad książką i zaskakująco aktualnej twórczości Andrzeja Bursy rozmawiałam z redaktorem publikacji, poetą i dziennikarzem, Wojciechem Bonowiczem.
Zeszłoroczna sześćdziesiąta rocznica śmierci Andrzeja Bursy na pewno nie była jedynym powodem dla Pańskiego powrotu do twórczości autora Luizy. Co skłoniło Pana do przemyślenia na nowo tekstów właśnie tego poety?
Wiadomo, że nie była jedynym powodem. Dzieła (prawie) wszystkie powstawały cztery lata. Przystąpiłem więc do pracy nad tą książką długo przed wspomnianą rocznicą i starałem się w miarę możliwości sięgnąć do archiwaliów, które po Bursie pozostały. A wybrałem go głównie z tego powodu, że ostatnie podobne „pełne” wydanie jego dorobku ukazało się prawie trzydzieści sześć lat temu. Silnie odczuwałem ten brak także dlatego, że Andrzej Bursa to poeta dla mnie ważny – twórcy debiutujący w okolicach roku ’56 w dużej mierze mnie ukształtowali. Dość powiedzieć, że Bursie poświęciłem nawet rozdział swojej pracy magisterskiej. Myślę, że jego teksty powinny być obecne i dostępne. Tym bardziej, że można zauważyć zainteresowanie tą twórczością u kolejnych pokoleń.
A co podczas tych czterech lat pracy okazało się dla Pana największym zaskoczeniem?
Zawsze przy takiej pracy znajdzie się coś nowego. Przygotowanie tego typu dzieła wymaga przeczytania wszystkiego raz jeszcze. Czytałem, mam nadzieję, będąc już trochę mądrzejszy niż dziesięć czy dwadzieścia lat temu. Ale chyba najbardziej przeżywałem to, że miałem do dyspozycji rękopisy Andrzeja Bursy. Pozostały po nim na przykład zapiski na małych karteczkach wyrwanych z notesika.
Rzeczywiście są bardzo niewyraźne?
Tak, tak, są zapisane ołóweczkiem na śliskim papierze i nieczytelne. Dlatego też, niestety, części utworów nie udało mi się odczytać i nie mogłem umieścić ich w książce. Samo obcowanie z rękopisami wystarczyło jednak, żeby wyobrazić sobie, jak poeta ucieka gdzieś do Parku Jordana albo na Błonia, albo jeszcze dalej, i tam próbuje sobie coś pisać. To było dla mnie bardzo silne doświadczenie. Trzeba uświadomić sobie, w jak trudnych warunkach powstawała ta twórczość. Mówię chociażby o zatłoczonym mieszkaniu – o świecie, w którym ludzie naprawdę żyli bardzo skromnie, a oprócz problemów materialnych doskwierały im silne naciski ideologiczne.
Wspomniał Pan o kontekście historycznym. W zeszłym roku jeden z Pańskich felietonów w „Tygodniku Powszechnym” dotyczył właśnie Bursy. Pisał Pan wtedy o nim jako o poecie, który w swoich czasach dokonał „być może najbardziej radykalnej zmiany w poezji”. Czy Andrzej Bursa wciąż jest rewolucyjny?
Rewolucja w poezji ma to do siebie, że w pewnym sensie nigdy się nie kończy. Bursa uruchomił sposób mówienia, którego w poezji polskiej nie było, albo prawie nie było (bo też trzeba wspomnieć jego zapowiedzi: czy to w twórczości Skamandrytów, czy Aleksandra Wata, albo, już po wojnie, Tadeusza Różewicza). Wykonał bardzo śmiały ruch, który można chyba porównać tylko z tym, co zrobił właśnie Różewicz, czy potem Białoszewski. Mówię o takim ustawieniu języka poetyckiego, który zbliża się do języka codziennego, nieraz nieporadnego, czy brutalnego. Ale przez to prawdziwego. Z drugiej strony, o czym się często zapomina, Bursa pozostał poetą wyrafinowanym, uformowanym przez tradycję literacką. Miał dużą świadomość tego, skąd przychodzi i co się wokół niego dzieje. Bardzo dobrze widać to na przykład podczas czytania wydobytej po jego śmierci powieści pt. Zabicie ciotki. Jest zaskakująco mocno powiązana z literaturą powstającą na Zachodzie, chociażby z twórczością egzystencjalistów. Można łączyć ją i z Kafką, i nawet z Dostojewskim. Widać więc, że Bursa miał ogromną świadomość formy. W pewnym momencie dokonał po prostu wyboru i postawił na pisanie w taki sposób, że podmiot jego wierszy wydaje się kimś, kto siada obok przy stole i rozmawia z nami bardzo naturalnym, pełnym dezynwoltury językiem: nie przejmuje się już konwencjami, tylko mówi, co myśli.
