Podczas gdy w witrynach sklepów na próżno już szukać strojów kąpielowych, a biura podróży świecą pustkami bowiem okres wakacyjny dobiegł końca – ja, w arcyświątecznym nastroju bożonarodzeniowym i świeżo po Planecie Singli 2 – mogę wrócić do wspomnień o czarnych koniach ostatnich tygodni czyli bohaterach filmu Wojtka Smarzowskiego „Kler”.
Szum, jaki zrobił się wokół tego obrazu przerósł chyba samych twórców, chociaż już po pierwszych trailerach i zwiastunach można było się spodziewać mocnego uderzenia. Nawet Patryk Vega dostrzegł zagrożenie i bał się, że ktoś mocniej i dosadniej odstawi szopkę w polskim kinie. Ale czy takie trzęsienie ziemi faktycznie miało miejsce? Czy może za bardzo wszyscy rozdmuchali tę wydmuszkę i pękła jeszcze grubo przed premierą? A może tak bardzo jesteśmy zahukanym narodem, że nie wytrzymujemy napięcia i staramy się zabarykadować wszystko i wszystkich byle tylko nie zobaczyć/usłyszeć prawdy?
Film opowiada o gorzkiej przyjaźni trzech mężczyzn (tak się dziwnie składa – księży): Andrzeja Kukuły, Tadeusza Trybusa oraz Leszka Lisowskiego. Przy akompaniamencie Kultu i ich utworu „Maria ma syna” zapijają tajemnice dnia ostatecznego i specyficznie modlą się o pokój na plebani. Alkoholowe libacje to nie jedyne wybryki panów w sutannach, o nie! Jeżeli dojdą do tego związki pozaplebańskie z własną gospodynią, jazda po alkoholu i ucieczka z miejsca wypadku, opłaty skarbowe od sakramentów to… my jako Polacy wprost nie możemy w to uwierzyć! Nie i kropka. Takie rzeczy w katolickiej Polszy miejsca nie mają i niech Cię Bozia broni od bluźnierstw rzucanych w stronę kapłanów! Przyznajcie się, ile razy usłyszeliście taki tekst od swojej rodziny, bo odważyliście się mieć własne zdanie na temat kleru? Niech pierwszy rzuci sutanną ten, kto nigdy nie narzekał na ogólnodostępny cennik „co łaska” za: ślub, chrzciny, pogrzeb czy poświęcenie domostw.
Mimo, iż sama spodziewałam się wielkiego wow i szłam na film lekko zakłopotana, może nawet wstydziłam się za tych wszystkich kapłanów – to tuż po seansie miałam w głowie tylko jedno zdanie: Wojtek Smarzowski nie pokazał absolutnie nic, o czym byśmy wcześniej nie wiedzieli. Każda scena była dokładnie przemyślana i zaplanowana, a gesty, ruchy dłoni, mimika twarzy i rekwizyty wieńczyły dzieło doskonałe. Ale… no właśnie. Ta złość, gniew i wzburzenie, które pewnie w każdym z nas się kiedyś odzywa, odezwała się i w twórcach, bo zaczęli trochę kombinować. Wszystkie plagi kapłańskie sprowadzili gładko do parteru, w przeciągu dwóch godzin przeorali nas przez siedem grzechów głównych z prostytucją i pedofilią na czele. W ogóle mam wrażenie, że temat pedofilii był wytłuszczony boldem i podkreślony w scenariuszu, aż na kartkach pojawiły się dziury. Dla mnie przerost formy nad treścią i chęć dołożenia do pieca sprawiła, że film ogląda się momentami ciężko, mimo iż komediowych akcentów nie brakuje. Wielkim plusem jest nierozliczanie postaci w tej samej scenie, a nawet pod koniec obrazu. Widz ma szansę skonfrontować to w swojej głowie i sam zapalić świeczkę na grobie „uczciwych księży”. O dziwo nie razi mnie w oczy pycha i chciwość arcybiskupa Mordowicza (świetny Gajos!), który zaciera swoje tłuste rączki i tylko czeka aż mu Lisowski (Braciak) ustawi jakiś fajny przetarg. Mocne? Nie, raczej na porządku dziennym. Bo kto to widział, żeby hierarcha pobrudził zamszowe buty spacerując po grząskim terenie, na którym ma powstać świątynia?
Smarzowski osadził mieszkańców, którzy żyją wokół tych księży na jakiejś pipidówie przy dźwięku szczekających przy budach łańcuchów i rażących w oczy świateł lamp naftowych. „W kłopocie nie ma do kogo gęby otworzyć” ubolewa młody duchowny, przeżywający pierwszy kryzys wiary. W moim odczuciu najmocniejszym punktem filmu jest jednak spowiedź. Reżyser sprytnie wykorzystał formułkę, którą tłuką zakompleksieni mieszkańcy klęcząc i kajając się przy kratkach. Dostają pokutę na odwal się, wiadomo – rutynowo dziesięć zdrowasiek. Gorzej, gdy ci sami kapłani sami muszą wejść w rolę odbębniających zdrowaśki i rozliczyć się z grzechów przeszłości…
Tak, „Kler” to film krytykujący wszystko co jest związane z instytucją kościoła. Ale nie jest to obraz, z którego można zrobić pomyje i zakazać oglądania w kinach. Ktoś i tak rzuci kamieniem i powie, że Smarzowski widzi tylko to, co chce, że to nie cała prawda o Kościele, że przecież są „normalni” księża…ale czy „Drogówka” to cała prawda o policji? 🙂
Autor recenzji: Karolina Futyma
Tytuł: „Kler”
Reżyser: Wojciech Smarzowski
Scenariusz: Wojciech Smarzowski, Wojciech Rzehak
Data premiery: 28.09.2018 r.
Obejrzane dzięki uprzejmości: Cinema City Galeria Kazimierz
Ocena: 7/10