Czy można więc powiedzieć, że bliska przyziemnemu życiu poezja Bursy spełnia kryterium użyteczności? Sam przecież pisał dość jasno: „powinna służyć życiu”. Czy Pan, jako poeta, utożsamia się z tym poglądem? I, jeśli poezja powinna służyć życiu, w jaki sposób powinna to robić?
Powinna próbować z niego uchwycić to, co trudno uchwytne. Bardzo często poezja wybiera zbyt łatwe sposoby mówienia o życiu i formułuje takie refleksje, które skądinąd mogliby sformułować filozofowie czy publicyści. A zadaniem poezji jest wydobyć z życia coś trochę innego. Poezja powinna wkraczać w momenty niepewności, nieokreśloności, nieoczywistości. Bursa potrafił to zrobić dobrze. Jego szczytowym poetyckim osiągnięciem jest gatunkowo nieostra Luiza. Poeta proponuje tam ciekawe połączenie tradycyjnej liryczności i nowoczesnej groteski z elementami okrucieństwa. Efektem jest coś pięknego, ale właściwie tak wieloznacznego, że nie umiemy odpowiedzieć na pytanie, o czym to jest. W tym sensie Luiza się nie przyda. Jeśli ktoś chce z niej wyczytać jakiś morał – nie wyczyta. To jednak wcale nie oznacza, że taka poezja jest nieużyteczna. Ona nas uczy wrażliwości na te momenty w życiu, które są w prosty sposób niewyrażalne.
Luiza rzeczywiście wyróżnia się na tle pozostałych utworów Bursy. Wyrafinowany styl i wspomniana przez Pana, tradycyjna liryczność kontrastują z innymi wierszami poety, które są jednak dosadną, brutalną oceną okrutnej rzeczywistości. Poeta krytykuje bezmyślne, obłudne społeczeństwo, a od ludzi bliższy mu jest słynny „pierwotniak pantofelek”. Jak odnieść tę twórczość do czasów nam współczesnych – jak ją czytać dziś? Czy żyjemy „na dnie piekła”?
Nie jestem w stanie udzielić konkretnej odpowiedzi. Chyba nie podpisałbym się pod zdaniem, że żyjemy na dnie piekła, ale rozumiem, dlaczego literacko można to tak przedstawić. Bursa stawia bardzo istotne pytanie o przemoc, zarówno w życiu indywidualnym, jak i społecznym: czym jest i dlaczego jest jej tak wiele. Tego pytania nie da się tak po prostu od siebie odsunąć. Myślę, że Bursa miał ogromną przenikliwość w obserwowaniu, jak przemoc się powiela, a ludzie wzajemnie zarażają się nią. Dostrzegał mechanizmy powstawania struktur opresji w państwie stalinowskim, ale pojedynczy ludzie także byli dla niego nosicielami przemocy. Niekoniecznie tylko fizycznej, choć ta jest u niego mocno obecna w obrazach znęcania się, czy opisach tortur. Bursa był po prostu bardzo wrażliwy na ciemną stronę życia ludzkiego. Czy to się ma jakoś do naszych czasów? To się ma do każdych czasów. Spotkałem się z opinią, że siła tych wierszy przeminęła wraz ze światem, którego dotyczyły. Mam wrażenie, że ktoś, kto sformułował taką opinię, zwyczajnie nie doczytał. Świat, o którym pisze Bursa, przeminie wraz z końcem świata w ogóle. Po prostu. Zawsze będzie nas intrygowało, dlaczego ludzie po tylu okrutnych doświadczeniach z przeszłości zaczynają znowu tęsknić za wojną, za konfliktem, za katastrofą. Boją się jej, ale w jakimś sensie sami ją prowokują. Z tego punktu widzenia Bursa jest i będzie bardzo długo aktualny. Do tego wszystkiego należy dodać drugi ważny wątek, wątek buntu. Zwróconego nie tylko przeciwko ideologiom, ale także przeciwko samemu sobie: przeciwko temu wszystkiemu, co w nas poddaje się odruchom stadnym. Wydaje mi się, że nonkonformizm Bursy zawsze będzie ciekawy. Zmusza do nieufności wobec każdej ideologii i każdej mody – wobec wszystkiego, co narzuca zbyt stabilną formę.
Mówi Pan o Bursie jako twórcy uniwersalnym. Przejdziemy na chwilę do kwestii bardziej lokalnej, nazwijmy ją „sprawą polską”. Słynna Modlitwa dziękczynna z wymówką kończy się skierowanym w stronę Boga wyrzutem „ Ale dlaczego uczyniłeś mnie Polakiem?” . W innym wierszu czytamy mocne słowa: „Jestem szczurem/ gorzej: człowiekiem/ gorzej: Polakiem”. Jak czytać te prowokacyjne sformułowania i co twórczość Bursy może wnieść do, tak ważnych i żywych dzisiaj, dyskusji o Polsce i polskości?
Żeby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba by głębiej wejść w cały kontekst, o którym mówiłem przed chwilą. Przyjrzeć się temu, co Bursa ma do powiedzenia o świecie w ogóle. Po zakończeniu wojny jego pokolenie musiało się skonfrontować przynajmniej z dwiema wizjami polskości. Z jednej strony była to tęsknota za II Rzeczpospolitą. Za Polską przedwojenną, o której już było wiadomo, że nie wróci i że nie będzie można tak żyć, jak wtedy się żyło. Ludzie jednak mieli w sobie pewien sentyment – to była przecież Polska, która ich uformowała, co starali się przekazać późniejszemu pokoleniu. Bursa wyraźnie nie utożsamiał się z tą wizją, ale druga propozycja, którą reprezentowali komuniści, też była mu obca. Bardzo szybko poeta rozpoznał w niej wielkie oszustwo. Dostrzegł, że to właściwie wizja konformizmu i nie ma w niej wcale energii prawdziwej rewolucji. Myślę więc, że jego wiersze bronią przede wszystkim autentyczności. We wszystkim, także w patriotyzmie. Do Bursy pasuje określenie „niepodległy”. Rozumiał, że jeśli ludzie sami są zniewoleni, trudno mówić o pełnej niepodległości, nawet gdy państwo jest suwerenne. Teksty Bursy na pewno mogą nam pomóc w oderwaniu się od schematów myślenia o Polsce, ale nie wiem do końca, w którą stronę prowadzi ta jego refleksja. Myślę, że zasadniczym tematem jego twórczości było jednak coś innego: człowiek jako taki.
Mało budujący ten obraz człowieka, o którym pisze, że jest „smutnym niewolnikiem marzeń”.
Ale jaki aktualny. Bursa odczuwał coś, z czym spotykam się dziś w rozmowach z młodymi ludźmi. Mają oni przecież dużo więcej możliwości niż on wtedy, roztaczają się przed nimi wielkie perspektywy. Są otwarci, pakują się i wyjeżdżają, tu i tam: dziś są w Bolonii, jutro w Chicago. Żyjemy w świecie, który się otworzył, ale jednak młodzi mówią o nim często jako o świecie, który się coraz bardziej zamyka. Zwłaszcza gdy przychodzi do znalezienia pracy, czy określenia swojego miejsca w życiu. Bursa także uwypuklał ten problem „martwej pespektywy”, chociaż żył w zupełnie innych czasach! On naprawdę nic nie miał: jedna para butów, jedne spodnie… Nigdy też nie wyjechał za granicę. Bardzo silnie odczuwał rodzaj takiego egzystencjalnego zakleszczenia. Świat nie chciał się przed nim otworzyć nie tylko jako przed twórcą. W każdym aspekcie życia nieustannie mu przypominał, że trzeba stale pchać pod górę jakiś kamień. I jak dzisiaj rozmawiam z ludźmi, słyszę w ich głosie podobne troski. To bardzo dziwne. I bardzo ciekawe.
Rozmawiała: Maja Skowron
Wojciech Bonowicz – poeta, redaktor, dziennikarz, publicysta „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Literackiej Gdynia za tom Pełne morze. Autor nominowanej do Nagrody Nike biografii ks. Józefa Tischnera. Dwukrotnie nominowany do Nagrody im. Wisławy Szymborskiej za tomy Echa oraz Druga ręka. Ten ostatni został wyróżniony nominacją do tegorocznej Nagrody Nike, której laureatów poznamy w październiku. 22 sierpnia nakładem Wydawnictwa Znak ukazały się zredagowane przez niego Dzieła (prawie) wszystkie Andrzeja Bursy.